Obietnica anioła Frédéric Lenoir, Violette Cabesos Albatros, 2009 |
Powieść składa się z dwóch przeplatających się historii. Bohaterką
pierwszej z nich jest piękna, utalentowana archeolog Johanna, znawczyni sztuki
romańskiej, która rozpoczyna prace wykopaliskowe w starym opactwie na wyspie
Mont-Saint-Michel. Od dzieciństwa nawiedzają ją wizje tajemniczego mnicha,
który powtarza Ad accedendum, ad caelum, terram
fodere opportet (Trzeba przekopać ziemię, by osiągnąć niebo). Wizje te
nasilają się podczas pobytu w opactwie. Wkrótce zaś dochodzi tam do dziwnych
morderstw. Jednocześnie poznajemy historię
mnicha Romana, żyjącego w X wieku właśnie w tym miejscu. Zakochuje się on w
znachorce Mojrze, która przez jego współbraci zostaje ogłoszona heretyczką. Dopiero
w trakcie czytania okazuje się, jak bardzo obydwie opowieści są ze sobą
powiązane.
„Obietnica anioła” to powieść o miłości pomiędzy większej niż śmierć, niestety to historia z dużym, lecz niewykorzystanym potencjałem. Choć autorzy mieli interesujący pomysł, jego realizacja okazała się nieciekawa. Zabieg z przeplataniem się historii mających miejsce w różnych okresach czasu jest dosyć powszechnie stosowany w tego rodzaju książkach, w tym jednak przypadku daje on wrażenie chaosu. Możliwe, że jest to częściowo spowodowane, powieść ma dwóch autorów, lecz z drugiej strony jest wiele pozycji pisanych przez kilku pisarzy, a są spójne i dopracowane. Nie zaintrygował mnie ani wątek miłosny, ani kryminalny. Ponadto język i dialogi bohaterów nie brzmią naturalnie, co po prostu razi czytelnika. Przyznam się szczerze, że rzadko kiedy męczy mnie lektura jakiejś książki, a niestety w tym przypadku momentami to się zdarzało.
Książka ma jednak pewne swoje plusy. Dużo lepiej czytało mi się opowieść o mnichu Romanie i odniosłam wrażenie, że większym sukcesem cieszyłaby się książka skupiająca się jedynie na tej historii. Poznajemy także nieco historii opactwa, na ile jednak są to informacje prawdziwe i rzetelne trudno mi stwierdzić. Być może tak negatywnie oceniam tę pozycję, ponieważ porównanie jej do „Imienia róży” znacznie zwiększył moje oczekiwania wobec niej. Zdaję sobie sprawę, że jest to czysty chwyt marketingowy mający na celu zwabienie klienta, jednak te dwie książki nie łączy absolutnie nic. Naszła mnie przy tym pewna refleksja – od niedawna panuje dziwny zwyczaj, reklamowania słabych pozycji jako rywali dla arcydzieł literatury, co prowadzi do wielu nieporozumień i rozczarowań. Z innym podejściem być może ta książka nie byłaby taka zła. Można po nią sięgnąć chyba jedynie wtedy, gdy nie mamy pod ręką żadnej innej ciekawej książki.
Kasiu, wiem, że uwielbiasz czytać, ale żeby przebrnąć przez książkę, której głównymi bohaterami są piękna i utalentowana archeolog Johanna i mnich zakochany w znachorce, trzeba mieć dużo samozaparcia! :-)
OdpowiedzUsuńHaha, coś w tym jest :) szkoda, że większosc bohaterek jest niezwykle piękna, niezwykle mądra i niezwykle utalentowana, a brak jest prawdziwych ludzi
OdpowiedzUsuńNawiązanie do "Imienia róży" skutecznie mnie zachęca, ale ogrom samozaparcia wykorzystuję w wielu innych sytuacjach, szkoda mi go na nieciekawe książki... Aż tak z nią źle?
OdpowiedzUsuńTo nawiązanie jest, tak jak wspomniałam, mylące. ta książką absolutnie nie powinna być nawet stawiana na tej samej półce, co "Imię róży"! Nie polecam, bo szkoda czasu
UsuńW takim razie dziękuję za zaoszczędzenie mi rozczarowania. :) Co jak co, ale książkowe rozczarowania budzą we mnie wyjątkowo wielki niesmak - jak np. "Angielski pacjent", o zgrozo.
UsuńNie czytałam, ale widzę, że chyba nie mam czego żałować ;)
UsuńMusiałam przeczytać tą książkę, bo podobno miała powiązanie z tematem mojej prezentacji maturalnej. Po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron wymiękłam.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, ja przebrnęłam do końca, bo to była jedyna książka jaką miałam ze sobą na wyjeździe, ale wymęczyłam się okropnie...
UsuńOdpuszczę sobie w takim razie.)))
OdpowiedzUsuńZdecydowanie szkoda tracić na nią czas :)
Usuń