Tytuł: Trucicielka
Tytuł oryginału:
Concerto a la memoire d'un ange
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2011-02
Stron 240
|
Trucicielka
przyciągnęła mnie do siebie okładką – piękną i mającą w sobie to „coś”, co
nakazuje nam od razu wziąć ją do ręki. I choć mówi się, że nie szata zdobi
człowieka, a książki nie powinno oceniać się po okładce, w tym przypadku piękny
wygląd był zapowiedzią wspaniałego wnętrza.
Spodziewałam się powieści, jednak szybko przekonałam się, że
jest to zbiór czterech opowiadań, którym towarzyszy fragment dziennika,
prowadzonego przez autora podczas pisania tych utworów. Dzięki osobistym
zapiskom lepiej poznajemy postać Erica-Emmanuela Schmitta, francuskiego dramaturga,
powieściopisarza i eseistę. Muszę przyznać, że zaintrygowały mnie one równie
mocno, co same opowiadania, a jednocześnie utwierdziły mnie w przekonaniu, że
autor to wyjątkowy, niezwykle inteligentny i wrażliwy człowiek.
Wszystkie opowiadania łączy motyw przewodni – obsesja
towarzysząca bohaterom oraz święta Rita od przypadków beznadziejnych, o której
wzmianka w subtelny sposób pojawia się w każdym utworze.
Tytułowa Trucicielka
to starsza pani oskarżona o zamordowanie trzech byłych mężów i niewiernego
kochanka. Choć zostaje oczyszczona z zarzutów, staje się chodzącą legendą,
obiektem niemalże zabobonnego strachu mieszkańców miasteczka, w którym mieszka.
Pewnego dnia na jej drodze staje młody proboszcz,
który fascynuje ją do tego stopnia, że decyduje się wyjawić mu swój sekret.
Bohaterem opowiadania Powrót jest z kolei
marynarz, który podczas rejsu otrzymuje wiadomość o śmierci córki. Problem
polega na tym, że ma cztery córki, a nie dowiedział się, którą stracił. Jest to
moment zwrotny w jego życiu. Zdaje sobie sprawę, że nie tylko tak naprawdę nie
zna swoich córek, ale też był dla nich do tej pory wyjątkowo oschły i
niesprawiedliwy.
Oczywiście, że go kochały! Przy całym tym trudzie, jaki zadawał sobie dla nich, nigdy w domu, zawsze na morzu, aby zarobić pieniądze na mieszkanie, jedzenie, ubrania, szkoły… Oczywiście, że go kochały! Inaczej byłyby bardzo niewdzięczne […]. Zdaniem Grega miłość była obowiązkiem albo powinnością.
Teraz niestety jest już za późno by to naprawić…
Koncert „Pamięci
anioła” to poruszająca historia o odkupieniu i potępieniu, która pokazuje,
jak jedno wydarzenie może całkowicie zmienić nasze życie. Czy każdy może dostać
drugą szansę? Czy morderca ma szansę stać się dobry człowiekiem? A czy dobry
człowiek może upaść tak nisko, że nie ma w nim już żadnych ludzkich cech?
Przewrotną stronę natury człowieka obrazuje Elizejska miłość, opowieść o na pozór
szczęśliwej żonie prezydenta, a w rzeczywistości opuszczonej samotnej kobiecie.
„Znalazłam swoją drogę. Co mam robić po odkryciu, że cię już nie kocham? Nienawidzić cię. To mi odpowiada.” […] To z wściekłości nadal była mu wierna, tak jak od samego początku jego kadencji. Święta. Nie dało się przyłapać jej na błędzie. Nigdy żadna kobieta nie dołożyła takiej staranności, aby nie zdradzić swojego męża; jeżeli kiedyś robiła to z szacunku dla niego, to teraz po to, aby go upokorzyć.
Wszyscy bohaterowie przechodzą przemianę, mniej lub bardziej
zauważalną, choć sami raczej nie zdają sobie z niej sprawy. Opowiadania
Schmidta skłaniają do refleksji i zastanowienia się nad sobą, nad swoim życiem
i tym, w jakim kierunku je prowadzimy. Nawet nie zauważamy, jak bardzo wpływają
na nas ludzie, którzy nas otaczają, a pozornie błahe wydarzenia mogą zmienić całe
nasze życie. Jednak największy wpływ na nasz
charakter i osobowość mamy my sami.
Nigdy nie zwróciłem uwagi na to, jak bardzo, z upływem lat, stajemy się wolni. W wieku dwudziestu lat jesteśmy tym, co uczyniło z nas wykształcenie, ale już około czterdziestu – tym, co powstało w wynik własnych wyborów, jeżeli takich dokonaliśmy.
Autor w mistrzowski sposób operuje językiem i opowiada o
emocjach w taki sposób, że naprawdę porusza i wzrusza bez zbędnego
melodramatyzmu. Jestem przekonana, że jeszcze wielokrotnie wrócę do Trucicielki, nie na darmo zdobyła ona w
2010 roku nagrodę Goncourtów – jedną z najważniejszych francuskich nagród
literackich. Zdecydowanie polecam.
Jedna z tych książek Schmitta, których jeszcze nie przeczytałam, a bardzo na nią poluję - mam nadzieję, że wkrótce mi się uda, bo takie pozytywne recenzje jak Twoja jeszcze bardziej zaostrzają mój apetyt ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Książka jak najbardziej warta przeczytania. Musiałam ją oddać, bo była pożyczona, ale planuję i tak ją kupić, bo z pewnością będę chciała do niej wrócić :)
UsuńTo było moje pierwsze spotkanie ze Schmittem, ale dzięki "Trucicielce" wiem, że sięgnę też po inne jego książki ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Ja się zbieram, żeby przeczytać i mam wątpliwości - książki Schmitt należą raczej do tych smutnych i nie wiem czy mam siłę na rozważania i psucie sobie humoru. Jednak w to, że jest znakomita nie wątpię. ;)
OdpowiedzUsuńHm, czy są smutne? Może trochę, bardziej wzruszające, zwłaszcza dwa ostatnie opowiadania ;)
UsuńO, coś ciekawego na horyzoncie. Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją, bo akurat sama okładka nie skłoniłaby mnie do sięgnięcia po tę książkę. Dzięki : )
OdpowiedzUsuńProszę ;) Cieszę się, że spodobała Ci się recenzja :)
UsuńCzytałam i bardzo mi się podobała, tak jak też inne książki tego autora ;D
OdpowiedzUsuńA którą z pozostałych książek poleciłabyś najbardziej? :)
UsuńTrochę poniewczasie włączam się do dyskusji, ale może to przeczytasz :)
UsuńNa pewno warto poznać sztandarowe dzieło tego autora, którym jest "Oskar i pani Róża". Dawno temu czytałam też "Pana Ibrahima i kwiaty Koranu" - ciekawa i przyjemna lektura :)
Mam je w planach, bo naprawdę podobała mi się "Trucicielka" :)
UsuńPs. Czytam wszystkie komentarze, Aniu :P
Lubię Schmitta i czytałam już trochę jego książek, szczególnie mi się podobają jego opowiadania o kobietach dlatego będę chciała przeczytać i tę książkę.
OdpowiedzUsuńKest to piekna ksiązka, ale niestety dla mnie nie łatwa
OdpowiedzUsuń