Tytuł Debiutantka Tytuł oryginału: The Debutante Autor Kathleen Tessaro Wydawnictwo Muza Data wydania 2011-06 Stron 344 |
Wielokrotnie już wspominałam, że choć nie powinno oceniać
się książki po okładce, ładne wydanie potrafi mnie skusić do lektury bardziej
niż interesujący opis. W okładce Debiutantki
zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Przywiodła mi na myśl elegancki świat
wyższych sfer okresu międzywojennego.
Muszę przyznać, że powieść Kathleen Tessaro całkowicie mnie
zaskoczyła i to dwukrotnie. Pierwsze rozdziały przyniosły rozczarowanie.
Wszystko wskazywało na to, że trafiłam na kolejny romans i to na dodatek mający
miejsce we współczesnym Londynie. Jednak wraz z kolejnymi rozdziałami
przekonałam się, że nie jest to historia miłosna, a raczej nieco pesymistyczna
opowieść o relacjach między kobietą i mężczyzną, które oscylują między
zaborczym pożądaniem, obsesją i chęcią posiadania drugiej osoby na własność.
Debiutantka to historia
dwóch kobiet, które szukając szczęścia i miłości, nieuchronnie zmierzają ku
autodestrukcji. Cate zmaga się z demonami przeszłości i dochodzi do siebie po
zakończeniu mrocznego, wręcz perwersyjnego związku z nieznanym czytelnikowi
starszym mężczyzną. Próbując rozpocząć nowe życie postanawia rozwiązać
tajemnicę zniknięcia Diany „Niuni" Blythe, jednej z najpiękniejszych młodych
kobiet debiutujących w „towarzystwie” w latach 30. w Londynie
Postać Niuni Blythe zafascynowała mnie od samego początku.
Autorka pozostawiła w jej historii wiele niedomówień, które pobudzają
wyobraźnię, choć pozostawiają też pewien niedosyt. Losy Diany poznajemy głównie
z listów pisanych przez nią do siostry i kochanka. Na tym tle wątek Cate wypadł stosunkowo słabo i mniej przekonująco, choć
muszę przyznać, że końcowe rozdziały były zaskakujące i dopiero wtedy historia
Cate mnie poruszyła. Zwłaszcza, gdy poznałam prawdziwą naturę związku, z
którego dopiero co się uwolniła.
Pomimo kiepskiego początku, nie żałuję, że sięgnęłam po Debiutantkę. Stanowi interesujące
przełamanie stereotypu typowej pozycji z literatury kobiecej. Nie ma tu
przesłodzonych fragmentów, gdzie bohaterowie godzinami gruchają o swej
nieskończonej miłości. Wręcz przeciwnie, jest bardzo pesymistycznym obrazem
relacji międzyludzkich i tego, że żaden związek nie jest nierozerwalny, ani na
zawsze.
Moja ocena: 4+/6
Recenzja ukazała się również na portalu Lubimy Czytać.
Brzmi calkiem, calkiem, moze sie skusze, tym bardziej, ze i mnie okladka sie bardzo podoba :-).
OdpowiedzUsuńNo ja się muszę przyznać, że okładka potrafi mnie zaczarować i nawet najsłabszy opis mnie wtedy nie odpędzi od książki ;)
UsuńKsiążka w sam raz dla mnie :)
OdpowiedzUsuńA więc życzę udanej lektury ;)
UsuńOkładka rzeczywiście zachęca i recenzja tym bardziej. Na pewno zajrzę.
OdpowiedzUsuńOj już dawno się za nią rozglądam. Też właśnie okładka na początku mnie oczarowała ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że okładka zrobiła wrażenie nie tylko na mnie, a na większości z nas :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie choćby ze względu na to,że rzecz dzieje się w Londynie .Ostatnio interesują mnie książki angielskich i irlandzkich pisarzy.))))
OdpowiedzUsuń