Tytuł Kieliszek trucizny Tytuł oryginału Un bicchiere di veleno Autor P.D.Baccalario, A.Gatti Seria Na tropie sensacji Tom 1 Wydawnictwo Zielona Sowa Data wydania 2011-11 Stron 172 |
Poniższa recenzja bierze udział w konkursie organizowanym przez Syndykat Zbrodni w Bibliotece na recenzję lipca - więcej szczegółów znajdziecie tutaj.
Pierdomenico Baccalario jest znany polskim czytelnikom
przede wszystkim jako autor dwunastotomowej serii dla młodzieży „Ulysses
Moore”. Tym razem dzięki Wydawnictwu Zielona Sowa także młodsi czytelnicy mają
niepowtarzalną szansę poznać jego twórczość. A to za sprawą cyklu kryminalnego
dla dzieci i młodszych nastolatków, który napisał wspólnie z Alessandrem Gatti,
pt. „Na
tropie sensacji”. Choć we Włoszech wydano siedem części wchodzących w skład tej
serii, w Polsce do tej pory ukazały się dopiero dwie: „Kieliszek trucizny” oraz
„Magiczna zakładka”.
Nikola i Simon Gaillardowie to rodzeństwo niezwykle
rezolutnych dzieciaków, których największą pasją jest rozwiązywanie zagadek
kryminalnych. Są zafascynowani postacią słynnego detektywa Kinga Ellertona,
bohatera ich ulubionych książek. Okazuje się, że nie tylko ich pasjonuje
odkrywanie tajemnic. Wkrótce pewna niezwykła sprawa połączy siedmioro
mieszkańców domu nr 11 w zaułku Woltera – młodych Gaillardów, nastoletniego
muzyka Leona, słynnego emerytowanego adwokata Ferdynanda, gburowatego
listonosza Wiktora oraz panią Jaśminę i jej syna, Ludwika, właściciela
antykwariatu. W zamkniętym mieszkaniu w kamienicy, gdzie mieszkają, powstaje
bowiem… tajny klub detektywów! Warto dodać, że tych pozornie całkowicie różnych
bohaterów łączy coś jeszcze – uwielbiają naleśniki z czekoladą i pyszne ciasta
pani Jaśminy, przy których rozwiązywanie nawet najtrudniejszych zagadek staje
się dużo łatwiejsze.
Impulsem do założenia klubu staje się tajemnicza sprawa
niejakiego pana Marcelego Dumonta. Pewnego dnia Nikola
i Simon są świadkami nieudanej (na szczęście!) próby zabójstwa tego niepozornego,
starszego mężczyzny. Ktoś celowo próbował go rozjechać na przejściu dla
pieszych! Kilka godzin później rodzeństwo odkrywa, że mężczyzna, który o mały
włos nie stał się ofiarą, został oskarżony o podwójne morderstwo – otrucie
dwojga swoich sąsiadów. Młodzi Gaillardowie nie wierzą w winę pana Marcelego i wspólnie
z przyjaciółmi postanawiają przeprowadzić śledztwo, by odkryć prawdę.
Przez pierwsze rozdziały akcja biegnie raczej powoli, co
pozwala nam na poznanie głównych bohaterów. Jednak od momentu zawiązania
amatorskiego klubu detektywów, nagle wydarzenia nabierają tempa i nie sposób
oderwać się od lektury. „Kieliszek trucizny” zawiera wszystkie elementy dobrego
kryminału: interesującą fabułę, dobrze
przemyślaną intrygę, sprawnie przeprowadzone
śledztwo i świetnych bohaterów. Wszystko to zostało oczywiście dostosowane do
wieku czytelników, do których skierowana jest seria, czyli dzieci powyżej 9
roku życia. Powieść czyta się bardzo szybko i przyjemnie także za sprawą
lekkiego, nieco żartobliwego stylu i prostego języka, w jakim została napisana.
Dużym, o ile nie największym, atutem cyklu są jego
bohaterowie. Choć na pierwszy plan wybijają się Nikola i Simon, cała siódemka
detektywów zasługuje na uwagę i docenienie. Różni ich niemal wszystko – wiek,
wykonywany zawód, pochodzenie, ale łączy wspólna pasja i przyjaźń. Bardzo
spodobało mi się to, że do rozwiązania zagadki przyczynili się wszyscy
członkowie klubu, każdy wniósł swoją „cegiełkę” i zdobył ważne dla śledztwa
informacje. Przekaz książki jest więc jasny – w jedności siła, razem można
zdziałać więcej.
Mogę przyczepić się jedynie do dwóch drobnych spraw. Po
pierwsze, w jednej scenie na początku książki autorzy wyraźnie dali do
zrozumienia, że w domu powinien istnieć podział obowiązków kobiecych i męskich,
przy czym to panie sprzątają ze stołu po obiedzie, a panowie (nawet ci
kilkuletni) mogą w tym czasie byczyć się przed telewizorem. Po drugie, nie
rozumiem powodu, dla którego imiona dwojga głównych bohaterów zostały w polskim
tłumaczeniu zmienione. W wersji polskiej spotkamy więc Nikolę i Simona,
natomiast w oryginale są to Annette i Fabrice.
Pomijając te drobne mankamenty, „Kieliszek trucizny” to
rewelacyjna powieść dla młodych tropicieli sensacji i świetny pomysł na
rozpoczęcie przygody książkami detektywistycznymi. Jestem przekonana, że
spodoba się wszystkim dzieciom w wieku 9-13 lat, nieco starszym także powinna
przypaść do gustu.
Moja ocena: 5/6
A miłośnikom tajemnic i zagadek polecam także stronę
http://www.natropiesensacji.pl/
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.
Recenzja ukazała się także na stronie Lubimy Czytać.
Dla dzieci naprawdę świetna pozycja. Trochę żałuję, że nie było zbyt wielu podobnych książek, kiedy byłam w odpowiednim wieku ;)
OdpowiedzUsuńTeż często tego żałuję, więc lubię sięgnąć czasem po taką książkę dla dzieci :)
UsuńJa akurat pod tym względem miałam spaczone dzieciństwo - uwielbiałam wykradać dziadkowi Szekspira (przepraszam za spolszczenie nazwiska) i tak mi już zostało. ;)
Usuń"Szekspir" jest używany powszechnie, więc nie przepraszaj, bo nie ma za co ;)
UsuńMi dzieciństwo upłynęło przede wszystkim pod znakiem powieści z dalekiej północy zwłaszcza w wykonania Curwooda :)
Już kiedyś słyszałam o tej książce i od tamtego czasu bardzo chcę ją przeczytać. Mam nadzieję, że w końcu będę miała okazję po nią sięgnąć, bo jakoś ciągle się mijamy.
OdpowiedzUsuńTeż tak mam z wieloma książkami, ale w końcu trzeba postawić sprawę jasno i wziąć się za ich przeczytanie :)
UsuńU mnie też stosik leżał do czytania, ale na szczęście z każdym dniem go ubywa ;)
UsuńJa akurat go schowałam w głąb szafy (!), co by mnie nie kusił....
Usuńwidzę, że szykuje się nam kolejna ciekawa seria :)
OdpowiedzUsuńa to, że dla trochę młodszych czytelników, to mnie jakoś zbytnio nie rusza - lubię czytać nawet książeczki dla dzieci :)
To podobnie jak ja, co zresztą pewnie łatwo zauważyć po wpisach na moim blogu ;)
UsuńDobra książka jest odpowiednia dla każdego wieku ;)
UsuńTym razem raczej nie wpisuję się w target, więc odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńJa też zdecydowanie nie należę do targetu, ale czytało mi się wyśmienicie :)
UsuńCzytałam i strasznie mi się podobało - za moich czasów była tylko seria o Panu Samochodziku, więc teraz sobie muszę powetować brak literatury sensacyjnej dla młodzieży:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Och, pamiętam pana Samochodzika :) Tak się nawet zastanawiam, co się stało z moimi książkami z tej serii... I widzę, że mamy kolejną wspólną rzecz - ja także nadrabiam teraz literaturę młodzieżową :D
UsuńTeż lubię poczytać bajki, które czytałam w młodości, żeby je sobie przypomnieć ;)
UsuńJa akurat nie - chociaż często po Szekspira sięgam, więc jeśli to się liczy. ;)
UsuńSuper ! Po przeczytaniu recencji mimo , że mam już ponad te 13 lat mam wielką ochotę przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuńA propos zmiany imion - to jakaś mania niektórych redaktorów (bo tłumacze z reguły zostawiają oryginalne nazwy i imiona), którzy są zdania, że polskie dziecko inaczej nie zrozumie, o co chodzi. Więc spolszcza się wszystko i na siłę, nie patrząc na realia...
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, ciekawa pozycja. Ja bym się skusiła, ale moje wybredne smoki to już nie wiem... Ulisesem wzgardzili.
W niektórych przypadkach na to spolszczenie jeszcze bym mogła przymknąć oko, ale Nikola i Simon zdecydowanie do polskich imion nie należą (choć chyba to pierwsze imię powoli toruje sobie drogę wśród polskich rodziców).
UsuńŚwietna recenzja, aż chce się sięgnąć po książkę :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, od razu lepiej się człowiekowi robi po przeczytaniu takich miłych słów :)
UsuńSama prawda ;)
UsuńCzytałam tę książkę i bardzo mi się podobała. Polecam również drugi tom, który jest lepszy od poprzedniego! :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie kończę go czytać i zgadzam się - jest świetny :)
UsuńKurcze, leży u mnie już od dawna i w sumie nie wiem czemu się jeszcze za nią nie zabrałam ;)
OdpowiedzUsuńNajwyższy czas Irenko, może przekonam Cię do tej serii podobnie jak do Kronik Archeo? :)
UsuńW najbliższych dniach się o tym przekonamy ;)
UsuńWe Włoszech siedem, w Polsce dwie części - bez komentarza.
OdpowiedzUsuńKsiążka wprawdzie nie dla mnie, ale nie zawahałabym się przed jej kupnem np. dla kuzyna, ucznia szkoły podstawowej.
Druga część ukazała się w tym roku, więc liczę, że i kolejne wkrótce się pojawią :)
UsuńMyślę, że dla mojego brata byłaby idealna :)
OdpowiedzUsuńMam w planach, bo ja w zasadzie nie uznaję podziału na książki dla dzieci/ dla dorosłych ;)
OdpowiedzUsuńMoi znacznie młodzi kuzyni, uczniowie podstawówki, też takiego podziału nie uznają, sięgając po Kinga, Mastertona i im podobnych...
UsuńNajpierw chciałabym przeczytać całą serię "Ulysses Moore" a potem ewentualnie zabrać się za to. Na pewno polecę ją kuzynowi, on lubi takie książki :)
OdpowiedzUsuńteż jestem ciekawa "Ulyssesa", więc pewnie przy pierwszej nadarzającej się okazji postaram się go przeczytać :)
UsuńKolejny świetny pomysł na lekturę dla mojego bratanka. Z przyjemnością podsunę mu tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ja też podsunę dzieciakom, niech czytają ;)
UsuńJak byłam młodsza to uwielbiałam takie książeczki:)
OdpowiedzUsuńJa akurat wprost przeciwnie. Nieco mnie irytowały.
UsuńZastanawiam się, czy przypadkiem nie wyrosłam z takich książek. Gdybym była młodsza, na pewno bym po nią sięgnęła. ;)
OdpowiedzUsuńWażne to wiecznie czuć się młodym ;)
UsuńZ postu i komentarzy widać że książka do siebie zachęca i budzi ochotę przeczytania pomimo że adresowana jest do dzieci. I tak właśnie zaczęłam się zastanawiać nad tym "przeznaczeniem wiekowym książki". Przecież tak często się zdarza, że książkę dla dzieci i młodzieży czytają dorośli, a same młodsze pokolenie sięga po coś "poważniejszego". W dodatku większość książek śmiało można by było określić jako "uniwersalne". Od razu przypomniał mi się także fragment filmu bodajże miał tytuł "Magiczne słowa", chodzi mi o nieautoryzowaną biografię autorki Pottera. Była tam scena gdy maszynopisem nie chciał się nikt zainteresować, nawet go przeczytać i dopiero po tym zdecydować czy warto książkę wydawać czy nie skoro w ich opinii książki dla dzieci były za mało dochodowe. A jak się okazało książka trafiła do rąk niemal każdego pokolenia. Może i w ten sam sposób wielu z nas odrzuca pozycję, która mogłaby mu się spodobać tylko dlatego że zaklasyfikowana jest jako inny gatunek (zdarza się że bardzo mylnie) lub ze względu na młodszego adresata.
OdpowiedzUsuńPowodzenia po raz enty! ;)
OdpowiedzUsuń