Tytuł Nieznane przykazanie Autor Marek Meissner Wydawnictwo Sol Data wydania 2012-07-25 Stron 365 |
Sięganie po książki debiutujących autorów można porównać do
loterii – albo dopisze nam szczęście i czeka nas przyjemna, wciągająca lektura,
albo trafi w nasze ręce totalny gniot. „Nieznane przykazanie” Marka Meissnera
plasuje się gdzieś po środku tej skali. Choć pierwsze rozdziały rozbudziły mój
apetyt i dały nadzieję na wciągającą powieść, dosyć szybko okazało się, że
niezły początek wcale nie gwarantuje równie dobrej całości.
Akcja powieści rozpoczyna się w 1692 roku w Salem, które
ogarnęło szaleństwo polowań na czarownice (w tym momencie aż pisnęłam z
uciechy, bo z dużym zainteresowaniem czytam wszelkie opowieści nawiązujące do
tej historii). Konstancja Green, kobieta mało urodziwa i pałająca nienawiścią
do pozostałych mieszkańców miasteczka, odurza się narkotyczną substancją
zawartą w sporyszu i przeżywa pierwsze spotkanie z diabłem. Wkrótce rozpoczyna
swoją zemstę na sąsiadach, rzucając podejrzenia o uprawianie czarów na kobiety,
które kiedyś ją uraziły.
Właściwa akcja powieści toczy się jednak w czasach
współczesnych. Życie Marka Wellsa, niegdyś znanego i cenionego dziennikarza,
sypie się w gruzy. Piękna żona, którą ubóstwiał i dla której porzucił swoją
karierę, rzuca go dla milionera, mówiąc mu wprost, że go kocha, ale do
szczęścia potrzebuje pieniędzy. Pod względem zawodowym, sytuacja nie wygląda
dużo lepiej – mężczyzna trafia do redakcji, gdzie na skutek nieporozumienia
staje się obiektem nienawiści naczelnego, który każe mu zajmować się samymi
nudnymi lub wtórnymi tematami. Gdy Mark dostaje zlecenie napisania artykułu na
temat rodziców autora kontrowersyjnej książki „Nieznane przykazanie”, nie
podejrzewa nawet, w jakie kłopoty się pakuje. Okazuje się bowiem, że matką
pisarza jest Konstancja Green (do samego końca książki nie byłam pewna, czy
zbieżność nazwiska z kobietą z XVII wieku jest przypadkowa czy celowa), która
zawarła pakt z diabłem i knuje spisek, mający na celu skompromitowanie Kościoła
katolickiego. Z pomocą redakcyjnej koleżanki, Carli, Wells rozpoczyna prywatne
śledztwo, by odkryć tajemnice rodziny Greenów.
Tytułowe „Nieznane przykazanie” to książka, która w świecie
opisanym przez Meissnera wzbudziła kontrowersje zbliżone do pierwszej reakcji
na „Kod Leonarda da Vinci” Dana Browna. Została uznana za atak na Kościół, a
treści w niej zawarte za niezwykle szkodliwe. W powieści stała się także
pretekstem do dyskusji na temat dobra i zła, moralnego prawa człowieka do
decydowaniu o tym, co jest właściwe i słuszne. Niezbyt jednak przekonało mnie
to, jak wielkie książka ta wzbudziła oburzenie i jak ogromną krytykę doktryny
katolickiej wywołała. W końcu byliśmy już świadkami publikacji znaczniej
bardziej kontrowersyjnych tekstów, które jakoś nie zachwiały podstawami
Kościoła.
Fabuła, choć początkowo intrygująca, ostatecznie także mnie
nie przekonała. Przede wszystkim wiele pomysłów oraz rozwiązań, jakie
wprowadził do tekstu autor wydało mi się skrajnie nierealnych i naiwnych.
Najbardziej jest to widoczne w zakończeniu powieści – sposób, w jaki
udaremniono największy w historii spisek mający na celu ośmieszenie, czy wręcz
zniszczenie autorytetu Watykanu, okazał się mało przekonujący i nieco komiczny.
Czytaniu książki nie towarzyszyło ani wyczekiwanie na kolejny rozdział, ani
wypieki na twarzy, ani nawet większe zainteresowanie z mojej strony.
Największą wadą książki nie są jednak wpadki fabularne czy
brak napięcia, a bohaterowie, którym brak głębi i wielowymiarowości.
Praktycznie każda postać została stworzona według oklepanego schematu, co
najbardziej rzuca się w oczy w odniesieniu do czarnych charakterów – Konstancji
Green i jej pomocnika, Leona Moreno. Ich sylwetki zostały wręcz karykaturalnie
przerysowane, zamiast więc wzbudzać niepokój i strach, zwyczajnie śmieszą.
Niewiele lepiej jest w przypadku bohaterów pozytywnych – Marka, Carli i
towarzyszącego im księdza Andrew. Są niemal do bólu przewidywalni i nie
wyróżniają się niczym szczególnym.
Muszę jednak przyznać, że jak na debiutanta, Meissner ma
całkiem niezły styl – obrazowy i przyjemny w odbiorze. A jednak, choć książka
jest w zamierzeniu thrillerem, autor popełnił kilka opisów, jakby żywcem
wyjętych z taniego romansidła:
Nigdy wcześniej tak
się nie czuła. Milczała zmieszana. I nagle pod wpływem impulsu, a może i
odrobinę ośmielona alkoholem, drżąc jak w gorączce, sama przylgnęła do jego
warg. Mocno i namiętnie. […] Nie było nic poza nią, nim oraz gwiazdami nad
głową…
Reasumując, książka może się spodobać miłośnikom teorii
spiskowych i powieści w stylu Dana Browna, choć zastrzegam, że jest od „Kodu…”
znacznie słabsza pod względem fabularnym. Nie uznaję czasu spędzonego na jej
lekturze jako stracony, jestem jednak zawiedziona, ponieważ spodziewałam się,
że książka mnie porwie i wciągnie. Tak się niestety nie stało. Niemniej jednak,
panu Markowi Meissnerowi życzę powodzenia w pisaniu kolejnych powieści i
wykorzystaniu potencjału, jaki w nim drzemie.
Moja ocena: 3-/6
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sol.
Recenzja ukazała się także na portalach Lubimy Czytać.
Miałam bardzo podobne odczucia - i kurczę, cieszę się, że nie zostawiłaś mnie samej z niedosytem; We dwójkę raźniej xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Właśnie widziałam Twoją recenzję na LC, kiedy wrzucałam tam swój tekst. Uciekła mi ona jakoś na Twoim blogu... Może opublikowałaś ją w ciągu tych kilku dni, kiedy nie mogłam się do Ciebie dostać?
UsuńA co do samej książki, właśnie przez cały czas miałam wrażenie, że czegoś mi tu brakuje, coś jest nie tak, że to nie to. Też się cieszę, że nie tylko ja tak to odebrałam :)
Pozdrawiam!
A mi tam książka przypadła do gustu :) Spędziłam przy niej kilka miłych godzin i nie żałuję ich. A że trochę to wszystko naciągane i podobne do "Kodu...", no cóż - to debiut literacki i trzeba trochę mocniej zmrużyć oko ;]
OdpowiedzUsuńCały urok literatury polega na tym, że każdemu podoba się co innego :)
UsuńPisałam już u Isadory, że nie ciekawi mnie ta książka, więc nie chcę się powtarzać. Po prostu takie historie mnie nie kręcą, a na dodatek wskazałaś na kilka poważnych niedociągnięć, więc odpuszczę sobie. Za to tak myślę, że chyba powinnam poznać ten słynny swego czasu "Kod Leonarda da Vinci", bo nie znam ani książkowej, ani filmowej historii.
OdpowiedzUsuńMiałam okazję przeczytać "Kod..." wkrótce po jego premierze i choć fabuła jest kontrowersyjna, to powieść wtedy wciągnęła mnie naprawdę mocno. Możliwe, że była to też kwestia nowości - w końcu to pierwsza książka tego typu, jaka się u nas ukazała. Nie polecam natomiast filmu, byłam nim naprawdę zawiedziona.
UsuńO filmie słyszałam, że kiepski, ale na książkę może kiedyś się skuszę :)
UsuńNie wiedziałam, że powstał też film. Jesteś pewna, że nie jest to tylko zbieżność tytułów?
UsuńMam na myśli film "Kod da Vinci". Nie widziałam go, ale słyszałam, że jest kiepski, a historia gorzej przedstawiona niż w filmie. Co potwierdziłaś, pisząc, że byłaś nim zawiedziona. Mam nadzieję, że wszystko dobrze zrozumiałam :)
UsuńEh, to ja ciemna jestem - pisałam z telefonu i nie doczytałam komentarza powyżej... Mea culpa i się kajam :)
UsuńNie szkodzi, nic się nie stało :)
UsuńMiałam ją w ręku, nawet jeszcze w księgarni na lotnisku, ale stchórzyłam... Nie chciało mi się ryzykować nieznanym autorem, debiutem, tematyką, na której łatwo się wyłożyć. No i nie kupiłam. Ale autorowi też życzę wytrwałości w tworzeniu kolejnych powieści, bo przecież debiut niejednego z wielkich nie zachwyca...
OdpowiedzUsuńNiewykluczone, że autor wkrótce zachwyci nas nową powieścią. Masz rację wiele debiutów nie jest zbyt udanych, nawet w przypadku zasłużonych pisarzy.
UsuńMyślę, że tym razem odpuszczę, ewentualnie przeczytam, jak znajdę w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńRaczej spasuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Z braku laku dobry kit, ale jest wiele innych ksiązek które zachęcają mnie bardziej. Mam wrażenie że autor nie potrafił się zdecydowac jakiego gatunku ksiązkę chce napisać
OdpowiedzUsuńCzasami właśnie tak to wyglądało niestety...
Usuń