Tytuł: Sklep na Blossom Street
Tytuł oryg. The shop on Blossom Street
Autor: Debbie Macomber
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 2012-10-19
Stron 400
|
„Sklep na Blossom Street” skusił mnie okładką i tytułem,
które skojarzyły mi się z ciepłymi, familijnymi opowieściami, jakimi zawsze
lubiłam się raczyć w chłodne, ponure dni. Wprawdzie w trakcie lektury okazało
się, że moje oczekiwania nieco minęły się z rzeczywistością, jednak swoją
lekkością i zawartym w sobie optymizmem, książka stanowiła przyjemną odskocznię
od powieści trudnych lub przyprawiających o ciarki na plecach.
W „Sklepie…” śledzimy losy czterech kobiet, wywodzących się
z różnych środowisk. Pozornie dzieli je wszystko – wiek, status cywilny,
pozycja społeczna i przekonania. Prawdopodobnie nigdy nie miałyby szansy się
spotkać, gdyby nie kurs robienia na drutach w nowym sklepie z włóczkami. Każda
z bohaterek niesie ze sobą bagaż trudnych doświadczeń i stara się walczyć o
własne szczęście. Lidia Hoffman, właścicielka sklepu i prowadząca kurs, już
dwukrotnie pokonała raka. Teraz zamierza w końcu cieszyć się życiem, ale czy
będzie jej to dane? Jacquiline Donovan, arogancka kobieta z wyższych sfer, od
lat stara się nie widzieć zdrad swojego męża. Na kurs zgłosiła się, by w ramach
przeprosin i pojednania z synową, zrobić dla przyszłej wnuczki kocyk na
drutach. Carol Girard, zmaga się z bezpłodnością, przed nią ostatni już zabieg
in-vitro. Czy tym razem uda jej się donosić ciążę? I w końcu Alix Townsend,
dziewczyna z marginesu społecznego, która w ramach kursu zamierza odpracować
zasądzone godziny pracy społecznej. Mimo dzielących ich różnic, kobiety wkrótce
zostają dość bliskimi przyjaciółkami. Podczas godzin spędzonych na wspólnej
pracy, dzielą się swymi problemami i troskami, ale i chwilami szczęścia.
Choć historie bohaterek nie są proste, a ich problemy
zdecydowanie nie należą do najłatwiejszych, książka napisana jest w sposób lekki
i przyjemny. Nie oznacza to jednak trywializowania takich kwestii, jak
nieuleczalna choroba czy bezpłodność. Opisując losy tych kobiet, autorka daje
nadzieję i tchnie optymizmem, że wprawdzie nie zawsze wszystko w życiu wychodzi
tak, jak to sobie zaplanowaliśmy, ale nigdy nie wolno się poddawać; na każdego
czeka gdzieś szczęśliwe zakończenie. I oczywiście, książę z bajki na białym
koniu także. Można by ponarzekać, że powieść jest nieco schematyczna, a
zakończenie zbyt łatwe, zbyt piękne, by było realne, ale przecież niektóre
lektury mają właśnie za zadanie odrywać od codziennych problemów.
„Sklep na Bossom Street” otwiera serię ośmiu powieści
powiązanych ze sobą bohaterami oraz miejscem, w którym toczy się akcja. Mam
nadzieję, że zostaną one wydane także w Polsce, bowiem szkoda rozstawać mi się
z uroczym sklepikiem, za którego drzwiami można zostawić wszystkie swoje
zmartwienia. Powieść polecam przede wszystkim jako lekką, ciepłą lekturę, która
powinna umilić Wam deszczowe wieczory.
Moja ocena: 4+/6
Recenzja ukazała się również na stronie Lubimy Czytać
Nie wiedziałam , że książka otwiera jakiś cykl. Przyjemnie się czytało.
OdpowiedzUsuńJuż na kilku blogach można znaleźć recenzje tej książki. Powiem szczerze. Poza urokliwą okładką jakoś nieszczególnie mnie do niej ciągnie. Więc póki co sobie odpuszczę lekturę.
OdpowiedzUsuńNiedawno była premiera, więc i recenzja wyskakują jak grzyby po deszczu ;)
UsuńLubię czasem poczytać tego typu książki, więc na sto procent sięgnę i po tę.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :P
OdpowiedzUsuńJuż tytuł i okładka kojarzy się z czymś ciepłym i sympatycznym, myślę, że będzie doskonała na prezent gwiazdkowy:)
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak ciepło kojarzy :)
UsuńGdy pierwszy raz spojrzałam na tę okładkę myślałam, e to książka o decopupage, czy czymś takim. Tego typu pozycje mają zazwyczaj taką pastelową kolorystykę i podobną czcionkę. A tu taka niespodzianka. :) / Zawsze do domu przychodzi mi katalog z Weltbildu i tam jest dużo takich lektur, których akcja dzieje się się w sklepach, restauracjach i opowiada o grupce ludzi (ich problemach), która się tam spotyka. Pozaznaczałam sobie niektóre pozycje, ale jeszcze żadnej nie przeczytałam. Niby wiem, że umilają wieczory, ale jakoś i tak zawsze wygrywają u mnie inne książki. :)
OdpowiedzUsuńDopiero gdy o tym wspomniałaś, też mi się tak skojarzyło :)
UsuńRaczej nie jest to książka dla mnie. Mimo że Twoim zdaniem jest optymistyczna to mam wrażenie, że problemy bohaterek mnie przytłoczą.
OdpowiedzUsuńOptymistyczne jest zakończenie i wizja roztaczana przez autorkę, że najgorsze sytuacje życiowe mogą skończyć się dobrze :)
UsuńMyślę, że chęć zakończenia w pozytywny, piękny, naiwny i dobry sposób miało za zadanie nie wpędzić czytelnika w głęboki sutek i dać mu nadzieję i siłę gdyby to właśnie jego dotknął któryś z problemów. ;)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję, ją dostać ale jednak się na nią nie skusiłam. Wydawało mi się, że książka ta nie będzie dla mnie:) Teraz się zastanawiam czy faktycznie:)
OdpowiedzUsuń