Tytuł Zagubieni chłopcy Tytuł oryginału Lost Boys Autor Orson Scott Card Wydawnictwo Prószyński i S-ka Data wydania 1998 Stron 448 |
Po raz pierwszy przeczytałam „Zagubionych chłopców” wiele
lat temu, gdy nazwisko Card niewiele mi mówiło. Niedawno natrafiłam przypadkiem
na tę książkę w bibliotece i postanowiłam ją sobie odświeżyć, aby sprawdzić,
czy i tym razem równie mocno mi się spodoba.
Step Fletcher, programista i autor popularnej gry
komputerowej, w związku ze zmianą pracy przeprowadza się wraz z rodziną do
niewielkiego miasteczka, Steuben. Dosyć szybko jednak to co miało być dla nich
szansą na rozpoczęcie lepszego życia, okazuje się największym błędem, jaki
popełnili. Wymarzona praca przeradza się w koszmar, a najstarszy syn Stepa,
ośmioletni Stevie, nie potrafi odnaleźć się w nowym środowisku do tego stopnia,
że zaczyna wymyślać sobie niewidzialnych przyjaciół. Ponadto, jakby tego było
mało, w miasteczku od pewnego czasu giną bez śladu kilkuletni chłopcy.
Od razu należy zaznaczyć, że nie jest to książka
charakterystyczna dla stylu Carda. Nie jest to ani typowe science fiction, ani
fantasy, bliżej jej do kryminału z silnie rozwiniętym wątkiem obyczajowym i
elementami paranormalnymi. Te ostatnie jednak w pełni ujawniają się dopiero w
końcowych rozdziałach powieści.
Rodzina Fletcherów to mormoni, a autor położył duży nacisk
na przybliżenie czytelnikowi ich stylu życia, obrzędów religijnych i zwyczajów.
Z jednej strony część tych opisów bywa nużąca, jeśli jednak potraktujemy je w
kategoriach ciekawostki, nie jest tak źle. Step i jego żona zostali pokazani
niemalże jako idealne mormońskie małżeństwo – wierne zasadom swojej religii,
pobożne i wyjątkowo partnerskie. Na szczęście dzięki zobrazowaniu jak różni
ludzie należący do ich nowej wspólnoty, powieść nie stała się panegirykiem na
cześć sekty mormońskiej. Znajdzie się więc tu zarówno fanatyczny szaleniec, jak
i „ciocia dobra rada”, która w rzeczywistości zdewociałą jędzą.
Myszką trącą opisy osiągnięć technologicznych. Z perspektywy
współczesnego czytelnika zachwyty programistów nad komputerami, które mają
dyski pojemniejsze niż 100 KB, mogą wydać się nieco śmieszne, należy jednak
pamiętać, że książka powstała na początku lat dziewięćdziesiątych. I nie tylko
wywody na temat komputerów przenoszą nas w tamte lata – wielkim hitem jest
wówczas „I’ll be watching you” zespołu The Police.
W przeciwieństwie do wielu książek Carda, „Zagubieni
chłopcy” raczej nie należą do powieści porywających od pierwszych stron. Akcja
rozwija się tu raczej powoli, nieuchronnie jednak zbliżając nas do
kulminacyjnych wydarzeń. Zakończenie Was zaskoczy – tego jestem pewna! Nie
żałuję, że ponownie sięgnęłam po tę książkę, choć obecnie wiele poruszonych w
niej kwestii odebrałam nieco inaczej niż podczas pierwszej lektury.
Moja ocena: 4+/6
Nie znam tego autora, jakoś w ogóle go nie kojarzę na ten moment. Ale po recenzowaną przez Ciebie książkę chętnie sięgnę, mimo że nie porywa od pierwszych stron, a opisy osiągnięć informatycznych trącą myszką :)
OdpowiedzUsuńPS. Nie wiem czy widziałaś, ale dodałam link do styczniowego wyzwania :)
Najbardziej znany jest chyba z cyklu o Enderze, do którego swoją drogą właśnie się przymierzam. A na Kąciku jest jeszcze inna jego ksiażka - "Zaginione wrota" :)
UsuńPs. Widziałam, ale wczoraj miałam taki zakręcony dzień, że dopiero dzisiaj nadrabiam zaległości na blogu :)
Nie słyszałam o tej książce. W wolnej chwili może po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Fajna okładka :) Nie natknęłam się jeszcze nigdy na "Zagubionych chłopców", ale coś mi mówi, że może to być bardzo ciekawe spotkanie :)
OdpowiedzUsuńScott Card należy do moich ulubionych autorów, bez dwóch zdań, ale to raczej za sprawą bezkonkurencyjnego Endera (może też sobie powinnam odświeżyć?...). Nie pamiętam, czy czytałam "Zagubionych chłopców", podejrzewam, że tak, bo pochodzi z czasów, kiedy czytałam wszystko z tej serii Fantastyki, ale widać jakoś nie zapadło mi szczególnie w pamięć...
OdpowiedzUsuńJa powoli biorę się właśnie za Endera - mąż hurtem czyta cały cykl, jest przy "Ksenocydzie" właśnie i bardzo sobie chwali, więc potem ja go przejmę :)
UsuńTrochę Ci nawet tego zazdroszczę - niesamowita lektura przed Tobą:) Aż mnie korci, żeby zrobić małą reaktywację...
UsuńRaczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTo chyba całkiem zabawne czytać o informatykach z końca XXw. którzy zachwycają się nowoczesną technologią :)
OdpowiedzUsuńa co do samej fabuły to jest całkiem interesująca, to dziwne, ale chyba jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki pisanej z perspektywy informatyka, więc może już czas to nadrobić.
Z pewnością ciekawe, choć czasem trochę mnie to drażniło :)
UsuńPrzeczytałam tylko Grę Endera, która absolutnie mnie zachwyciła. Nawet nie sięgałam po następne części, bo bałam się rozczarowania - różnie o kontynuacji piszą. Ale czuję, że trzeba poznać resztę.
OdpowiedzUsuńJeszcze mi większego apetytu na Endera zrobiłaś Olu :)
UsuńPóki co planuję przeczytać Grę Endera, a nad tą pozycją zastanowię się w przyszłości.
OdpowiedzUsuńNie kojarzę tego autora, jednak bardzo chętnie sięgnę po tą książkę. Bardzo lubię taki klimat :)
OdpowiedzUsuńAutor jak najbardziej wart jest poznania :)
UsuńCzytam właśnie 3 książkę z serii "Gra Endera" tego autora. Jak ktoś lubi sci-fi będzie zadowolony. Może miejscami za dużo filozofii, ale da się przeżyć. Autor napisał pierwsze książki przed erą social media, ale trzeba mu przyznać, że dosyć trafnie przewidział ich rozwój - może trochę przerysowując ich siłę "sprawczą", ale jednak.
OdpowiedzUsuńKolejne części serii dorównują poziomem "Grze Endera", więc można spokojnie po nie sięgać.
PS. czy można liczyć, że kolejne pozycje sci-fi na blogu to będzie coś polskiego, np. dawny Ziemkiewicz?:>
Doceniam merytoryczny komentarz :)
UsuńPs. Z Ziemkiewiczem mi trochę nie po drodze, ale jeśli mąż mi sprawi, to kto wie, kto wie? :P