Tytuł Insygnia. Wojny Światów Tytuł oryg. Insignia Autor S.J. Kincaid Tom 1 Wydawnictwo Egmont Data wydania 2013-02 |
Życie kilkunastoletniego Toma Rainesa to pasmo nieustannych
wędrówek po kasynach, w których jego ojciec, pijak i hazardzista, przepuszcza
każde zdobyte wcześniej pieniądze. Chłopiec zabija czas grając na symulatorach,
wirtualne gry nie mają przed nim tajemnic. I to
właśnie za sprawą tego talentu zwraca na niego uwagę generał elitarnej akademii
wojskowej, oferując nastolatkowi miejsce w Wieży Pentagonu.
Jest to dla Toma szansa na lepsze życie, dlatego chłopiec
zgadza się niemal natychmiast. Nie zdaje sobie jednak sprawy z jednego,
istotnego faktu – wszyscy kadeci zostają poddani operacji, podczas której w ich
mózgach umieszczane są procesory komputerowe. Wprawdzie niewyobrażalnie wręcz
zwiększa to ich inteligencję oraz umiejętności, ale jednocześnie wystawia na
poważne ryzyko. Do każdego oprogramowania można przecież wprowadzić wirusa,
wszczepić nowe wzorce zachowań lub usunąć niektóre wspomnienia. Czy perspektywa
pięcia się po szczeblach wojskowej kariery warta jest takiej ceny?
„Insygnia” to pierwszy tom nowego cyklu dla młodzieży z
gatunku science-fiction, a jednocześnie debiut literacki autorki, S.J. Kincaid.
Książka zbiera niemal same dobre recenzje, a prawa do jej ekranizacji wykupiła
już wytwórnia 20th Century Fox. Wszystko wskazuje więc na to, że oto mamy przed
sobą nowy hit. Pomijając jednak zachwyty sporej grupy ukontentowanych
czytelników, muszę przyznać, że pierwsze rozdziały powieści nieco mnie
rozczarowały. Historia zbyt przypominała mi w ogólnym zarysie kultową już „Grę
Endera” – nastoletni, utalentowany chłopiec trafia do najsłynniejszej i
najważniejszej wojskowej akademii, gdzie ma zostać przygotowany do stoczenia
wojny przy pomocy symulatorów i programów komputerowych. Kadeci podzieleni są
na rywalizujące ze sobą oddziały, a główny bohater, niepokonany w grach dzięki
swoim rewelacyjnym zdolnościom, dość szybko robi sobie wrogów wśród „starej
gwardii”. Brzmi znajomo? Chyba aż za bardzo…
Na szczęście po kilkudziesięciu stronach, autorka poszła w
zupełnie innym kierunku niż Orson Scott Card, skupiając się na niezwykłych
możliwościach, jakie zapewniały bohaterom procesory i nowoczesna technologia.
Opisy symulacji, wirtualnych walk oraz sposobów programowania własnego mózgu z
pewnością nie należą ani do nudnych, ani tym bardziej wtórnych pomysłów. Za to
należy się powieści zdecydowany plus. Z tego też względu historia ta powinna
przypaść do gustu wszystkim nastolatkom, dla których wszelkiego rodzaju
elektroniczne gadżety to chleb powszedni. Nieco gorzej może być ze starszymi
czytelnikami, ale w końcu to nie do nich skierowana jest książka.
Mocną stroną pozycji są postaci, jakie pojawiają się na jej
kartach. Ich charaktery zostały nakreślone mocną kreską, mają swoje wady i
zalety, słabostki i silne strony. Przede wszystkim jednak nie są to kalki pociągnięte według tego samego schematu. Ich wzajemne
relacje są pokazane obrazowo i – na tyle, na ile jestem w stanie ocenić
zachowanie współczesnych nastolatków – realistycznie. Nie ma tu sztucznych
dialogów, jest za to spora dawka humoru oraz docinków, jakimi raczą się zarówno
przyjaciele (jest zabawnie), jak i wrogowie (robi się nieco mniej
sympatycznie).
Autorka przedstawiła ciekawą i, jak dobrze się nad tym
zastanowić, dosyć prawdopodobną wizję świata za kilkadziesiąt lat. Oficjalnie
nadal funkcjonuje znany nam podział na państwa, prawdziwą władzę i kontrolę nad
światem sprawują jednak międzynarodowe korporacje, sterujące rządami
poszczególnych krajów. Strefy wpływów zostały podzielone pomiędzy Indo-Amerykę
i Ruso-Chiny, a wojny toczą się nie na Ziemi, lecz na innych planetach. Kincaid
stara się uprawdopodobnić swoją wizję przyszłości także w nic nie znaczących
detalach, z których najlepszym były wspomnienia jednego z bohaterów o dziadku
grającym w World of Warcraft.
„Insygnia” to interesująca propozycja dla fanów science
fiction, zwłaszcza tych nastoletnich. Wprawdzie autorce nie udało się uniknąć
pewnych drobnych wpadek, czy dosyć sztampowego zakończenia, niemniej jednak
książkę czyta się bardzo przyjemnie i można w niej znaleźć kilka oryginalnych
pomysłów.
Moja ocena: 5-/6
Tekst stanowi recenzję dla portalu skauting.pl
Mi się ta książka bardzo podobała, choć początkowo miałam co do niej obawy. Fakt, że ma słabsze momenty, ale jakoś mi to nie przeszkadzało za bardzo ;)
OdpowiedzUsuńTeż się początkowo nieco obawiałam, ale potem mnie wciągnęła i to mocno :)
UsuńNiestety nie mój gatunek, więc raczej nie będę czytać. Chyba, że kiedyś w przyszłości najdzie mnie ochota na taką historię :)
OdpowiedzUsuńNie ma co się na siłę zmuszać, ale zapamiętać tytuł warto :)
UsuńNie jest to do końca mój gatunek, ale z drugiej strony zainteresowałaś mnie swoją recenzją, więc może jednak się skusze na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mi się to udało :)
UsuńMnie samej nie ciągnie, ale zapamiętam, może podsunę któremuś smokowi. Mały ostatnio przeczytał "Grę Endera" i wprawdzie nie podzielał naszego zachwytu (mojego i męża), ale też nie porzucił w połowie.
OdpowiedzUsuńWspółczesnemu nastolatkowi (sprawia to, że od razu czuję się stara...) chyba może spodobać siębardziej od "GryEndera", bo więcej się tu dzieje i jest znacznie więcej nowinek technicznych :)
UsuńPodobała mi się książka, nie spodziewałam się tak dobrej książki:)
OdpowiedzUsuńA więc razem widzę czekamy na drugi tom ;)
UsuńTo dobrze, że książka jednak nie rozczarowuje i coś tam w sobie ma. Czeka na półce, więc po prostu dobrze wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, warta uwagi pozycja:)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie ta książka, mam nadzieję, że niedługo wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuń