Czy można przejść obojętnie obok książki zbierającej same
entuzjastyczne recenzje, której autorem jest China Miéville, a Ursula Le Guin określa ją mianem „w pełni
dojrzałego dzieła sztuki”? Odpowiedź nasuwa się sama – nie ma takiej możliwości!
I choć science fiction nie jest gatunkiem, w którym regularnie się zaczytuję, „Ambasadorii”
dałam się porwać już od pierwszych stron.
Avice
Benner Cho jest tak zwaną zanurzaczką – pełni rolę nawigatora na statkach
podróżujących „wiecznym nurtem”. Po długiej nieobecności, pod wpływem perswazji
męża, decyduje się wrócić na swą ojczystą planetę, leżącą na krańcu znanego
świata. Miejsce to, położone z dala od reszty „cywilizowanego” świata, nie
wyróżniałoby się niczym innym spośród setek prowincjonalnych dziur, gdyby nie
jej rdzenni mieszkańcy. Ariekeni, zwani przez ludzi Gospodarzami, to rasa
zupełnie wyjątkowa zarówno pod względem rozwoju cywilizacyjnego, jak i
całkowitej niezdolności do kłamstwa. Po latach wypracowano porozumienie, dzięki
czemu obydwie społeczności mogły rozwijać się obok siebie. Zmienia się to
jednak wraz z przybyciem nowego Ambasadora – jego obecność prowadzi
nieuchronnie do wojny, której ludzie nie mają szans wygrać.
Pierwsze
strony powieści są jak skok na głęboką wodę – niczego nie dostajemy tu na tacy,
a wręcz przeciwnie. Czytelnik samodzielnie musi zgłębić tajemnice stworzonego
przez Miéville’a świata, poskładać w całość drobne elementy i szczegóły,
których okruchy znaleźć można czasem w najmniej oczekiwanych momentach. Nic nie
jest powiedziane tu dosłownie, dopiero po pewnym czasie odkrywamy, na czym
polega podwójna natura każdego Ambasadora i poznajemy ogólny zarys fizjonomii
Gospodarzy. A i tak nie ma się pewności, czy wizja stworzona w naszej głowie w
pełni pokrywa się z tym, co miał przed oczami autor, pisząc o darskrzydłach czy
żywej tkance domów. I w tym tkwi prawdziwy kunszt – każdy może zobaczyć to, co
chce, dać się porwać własnej wyobraźni.
China Miéville |
„Ambasadoria”
wykracza poza ramy gatunku, określić ją mianem typowego science fiction byłoby
znacznym niedopowiedzeniem. Autor świetnie przedstawia sytuację polityczno-społeczną
stworzonego przez siebie świata, rewelacyjnie odmalowuje atmosferę napięcia
towarzyszącego każdej rewolucji. Zadaje pytanie o prawdziwe znaczenie prawdy i
kłamstwa. Poddaje w wątpliwość przekonanie ludzi o własnej nieomylności. Snuje
rozważania na temat roli języka w budowaniu świadomości danej kultury. Jednym
słowem, jest to lektura wymagająca, ale dająca naprawdę wiele satysfakcji.
Podsumowując,
dzięki „Ambasadorii” China Miéville potwierdził, że stanowi markę samą w sobie.
Powieść zachwyca i pozostaje w pamięci na długo. Każdy fan gatunku będzie w
pełni usatysfakcjonowany. Zdecydowanie polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka