"Złoto Himmlera" Leo Kessler

Tytuł: Złoto Himmlera
Cykl Edelweiss Strzelcy Alpejscy
Tom 5
Autor: Leo Kessler
Wydawnictwo: 
Instytut Wydawniczy Erica
Data wydania: 2013-08-22
Stron 288
„Złoto Himmlera” to piąty i ostatni tom cyklu „Edelweiss Strzelcy Alpejscy”, opowiadającego o specjalnym niemieckim oddziale szturmowym działającym podczas Drugiej Wojny Światowej i wykonującym misje pozornie niemożliwe do zrealizowania.

Tym razem zostaje im zlecone zadanie najwyższej państwowej wagi, od której zależy przyszłość Niemiec. Jest rok 1944 i wszystko wskazuje na to, że III Rzesza nie ma jakiekolwiek szans na zwycięstwo. By zabezpieczyć zgromadzoną w diamentach fortunę, mającą w przyszłości posłużyć sfinansowaniu nowej armii, Himmler zleca swemu oddziałowi zorganizowanie transportu diamentów do jednego z neutralnych państwa Ameryki Południowej. Przedzierając się przez Europę Zachodnią do wybrzeża Atlantyku, gdzie czeka na nich łódź podwodna, żołnierze muszą wyjść obronną ręką z licznych potyczek, zasadzek i intryg snutych w ich własnych szeregach.


Pod pseudonimem Leo Kessler kryje się brytyjski pisarz Charles Whiting, znany także jako Duncan Harding, John Kerrigan i Klaus Konrad. Mając zaledwie szesnaście lat zaciągnął się do armii i brał udział w Drugiej Wojnie Światowej, co z pewnością miało duży wpływ na jego twórczość. A płodności literackiej nie można mu odmówić – jest autorem ponad trzystu pięćdziesięciu książek! Sam określał swoje powieści przygodowo-sensacyjne mianem „pif-paf, krew i strach”, mając doskonale świadomość, że ich rolą jest przede wszystkim dostarczenie czytelnikom rozrywki.

„Złoto Himmlera” to przede wszystkim powieść sensacyjna, w której akcja gna od pierwszych stron i w której znaczna część fabuły to prowadzenie walki, pościgi, ucieczki i strzelaniny. Niby tak właśnie powinno być, ale nie mogę powiedzieć, by sama intryga jakoś specjalnie mnie zafascynowała. Całość przypominała mi raczej filmy akcji klasy B, zwłaszcza biorąc pod uwagę zachowanie bohaterów i prowadzone między nimi dialogi, okraszone co pewien czas mało wysublimowanym dowcipem.

Spotkałam się z określeniem, że powieści Kesslera to tak zwana „męska literatura”, cokolwiek miałoby to oznaczać. Osobiście lubię od czasu do czasu sięgać po książki o tematyce wojennej, tym razem jednak nie zaiskrzyło, od dobrej lektury oczekuję czegoś więcej. Trudno uwierzyć w niesamowite szczęście głównych bohaterów wychodzących cało z najgorszych opresji – kule się ich nie imają, przeciwnicy padają jak muchy, a wszystkie cele udaje się zrealizować. Ciężko mówić też o jakiejś wyjątkowej kreacji bohaterów, którzy są dosyć jednowymiarowi i zwracają się do siebie epitetami w stylu „ty wielki bizonie” tudzież „byku”.

W ocenie książki pomijam kwestię tego, że w realiach Drugiej Wojny Światowej mam problem z zaakceptowaniem niemieckich żołnierzy jako bohaterów pozytywnych. Co więcej, w wielu momentach przedstawionych jako bardziej wyrozumiałych i empatycznych wobec przeciwników niż choćby Amerykanie. Zwłaszcza, że ci ostatni pokazani zostali w znacznej większości jako ludzie prymitywni i zdradzieccy. Z kolei jedyny Polak jaki pojawia się na kartach powieści to moczymorda podająca się za Amerykanina i walcząca po stronie Niemców. Na szczęście była to postać jedynie epizodyczna, bo chyba bym nie zdzierżyła pociągnięcia tego wątku w ten sposób. Na szczęście autor nie wchodzi w swojej powieści w polityczne dywagacje i skupia się tylko na aspektach sensacyjnych.

Podsumowując, książka może przypaść do gustu osobom, które szukają rozrywki w postaci niewymagającej powieści wojenno-sensacyjnej, z naciskiem na sensację, a nie na aspekt wojenny. Mnie niestety proza Leo Kesslera nie przekonała.


Moja ocena: 3/6

Za udostępnienie książki serdecznie dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica

Komentarze

  1. Mnie średnio Kessler przekonuje. Za to mój mąż bardzo lubi jego książki. Co osoba to inny gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może jednak coś w tym jest, że to bardziej literatura dla mężczyzn, mnie też nie przekonał.

      Usuń
  2. "ty wielki bizonie” - nie wiem czy byłabym w stanie czytać tę powieść nie parskając śmiechem przy każdej takiej frazie :P Ale pomijając już ten aspekt to raczej nie interesują mnie takie książki. Mam wrażenie, że to coś w stylu nieszczęsnego "Gestapo" Svena Hassela, które mnie ogromnie wymęczyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym bizonem to nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać :P A Hassela nie czytałam, ale widzę, że może to i dobrze ;)

      Usuń
    2. "Gestapo" radzę omijać szerokim łukiem, innych książek Hassela nie znam i raczej już nie poznam, bo zraziłam się do jego "twórczości".

      Usuń
  3. Nie czytałam nic tego autora i nie wiem, czy mam wielką ochotę, by to zmieniać.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tam bym spróbował, choć po fantastycznej "Kompanii Braci" raczej mnóstwo rzeczy by mi się nie podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu jesteś facetem, to trochę zmienia postać rzeczy :)

      Usuń
    2. Ależ Ci wyszedł szowinistyczny komentarz :D Że niby faceci chcą tylko szybkiej, głupawej akcji bez większego przesłania?
      No dobra, tu masz akurat racje... :D

      Usuń
    3. Ups... No faktycznie tak mi wyszło, ale nic złego nie miałam na myśli :D

      Usuń
  5. Mojej koleżance powinna się spodobać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz