"Tajemnica pani Ming" Eric-Emmanuel Schmitt

Tytuł Tajemnica pani Ming
Autor Eric-Emmanuel Schmitt
Wydawnictwo Znak 
Rok wydania 2014

Stron 77
„Tajemnica pani Ming” to już szósta odsłona serii „Opowieści o Niewidzialnym” autorstwa Erica-Emmanuela Schmitta. Niewielka, licząca niecałe 80 stron, książeczka zwraca uwagę pięknym wydaniem w sztywnej oprawie, które dodatkowo zwiększa przyjemność, jaką daje lektura.

Główny bohater, francuski negocjator, spotyka panią Ming w miejscu zwykle nie sprzyjającym snuciu pogawędek o życiu – toalecie jednego z hoteli w Yunhai. Wykonując niewdzięczną rolę babci klozetowej, pani Ming zdaje się nadawać tej profesji niespotykaną dotąd dumę, snując przy tym rozważania i wspomnienia na temat swojej rodziny. Opowiadając o dzieciach, których doczekała się aż dziesięcioro odkrywa przed swym rozmówcą Chiny, jakich do tej pory nie znał, skłaniając go przy tym do refleksji nad własnym życiem.

Jak jednak opowieść pani Ming ma się do chińskiej polityki zabraniającej posiadania więcej niż jednego dziecka? Czy uprzejma i życzliwa kobieta jest jedynie mitomanką żyjącą w sferze własnych wizji, czy też jej opowieści mają w sobie przynajmniej ziarno prawdy?

Schmitt z charakterystyczną dla siebie wrażliwością w sposób prosty, a jednocześnie delikatny, obnaża ludzką duszę i dotyka tematów tyleż codziennych, co bolesnych. Po raz kolejny (po opowiadaniach Serce w popiele oraz Dziecko upiór) porusza temat rodzicielstwa i roli, jaką dziecko odgrywa w życiu człowieka. Nie mówiąc tego wprost, głosi apoteozę życia, potępiającą nie tylko karygodną chińską politykę regulacji narodzin, jak i pęd współczesnego człowieka Zachodu za karierą i przyjemnością, która każe mu spychać kwestie rodziny i potomstwa na drugi plan.

Z jednej strony muszę przyznać, że „Tajemnica pani Ming” to Schmitt w bardzo dobrym wydaniu, zawierający wszystko to, za co pokochałam jego prozę – krótką acz treściwą formę, prosty choć piękny język i tematykę zmuszającą do chwili zadumy. Z drugiej jednak strony po lekturze nasuwa się refleksja, że pisarz powraca po raz kolejny do tego samego. Opowieść ta z pewnością urzeknie więc przede wszystkim tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z jego prozą, niestety czytelnicy, którzy znają już jego twórczość dość dobrze, nie odkryją w niej wiele nowego. 

Moja ocena: 4+/6

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak

Komentarze

  1. Hmmm... z jednej strony ta książka to kolejna okazja do obcowania z prozą Schmitta, którą bardzo lubię i cenię, z drugiej strony - jak widzę, lektura nie wnosi niczego nowego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Łe, Schmit nie dla mnie, jakiś taki za babski. Ale dobrze wiedzieć, że trzyma poziom, w razie co będę mogła polecać. Chociaż nawet mi nieobeznanej się wydaje, że w kółko tłucze te same tematy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei lubię się od czasu do czasu emocjonalnie podopieszczać Schmittem, ale problem w tym, że to wszystko już w jego prozie było...

      Usuń
    2. jeżeli uważasz, że wszystko w jego prozie już było to proponuję przeczytać zbiór opowiadań "Małżeństwo we troje" a w szczególności opowiadanie "Dwóch panów z Brukseli"

      Usuń
  3. Jakoś na razie nie mam na nią ochoty, ale jak coś to książka czeka na półce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i przyznam dziwna książka a właściwie książeczka. Moja recenzja jest już na blogu zapraszam do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, nie określiłabym jej dziwną, raczej typowo "schmittową" :)

      Usuń
  5. Czytałam o niej sporo, ale przyznam, ze dopiero po twojej recenzji przekonałam się do sięgniecia po nią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko 80 stron? Ten to szaleje :) Ale i tak chętnie przeczytam:).

    OdpowiedzUsuń
  7. A, to mnie może urzeknie, bo jeszcze nic tego pisarza nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie sięgnij przynajmniej po jedną jego ksiażkę :)

      Usuń

Prześlij komentarz