Czarownik, czarownik, zepsuć mi się pokrętło od radia! A nie… to nie ta bajka. Szamana władającego Kropelką lepiej zostawmy w spokoju, bo w pełnej krasie powrócił inny czarownik, zwany Czarnym Roganem. Po dwóch latach oczekiwania w końcu ukazał się w Polsce „Miecz Radogosta”, drugi tom cyklu „Czarnoksiężnik” pióra słowackiego pisarza Juraja Červenáka.
Rogan opuścił królestwo zmarłych obdarzony mocami, nad którymi dopiero musi nauczyć się panować. Wraz z wojowniczką Mireną, nie bez powodu zwaną Osą, oraz Gorywałdem, przywódcą wilczej sfory z zaświatów należącej do Czarnoboga, wyrusza na poszukiwania laskowca Dagomira. Tylko on może mu wskazać drogę do legendarnego, tytułowego miecza, dzięki któremu Czarny będzie w stanie stanąć do walki z poplecznikami okrutnego Białoboga. W trakcie tej wędrówki Rogan będzie musiał stawić czoła nie tylko opętanemu szaleństwem księciu Włościsławowi, ale także zdradzie, która dosięgnie go z najmniej oczekiwanej strony.
Odkąd przeczytałam „Władcę wilków” minęły już ponad dwa lata, tak długi czas oczekiwania między poszczególnymi częściami serii nie sprzyja szybkiemu wczuciu się w klimat danej historii. Jednak o dziwo, błyskawicznie dałam się wciągnąć w mroczną, pełną akcji atmosferę „Miecza Radogosta”. Z przyjemnością też zauważyłam, że jego lektura sprawia mi znacznie więcej przyjemności niż miało to miejsce w przypadku „Władcy wilków”. O ile pierwszy tom spodobał mi się, głównie za sprawą wykorzystania przez autora motywów starosłowiańskich, o tyle daleko było mi do zachwytu. Bieżącej części także daleko do ideału, ale pozytywnie mnie zaskoczyła.
Największym atutem powieści jest, wspomniane wyżej, bogactwo odwołań do mitologii słowiańskiej, będące przyjemną odskocznią od wszechobecnych elfów czy krasnoludów. Jednocześnie czeski laskowiec czy hejkal większości czytelników z pewnością wydadzą się dosyć egzotyczni i mniej znani niż postaci z mitologii nordyckiej czy germańskiej. Podobnie sprawa przedstawia się w przypadku bóstw - o ile niemal każdy przynajmniej kojarzy Swarożyca czy Peruna (którzy swoją drogą pojawiają się jedynie w sporadycznych odniesieniach), o tyle niewiele powszechnie wiadomo o Chors, Białobogu i Czarnobogu. Nieco paradoksalnie, w powieści Červenáka ich role zostały odwrócone i ten ostatni, mimo że jest władcą zaświatów, trzyma w garści zastępy demonów i wymaga krwawych ofiar (najlepiej z ludzi) stoi po tej właściwej stronie. Przynajmniej z perspektywy Rogana, który jest jego dalekim potomkiem. Z kolei Białobóg, czerpiący siłę ze światła i jasności, jest tym złym, z którym należy walczyć, a najlepiej unicestwić.
Podobnie jak w poprzednim tomie, moim ulubionym bohaterem był olbrzymi, obdarzony zdolnością mowy wilk z zaświatów, Gorywałd. Przez przyjaciół zwany poufale Gorją. Zresztą pozostałych towarzyszy Czarnego także nie sposób nie polubić. Wiedźma Mirena mogłaby stać się przykładem dla współczesnych feministek, wierząc jedynie w siłę swego miecza i czarów oraz dbając o własną przyjemność. Z kolei Dagomir ujął mnie swoim sarkazmem i mało wyrafinowanym okrzykiem „Do dupy z tym”, podsumowując tym samym większość niespodziewanych wypadków stających mu na drodze.
Cykl „Czarnoksiężnik” to nie literatura najwyższych lotów, w której można by doszukiwać się drugiego dna, jest to jednak dobrze skrojona seria fantasy, pełna akcji, walki i bohaterów, którym się kibicuje. „Miecz Radogosta” czyta się błyskawicznie i przyjemnie, ani się obejrzałam, a już przewracałam ostatnią stronę. Pozostaje mi więc tylko mieć nadzieję, że na tom trzeci przyjdzie nam czekać mniej niż kolejne dwa lata…
Przeczytaj także wywiad z autorem, Jurajem Červenákiem
Za udostępnienie książki serdecznie dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Erica
Mam książkę na półce i czekam z niecierpliwością aż po nią w końcu sięgnę. Lubię pióro Cervenaka, a już jego samego "kocham" za to że powołuje się na motywy słowiańskie, które są mi bardzo bliskie.
OdpowiedzUsuńMam podobnie, już za sam fakt korzystania z motywów słowiańskich dostaje u mnie duży plus :)
UsuńNie słyszałam dotąd o tych książkach i nie jestem do końca pewna, czy to moje klimaty. Czasem nachodzi mnie na tego typu fantasy, więc gdy przyjdzie taki moment, będę pamiętała o "Władcy wilków" i "Mieczu Radogosta". :)
OdpowiedzUsuńMoże najpierw spróbuj "Bohatyra" - ten sam autor, ale bardziej mi się podobał :)
UsuńOjejku jejku, jako że w zeszłym miesiacu broniłam się z tematu około-słowiańskiego, a nasze przedchrześcijańskie klimaty są mi baardzo bliskie... - nie zostaje mi nic innego jak tylko sięgnąć po tę pozycję. I "Władcę Wilków" oczywiscie. :)
OdpowiedzUsuń