Wszechobecna, niekończąca się ciemność, samotność i wrażenie czyjejś obecności, gdy rozum tłumaczy, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żywej duszy to wprawdzie niezbyt oryginalny, ale sprawdzony pomysł na powieść grozy. Michelle Paver pokazała, że aby porządnie wstrząsnąć czytelnikiem i przyprawić go o gęsią skórkę wcale nie trzeba przelewać na kartach książki hektolitrów krwi. Sugestywne pobudzenie wyobraźni działa znacznie skuteczniej.
„Cienie w mroku” to opowieść o pięciu młodych Brytyjczykach, którzy latem 1937 roku postanawiają zorganizować wyprawę badawczą na Spitsbergen. Czterech z nich pochodzi z zamożnych rodzin, dla piątego, Jacka, wyjazd ten jest szansą na poprawę marnej, by nie powiedzieć tragicznej sytuacji materialnej. Niestety, od samego początku nad ekspedycją ciąży fatum – dwaj członkowie muszą w ostatniej chwili zrezygnować z wyjazdu, a kapitan statku, który ma dowieźć pozostałych, odmawia przybicia do wybranej przez nich zatoki Gruhuken. Gdy w końcu mężczyźni w okrojonym składzie docierają na miejsce, okazuje się, że stary wilk morski nie bez powodu odradzał im zakładanie obozu w tym miejscu.
Powieść ma formę dziennika prowadzonego przez Jacka, daje więc możliwość wglądu w jego uczucia, emocje i przemyślenia. Wyraźnie można zaobserwować różnicę między początkowym entuzjazmem i zachwytem nad pięknem polarnej przyrody a nasilającą się podczas nocy polarnej obawą i poczuciem wyobcowania. Jest to opisane tak sugestywnie, że łatwo można na własnej skórze odczuć wpływ bezkresnej pustyni lodu i ciemności, która potrafi przytłoczyć nawet najtwardszego człowieka.
„Cienie w mroku” to naprawdę porządna powieść grozy, która potrafi zjeżyć włosy na karku i wywołać poczucie zagrożenia, nawet jeśli czytamy ją, gdy lato jest w pełni, a my bezpiecznie ukryci w ulubionym fotelu. W oryginalnym wydaniu zostało zaznaczone, że jest to „ghost story”, w polskim informacji tej brakuje i do pewnego momentu można zastanawiać się, na ile opisywane przez głównego bohatera wydarzenia są jedynie wytworem jego wyobraźni, a na ile zjawiskami nadprzyrodzonymi, które faktycznie mają miejsce.
Największym atutem opowieści snutej przez Michelle Paver jest jej niezwykły, pełen narastającego napięcia klimat. Już od pierwszych stron staje się oczywiste, że wyprawa zakończy się tragicznie, nie wiadomo tylko, co dokładnie się wydarzy. Z kolejnymi wpisami Jacka w dzienniku coraz bardziej nasila się poczucie zagrożenia i alienacji. „Cienie w mroku” to nawet nie tyle opowieść o duchach (bądź, jak ktoś woli, złej energii), co o walce człowieka z własnym strachem i słabościami - i to walce bardzo nierównej, zdawać by się mogło, że skazanej na porażkę.
Podsumowując, powieść naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła potężną dawką grozy, zaserwowanej w sposób subtelny i – choć może zabrzmieć to nieco paradoksalnie – realistyczny. Najlepiej zagłębić się w nią późnym wieczorem, bo otaczająca Was ciemność będzie najlepszym tłem do poznania „Cieni w mroku”. Polecam!
Och, to budujące, że przeczytawszy taką masę lepszych i gorszych thrillerów i kryminałów można jeszcze trafić na coś, co zupełnie cię zaskoczy i przejmie grozą!
OdpowiedzUsuńTeż mnie to bardzo cieszy :)
UsuńTak, to jest coś zdecydowanie dla mnie :) I nie przeszkadza mi to, że wykorzystano motyw odosobnienia i natury stwarzającej dla bohaterów zagrożenie, jestem bardzo zaciekawiona ta książką :)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą takie poczucie samotności i odosobnienie potrafią przerazić nawwt i bez wątków paranormalnych :)
UsuńTeż tak uważam. Nieswojo można się poczuć nawet we własnym domu, jeśli za długo panuje w nim cisza.
UsuńJedno wielkie łał. Dotąd nie słyszałem ani o autorze, ani o książce, a po recenzji wiem, że to coś, co na pewno do mnie trafi. Ba, litry przelanej krwi wcale nie są wymagane do tego, by wywołać strach. Bo to potrafi opisać każdy, Sztuką jest przerazić subtelniej, nastrojem, niedopowiedzeniami etc. Tytuł zanotowany.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie, że książka przeszła bez większego echa. A szkoda, bo warto po nią sięgnąć.
UsuńOj, to chyba nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńSkoro polecasz to nie mam wyjścia, muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Popieram, niesamowity klimat grozy.
OdpowiedzUsuńNono, zaskoczyłaś mnie tą recenzją. Chcę przeczytać! :D Trochę w stylu "Terroru" Simmonsa się zapowiada - jestem jak najbardziej za :)
OdpowiedzUsuńGdzieś już widziałam porównanie tej książki do "Terroru", więc chyba coś w tym jest :)
UsuńGdzieś już widziałam porównanie tej książki do "Terroru", więc chyba coś w tym jest :)
UsuńZ takim dreszczykiem chętnie bym się skonfrontowała :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory "klimatyczną grozę" polecali mi w książkach Mastertona, ale z nim to różnie. Ten autor wygląda obiecująco, dlatego przy najbliższym wypadzie do biblioteki, z pewnością się za nim rozejrzę.
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka woła do mnie "Kup mnie!" a co dopiero tak fantastycznie zapowiadająca się treść! Zdecydowanie moje klimaty!
OdpowiedzUsuńDopisuję do listy. Klimat to coś, co jest szalenie ważne w książkach. A już zwłaszcza w horrorach;)
OdpowiedzUsuńAle..cienie w mroku? Czyli coś ciemniejszego od mroku? Albo równie ciemnego, co się od tego mroku nie odróżnia? Brzmi mrocznie, tyle że dla mnie nie ma większego sensu;)
Tytuł oryginalny brzmi lepiej ("Dark Matter"). Wydaje mi się, że polski tytuł ma odzwierciedlać to, że akcja toczy się w niemal całkowitej ciemności (trwa noc polarna), a głównego bohatera prześladuje coś co czai się w tym mroku :)
UsuńZnam Michelle Paver z jej serii dla młodzieży, której pierwszy tom nosi tytuł "Wilczy brat". Zakochałam się w jej stylu i, moim zdaniem, niecodziennym pomysłem na fabułę jak na tamte czasy, gdyż powstała ładnych parę lat temu. Mam sentyment do tej autorki, wspomnianą przeze mnie serię na pewno dokończę, bo niestety tego nie zrobiłam, a po te powieść z pewnością sięgnę ;)
OdpowiedzUsuń