Tytuł Dzikie karty Autor George R.R. Martin i inni Wydawnictwo Zysk i S-ka Data wydania 2014 Stron 652 |
Gdy byłam dzieckiem, nigdy w jakiś szczególny sposób nie interesowałam się ani komiksami, ani superbohaterami. Superman, Fantastyczna Czwórka czy X-meni gdzieś tam istnieli, ale opowieści o nich to nie była moja bajka. Teraz przy okazji „Dzikich kart” okazało się, że na polubienie superbohaterów nigdy nie jest za późno.
Zakończenie II Wojny Światowej wcale nie przyniosło światu spokoju i wytchnienia. Ziemię zaatakował pochodzący z obcej planety wirus wprowadzający genetyczne zmiany w ludziach, którzy się z nim zetknęli. Ofiary tzw. wirusa dzikiej karty zostały podzielone na dwie grupy. Jedni okazali się szczęściarzami i zyskali nadludzkie zdolności, m.in. siłę, zdolność latania, czy też czytania w myślach. Nazwano ich mianem asów. Druga grupa ludzi, znana jako dżokerzy, miała pecha - wirus oszpecił ich lub okaleczył, niektórych zmienił wręcz w zwierzęta.
„Dzikie karty” to zbiór blisko dwudziestu opowiadań różnych autorów (i tu pojawił się drobny zgrzyt, bowiem patrząc na okładkę, byłam pewna, że autorem całości jest George R.R. Martin), opisujących losy i przygody wybranych postaci i kładących podwaliny do tego nowego, alternatywnego świata. Teksty uzupełniają się wzajemnie, przedstawiają tych samych bohaterów na różnych etapach ich życia i działalności. Nie widać znaczących różnic między efektami pracy pisarzy, łatwo można odnieść wrażenie, że czytamy jedną, spójną całość.
Pierwsze opowiadanie, Trzydzieści minut nad Brodwayem!, było dosyć rozczarowujące i miałam nawet ochotę odłożyć książkę na inną okazję. Na szczęście kolejne teksty okazały się znacznie lepsze i z przyjemnością kontynuowałam lekturę. Do moich ulubionych opowiadań należą:
- Śpioch Roberta Zelaznego, przybliżający postać Croyda Crensona, który po długotrwałych okresach snu przechodzi kolejne przemiany, zyskując coraz to nowsze umiejętności. Croyd pojawia się także jako postać drugoplanowa w innych tekstach.
- Chwile z życia żółwia George’a R.R. Martina, opowiadające o narodzinach nowego obrońcy ludzkości, Toma Tudbury’ego, zwanego Wielkim i Potężnym Żółwiem.
- Głęboko w dole Edwarda Bryanta i Leanne C. Harper, w którym dwoje dżokerów wchodzi w paradę włoskiej mafii.
- Sznurki Stephena Leigh – mroczne, momentami niesmaczne, a jednak wzbudzające współczucie i naprawdę zapadające w pamięci.
- Zjawa nawiedza Manhattan Carrie Vaughn, dosyć lekka, momentami zabawna opowieść o pewnej dziewczynie, która trafia na imprezę, której na pewno nie zapomni do końca życia.
Świat dzikich kart to miejsce brutalne i bezlitosne dla jednostek wyróżniających się z tłumu. O ile większość asó-w może liczyć na wymierne korzyści, jakie dają im nowe umiejętności, o tyle dla dżokerów codzienna rzeczywistość to pasmo prześladowań i konieczność usunięcia się na margines życia społecznego. Autorzy świetnie spletli fakty historyczne z elementami fantastycznymi, na kartach książki pojawiają się postaci prezydentów, senatorów, a dyskryminacja dżokerów, zepchnięcie ich do gett i ich walka o równe prawa nieustannie nasuwa skojarzenia z walką o zniesienie dyskryminacji rasowej w latach 50. i 60. (w książce toczy się nawet w tych samych latach).
Podsumowując, „Dzikie karty” okazały się przyjemnym zaskoczeniem, przeczytałam je z przyjemnością, choć nie wszystkie opowiadania podobały mi się równie mocno. Polecam przede wszystkim fanom science fiction oraz komiksów, którzy chcą poznać superbohaterów w innej, niecodziennej odsłonie.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Jeślichodzi o tego autora, to najpierw chcę się zapoznać z Grą o tron :D
OdpowiedzUsuńHm... tak jak napisałam w trzecim akapicie, Martin nie jest autorem całości, a zaledwie jednego opowiadania. Całość powstała tylko pod jego redakcją.
UsuńUwielbiam formę opowiadań, bo można znaleźć wiele perełek, więc muszę mieć tę pozycję na uwadze
OdpowiedzUsuńKilka jest naprawdę wartych uwagi :)
UsuńNo dobrze, to teraz mi głupio, bo nie miałam pojęcia, że to zbiór opowiadań, jeszcze kilku autorów. Takie informacje powinny być podane na okładce w jasny i czytelny sposób... ;) Tak więc raczej podziękuję. Mam zbyt wiele cegiełek na swojej półce, a superbohaterowie również mnie nigdy nie pociągali xD
OdpowiedzUsuńAle dlaczego od razu głupio? Co do precyzyjnej informacji to faktycznie zabrakło jej, choć na okładce małym drukiem widnieje napis "redakcja i wybór" nad nazwiskiem Martina...
UsuńA jednak opowiadania ;) Właśnie dlatego nie zamówiłam tej książki, bo nie lubię krótkich form i sięgam po nie bardzo rzadko. Poza tym fakt, że oprócz Martina jest tam również 19 innych autorów w ogóle nie jest nigdzie odnotowany. Byłam przekonana, że to opowiadania, ale w 100% należące do autora GoT. Bardzo wielkie zaniedbanie, ale pewnie zamierzone. Zawsze wtedy po książkę sięgnie więcej czytelników.
OdpowiedzUsuńTeż byłam o tym przekonana, dopiero kiedy książka trafiła w moje ręce, zauwazyłam drobny napis na okładce, nad nazwiskiem Martina, że całość powstała pod jego redakcją. CHoć i to nie jest do końca precyzyjna informacja, że jest to efekt pracy tak wielu autorów.
UsuńNie spotkałam się wcześniej z tą książką. Rzeczywiście wielkie nazwisko Martina na okładce mnie również w pewnym momencie wprowadziło w błąd. Lubię superbohaterów, może kiedyś sięgnę po ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńTe duże literki są mylące :) Pomyslałabym, że wszystkie jego :P
OdpowiedzUsuńHehe, tak się robi reklamę :D Ale nie mam im tego za złe. Chętnie by przeczytał - szczególnie dla opowiadanka Martina, ale i dla Zelaznego też :P
OdpowiedzUsuńAle coś tam Martina się w zbiorze znajduje i to się liczy ;)
OdpowiedzUsuń"Dzikie Karty" powstają od dawna pod ścisłym nadzorem GRRM stąd jednolitość świata. Mogę zaryzykować twierdzenie, ze to jego ukochane dziecko. A sam GRRM nie spadł nagle z sufitu jako autor GOT. Ma długą i owocną karierę literacką. Poza tym "Wild Cards" zostały wydane pod po kilkuletnim molestowaniu Zyska przez fanów. Zapewniam, że robiliśmy to z pełnym rozmysłem nie tylko dla nazwiska na okładce. Ostatnio wydano tez zbór opowiadań o Tufie Wędrowcu o problemach przed jakimi staje ostatni Imperialny Ekolog (samozwaniec co prawda, ale nie ustępujący wiedzą swoim poprzednikom). Dziwi mnie trochę niechęć do opowiadań. To one tak naprawdę wyznaczają poziom autora. Jeżeli ten nie jest w stanie zawrzeć interesującej opowieści na stu stronach, tym bardziej nie będzie tego w stanie zrobić na tysiącu. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńDla fanów "Wild Cards" kwestia ich konstrukcji i autorstwa jest z pewnością oczywista, ale ośmielę się stwierdzić, że dla znacznej części czytelników George R.R. Martin to przede wszystkim autor PLiO i widząc jego nazwisko na okładce, będą spodziewać się właśnie jego książki.
UsuńDlatego też dziękuję za to wyjaśnienie i rozjaśnienie sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie
"Dzikie karty" rozwijają skrzydła dopiero w kolejnych tomach, kiedy następuje więcej interakcji między wprowadzonymi w pierwszym zbiorze bohaterami i tymi, o których co najwyżej się w tym woluminie wspomina (chociażby o Cieniu). Kilku z nich doczekało się pełnowymiarowych powieści i na te najbardziej czekam. "Dzikie karty" to obok "Watchmen" Alana Moore'a jeden z najciekawszych i najbardziej udanych eksperymentów z "komiksem" super-bohaterskim. Udało się to dzięki pasji i znakomitym relacjom Martina z pozostałymi członkami projektu a, uwierzcie mi, później jest tylko lepiej. Chciałbym aby Zysk kontynuował wydawanie cyklu, aczkolwiek obawiam się, że skuszeni nazwiskiem Martina (w domyśle: fani PLiO) mocno się rozczarują, co może przełożyć się na niepochlebne opinie i tym samym doprowadzić do niskiej sprzedaży "prologu", jakim jest pierwszy tom "Dzikich kart".
OdpowiedzUsuń