Wyobraź sobie świat pozbawiony nie tylko Słońca, ale również blasku księżyca i gwiazd. Otaczającą Cię z każdej strony ciemność, w której jedynym źródłem światła są niezwykłe rośliny oraz zwierzęta. Zgadza się, taki Eden niewiele ma wspólnego rajem.
Na planecie tak odległej, że nie dochodzi do niej żadne światło, od ponad stu sześćdziesięciu lat żyje i rozwija się Rodzina, potomkowie dwojga ziemskich astronautów, których statek został zniszczony i dla których Eden stał się nowym domem. Tommy i Angela zapoczątkowali kolonię, która po latach kazirodczych związków, trapiona chorobami genetycznymi, bardziej przypomina plemienną grupę jaskiniowców niż zalążek nowej cywilizacji. Ich życie skupia się na polowaniach, kopulacji oraz czekaniu. Na co? Na ratunek z Ziemi, w który święcie wierzą i na którym opiera się cała ich egzystencja.
Autor oddaje głos kilku postaciom, które naprzemiennie wprowadzają czytelnika w mroczną, lecz fascynującą, edeńską rzeczywistość i rozgrywające się na bieżąco wydarzenia. Posługują się prostym, wręcz prymitywnym językiem, do którego najpierw trzeba się przyzwyczaić, ale który naprawdę bardzo dobrze pasuje do klimatu powieści. Postępujące uproszczenie języka nie dziwi – Tommy i Angela starali się przekazać swym potomkom jak najwięcej wiedzy, ale kolejne dekady spędzone w ciemnościach oraz życie skupione jedynie na polowaniach i walce o przetrwanie znacznie zawęziły horyzonty członków Rodziny, co odbiło się nie tylko na ich zachowaniu, ale również mowie. Chylę tu czoła przed tłumaczem, Wojciechem M. Próchniewiczem, którego przekład jest naprawdę rewelacyjny.
Na Edenie nie ma miejsca na moralność. Owszem, wszyscy starają się postępować zgodnie z zasadami ustalonymi przed laty przez Andreę, ale swoboda seksualna panująca w Rodzinie zażenowałaby najbardziej wyzwolonych hipisów. Jednocześnie, dzięki silnemu kultowi Pierwszych Rodziców w edeńskiej społeczności nigdy nie pojawiła się prawdziwa przemoc, a gwałt i morderstwo były pojęciami czysto abstrakcyjnymi. Przynajmniej do czasu. Na przykładzie mieszkańców Edenu można prześledzić typowy i charakterystyczny przebieg wydarzeń i ewolucji, od której człowiek nie jest w stanie się uwolnić, popełniając te same błędy niezależnie od miejsca, czasu i otaczających go warunków.
„Ciemny Eden” to dosyć klasyczna powieść science-fiction, nie powinno to jednak odstraszyć czytelników, którzy na co dzień nie sięgają po ten gatunek. Sama jestem tego najlepszym przykładem, bo książkę pochłonęłam wręcz błyskawicznie. W dosyć przewrotny sposób to Ziemia jest dla mieszkańców Edenu tym, czym w większości opowieści tego typu są odległe planety i niezbadane galaktyki. Przedmioty codziennego użytku i zjawiska, nad których naturą nawet się nie zastanawiamy, dla Edeńczyków są czymś nawet nie tyle niezwykłym, co wręcz otoczonym aurą magii i tajemnicy. Snute podczas Rocznic opowieści najstarszych członków społeczności o samochodach, prądzie i świetle przypominają baśnie i stare legendy. Jest coś fascynującego w takim sposobie spojrzenia na nas i nasz świat.
Powieść ukazała się jako kolejna część cudownej serii Uczta Wyobraźni, choć nie do końca wpisuje się w nurt książek zwykle w niej wydawanych. Jednak mimo że różni się od pozostałych, bardzo mi się podobała i zdecydowanie przekonała mnie do częstszego sięgania po science fiction. Uwiodła mnie również świetną okładką, znacznie lepszą od oryginalnego wydania, choć wyraźnie nim inspirowaną. Gorąco polecam, a sama z utęsknieniem czekam na kontynuację - w Wielkiej Brytanii ma się ukazać na wiosnę, więc mam nadzieję, że polski wydawca także nie każe nam długo na nią czekać.
Okładka rzeczywiście jest genialna, zwróciła moją uwagę. Co do fabuły, brzmi ona dość przerażająco, ale też i intrygująco. Lubię science-fiction, więc pewnie pewnego dnia sięgnę po tą powieść ;)
OdpowiedzUsuńJa z kolei do science fiction podchodzę trochę jak pies do jeża, ale tym razem byłam naprawdę oczarowana :)
UsuńBardzo podobała mi się ta powieść i jestem pozytywnie zaskoczona, że pojawi się kontynuacja! Już nie mogę się doczekać :) Na początku irytował mnie język, ale szybko zrozumiałam zamysł autora i od tej chwili z zachwytem przyjmowałam koncepcję tej historii. Zgadzam się, że takie spojrzenie na nasz świat jest bardzo ciekawe i przynajmniej dla mnie oryginalne, bo nie znam wielu książek należących do tego gatunku. Jednocześnie bardzo mnie uderzyło to, że wraz z postępem i pewną odwagą rodzącą się wśród członków Rodziny, pojawiło się też to, co złe. Smutna zależność.
OdpowiedzUsuńMyślę, że nawet gdyby John Czerwoniec nie wykazał się odwagą i chęcią zmian, to co złe i tak by nadeszło. W końcu już od dłuższego czasu wśród niektórych odsuniętych na bok narastała zawiść. Ale masz rację, jest to naprawdę smutne.
UsuńPewnie masz rację, w końcu niestety taka jest natura człowieka i prędzej czy później zło się pojawia.
UsuńPodchodzę do takich książek bardzo ostrożnie... Może przez to, że tak rzadko czytam taką książkę? Nie mniej ten tytuł sobie zapiszę... a nuż kiedyś wpadnie w moje ręce? Nie przejdę wtedy obok tej książki obojętnie.
OdpowiedzUsuńUczta wyobraźni zawsze mnie intryguje, chociaż ciągle zastanawiam się, którą pozycję wybrać, bo nie sądzę, by mój portfel wytrzymał zakup wszystkich, ale ta pozycja mnie ogromnie zainteresowała, po prostu lubię science - fiction.
OdpowiedzUsuńNa początek przygody z serią polecam właśnie "Ciemny Eden" albo "Nieśmiertelnego" Catherynne Valente.
UsuńEj, no rzeczywiście nie brzmi to zbyt typowo. Fajny pomysł na fabułę i ogromne wyzwanie jeśli chodzi o skuteczną jego realizację. Takie rzeczy łatwo zepsuć i sprawić, że stają się zbyt...śmieszne. Ja tam się czuję przekonany ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, ale Beckettowie się udało, bo jakoś nie było mi do śmiechu podczas lektury :)
UsuńBrzmi naprawdę interesująco. Rzadko po s/f sięgam, ale dla dobrej historii na pewno zrobię wyjątek :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy MAG wyda kontynuację, a nawet jeśli to pewnie już nie w Uczcie Wyobraźni, skoro ta się kończy... Lekturę mam jeszcze przed sobą, ale bardzo, bardzo chciałabym znaleźć na nią czas - słyszałam o tej książce wiele dobrego.
OdpowiedzUsuńUW się kończy? Nie wiedziałam... szkoda by było :( Liczę na to, że tak czy inaczej MAG zainteresuje się kontynuacją, ale wydają wszystko z takim opóźnieniem, że pewnie doczekamy się za kilka lat ;)
UsuńJakie ciekawe te różnice pokoleniowe i spłaszczenie, uproszczenie języka. Chciałabym to przeczytać.
OdpowiedzUsuńUuu... kontynuacja, to będzie dobry pretekst do tego, bym się wzięła za czytanie pierwszej części, która od dłuższego czasu leży na półce ;)
OdpowiedzUsuńAczkolwiek Ślepowidzenia nie czytałam jeszcze, ale drugą część serii kupiłam. Taka moja logika ;)
Hm... masz już Echopraksję? Czyli mówiłaś, że gdzie mieszkasz? :D
UsuńZapraszam na herbatkę, zapraszam! Ale może najpierw wpadnę do Ciebie, potem w razie czego będziesz mogła sobie zabrać z powrotem część książek, które od Ciebie "pożyczę" ;)
UsuńJuż po jej wydaniu bardzo się na nią czaiłam, a potem zniknęła mi z oczu. Super, że przypominasz. I do tego chwalisz :)
OdpowiedzUsuń