Sny bogów i potworów. Część 1Laini Taylor Amber, 2015 |
Wielu czytelników zwątpiło już, czy trzeci tom niezwykłej
trylogii autorstwa Laini Taylor w ogóle ukaże się w Polsce. Wydawnictwo Amber
długo zwlekało z jego publikacją, ale w końcu jest! A przynajmniej jego
pierwsza część, która premierą miała zaledwie dwa tygodnie temu. I muszę
przyznać, że na Sny bogów i potworów
naprawdę warto było czekać, nawet tych kilka lat.
W otwierającej mroczny, a przy tym do głębi poruszający
cykl, Córka dymu i kości, autorka
wprowadziła czytelnika w świat, w którym obok naszego istnieje druga,
równoległa rzeczywistość zamieszkana przez anioły i chimery. I jeśli w tym
momencie uważasz, że będzie to zwykły 'anielski' romans paranormalny, to bardzo
grubo się mylisz, ponieważ Laini Taylor wykroczyła poza ramy gatunku czyniąc
fabułę swych powieści nieprzewidywalną i dającą porządnego emocjonalnego kopa
historią, obok której większość nastoletnich czytadełek nie powinna nawet
stanąć na półce.
Trzeci tom jest bezpośrednią kontynuacją Dni krwi i światła gwiazd, a rozpoczyna
go zaskakujący i niemal niemożliwy sojusz między zdziesiątkowanymi chimerami a
zbuntowanymi Bastardami, najwaleczniejszym z serafińskich oddziałów bojowych.
By stawić czoło anielskiej armii, która właśnie pojawiła się na ziemi pod dowództwem
zdegenerowanego Jaela, potwory muszą zaufać swym dotychczasowym prześladowcom.
Podobnie Bastardom przyjdzie zmierzyć się z uprzedzeniami i nienawiścią wobec
chimer, z którymi ich rasa walczy od setek, jeśli nie tysięcy lat.
Na tle tego konfliktu toczy się wątek Karou, chimery, której
dusza została zaklęta w ciało zwykłej dziewczyny, oraz Akivy, serafina, który w
imię miłości poprowadził swych braci do buntu przeciwko dotychczasowemu
porządkowi i układowi sił. Poprzedni tom nadał ich związkowi nowy wymiar i
sens, czyniąc ich historię tragiczną, a jednocześnie piękną. Nie przypomina ona
w niczym naiwnych, wyświechtanych opowiastek o aniołach zakochujących się w
śmiertelniczkach, jakie można znaleźć w niektórych romansach paranormalnych.
Nie. Opowieść o Karou i Akivie bardziej przypomina historię Romea i Julii,
tylko w znacznie bardziej dojrzałej, tragicznej i brutalnej wersji.
Powieść można odczytywać na dwóch płaszczyznach. Z jednej
strony jako wspomnianą historię miłosną, a z drugiej jako uniwersalną opowieść
o okrucieństwie wojny i o ofiarach, jakie zawsze podczas niej ponoszą obie
strony konfliktu. Choć mowa jest tu o walce między dwiema mitycznymi rasami,
równie dobrze można ją przenieść w nasze ludzkie, całkowicie ziemskie realia.
Przy okazji lektury drugiego tomu, nasuwały mi się skojarzenia z konfliktem na
Bliskim Wschodzie i choć teraz wrażenie nieco to osłabło, bieżący tom ma
podobny wydźwięk. Wojna to zło. Zło, któremu trzeba zapobiegać, ponieważ nic
nie usprawiedliwia zabijania, a tym bardziej bezsensownej eksterminacji całych
narodów.
Niestety, wydawnictwo postanowiło wydać ostatni tom w
dwóch częściach, co nie wydaje się najlepszym pomysłem – jego akcja toczy się w
ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin, a fabuła zostaje urwana w takim
momencie, że 14 lipca (czyli dnia premiery drugiej części) wydaje się terminem
równie odległym, co dwa lata.
Jest to jednak drobnostka, maleńki szczególik, który tak
naprawdę nie ma żadnego znaczenia w odbiorze powieści, która utrzymała
doskonały poziom dwóch poprzedniczek. Sny bogów i potworów są nieco mniej mroczne i brutalne niż Dni krwi i światła gwiazd, ale nadal
wyzwalają silne emocje i po prostu wciągają z mocą tornada. Teraz pozostaje mi czekać do premiery
jej drugiej części, a czytelników – niezależnie od wieku – zachęcić do
sięgnięcia po całą trylogię.
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Komentarze
Prześlij komentarz