Słowa Światłości, Brandon Sanderson MAG, 2014 |
Często mam szczęście trafiać na dobre powieści, których
lektura sprawia mi przyjemność, odpręża, skłania do refleksji. Czasem znajduję wśród
nich coś wyjątkowego, co na długo pozostaje w mojej pamięci. Jednak już dawno
nie doświadczyłam takiego książkowego kaca, jak po Słowach Światłości Brandona Sandersona. Powiem krótko – drugi tom Archiwum Burzowego Światła to cudo!
Niemal równy rok temu zachwycałam się Drogą Królów, podkreślając jak
niesamowity jest świat stworzony przez autora, rozbudowany z pietyzmem i zaskakującym
rozmachem. Zauroczyła mnie wielowątkowa, doprecyzowana fabuła i bez skrupułów
czy większego wahania stwierdziłam, że cykl z pewnością przejdzie do klasyki
gatunku. Teraz, świeżo po lekturze tomu drugiego, nie mogę otrząsnąć się z szoku,
rzecz jasna w pełni pozytywnego – w jaki sposób Sandersonowi udało się napisać
kontynuację, która jeszcze przewyższa doskonałą część pierwszą.
O ile pierwszych dwieście stron Drogi królów wspominam jako dosyć ślamazarne przebijanie się przez
realia zupełnie nowego świata oraz multum postaci, o tyle Słowa Światłości od samego początku czyta się płynnie i trudno się
od nich oderwać. Co ciekawe i lekko zaskakujące, po skończeniu książki liczącej
blisko tysiąc stron, nadal czuję niedosyt. I to wcale nie dlatego, że autor sztucznie
przedłuża fabułę, a wręcz przeciwnie – akcja płynie wartko, zaskakując niespodziewanymi
zwrotami, które w pewnych momentach wywracają wszystko niemal do góry nogami.
Przy okazji poprzedniej recenzji pozwoliłam sobie na przytyk, że Sanderson
powiela zużyty do bólu schemat tworząc świat u progu zagłady, który ma być
uratowany przez Wybrańca. W Słowach
Światłości moje podejrzenie w ogóle się nie sprawdziło, za to przez połowę
lektury siedziałam z rozdziawionymi ustami niczym wiejski głupek.
Podobnie jak poprzednio, fabuła powieści skupia się na
trzech postaciach: Kaladinie, byłym żołnierzu i niewolniku, obecnie – dzięki swoim
zasługom - pełniącym funkcję kapitana straży królewskiej, Shallan, młodej podopiecznej
najpotężniejszej z uczonych, Jasnah Kholin, oraz Dalinarze Kholinie,
arcyksięciu, który zamierza zjednoczyć królestwo, by przygotować je na
nadejście ukrytej w przepowiedniach katastrofy. Wraz z rozwojem akcji, sam
Dalinar odchodzi jednak nieco w cień, robiąc tym samym miejsce dla swego syna,
Adolina. Pozornie niewiele związane ze sobą wątki owych postaci, w końcu
splatają się w spójną całość i choć nadal kolejne rozdziały pokazują historię
pokazaną z punktu widzenia każdej z nich, książka stanowi znacznie bardziej
spójną całość.
Zachwyca mnie świat wykreowany przez Sandersona, tak inny
od naszego, w którym magia (niewiele tak naprawdę mająca z prawdziwą magią)
splata się z nauką, w którym zachwyca bogactwo niezwykłych stworzeń, ludzkich
ras i realiów codziennego życia. Skomplikowany system społeczny opiera się na
dwóch podziałach. Po pierwsze, wyższą kastą (dosyć topornie można rzec, że rasą
panów) są Jasnoocy. Wśród nich najwyższe pozycje zajmując Arcyksiążęta, wśród
których znajdując się wojownicy władający legendarnymi Ostrzami Odprysku. Cała
podległa im reszta społeczeństwa to Ciemnoocy, niezależnie od swego pochodzenia
(vide wspomniane bogactwo ras) pozbawieni niemal wszystkich przywilejów czy
praw. Po drugie, wyraźny jest również podział na role męskie i kobiece,
mężczyźni walczą i zajmują się polityką, domeną kobiet jest z kolei nauka (żaden
szanujący się facet nie podejmie się nauki pisania czy czytania).
Niezwykłe są również formy życia, niemal bez wyjątku
przypominające pochodne skorupiaków, poczynając od ostrogarów a na Przepastnych
Bestiach kończąc. Ich wygląd tylko częściowo poznajemy z opisów, Sanderson
wrzuca niejako czytelnika na głęboką wodę niewiele tłumacząc, co daje
niesamowitą przyjemność uruchamiania wyobraźni i odkrywania co pewien czas
nowych smaczków. Co pewien czas pojawiają się za to w książce ilustracje,
szkice wykonywane przez Shallan, dzięki którym mamy krótki wgląd w ten
niesamowity świat.
Można by wymieniać kolejne zaskakujące elementy
wzbogacające wizję Sandersona, od różnych rodzajów sprenów poczynając, poprzez niewiele
mającą wspólnego z ludźmi rasę Parshendich, a na Burzowym Świetle
kończąc. Ale po co? Lepiej samemu sięgnąć po książkę i dać się porwać zwartej w
niej historii.
Zastanawiam się, co jest największą zaletą tej powieści –
niezwykły świat, wielowątkowa, dopracowana fabuła, która wymyka się utartym
schematom czy rozwijający się, pełnowymiarowi bohaterowie. I nie potrafię
wybrać, nadal jestem pod wrażeniem, chcę więcej i więcej. Oby trzeci tom ukazał
się, jak najszybciej.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję księgarni Bonito.pl
Komentarze
Prześlij komentarz