Mroczna Wieża I. Roland Stephen King Albatros, 2015 |
Mroczna Wieża
jest dla twórczości Stephena Kinga tym, czym Władca Pierścieni był dla Tolkiena. To uwielbiana nie tylko przez
fanów pisarza niesamowita kombinacja fantasy, grozy i… westernu na miarę
starych filmów z Clintem Eastwoodem.
Tytułowy Roland, główny bohater całego cyklu, jest
ostatnim pozostałym przy życiu Rewolwerowcem. Nie rewolwerowcem, a właśnie
Rewolwerowcem przez wielkie R. Człowiekiem znającym Wyższą Mowę i posiadającym
wiedzę oraz umiejętności wykraczające poza możliwości pozostałych ludzi.
Zresztą w świecie, po którym wędruje, próżno szukać zwykłego człowieka. Zmiany,
jakie w nim zaszły, niesamowite i trudne do wytłumaczenie załamanie czasu i
jego przyspieszenie, załamanie granic innych światów równoległych, tworzą
scenerię doprawdy niesamowitą.
Cały tom wypełnia pościg Rolanda za tajemniczym
Człowiekiem w Czerni, którego tropi po jałowej, śmiertelnie niebezpiecznej
pustyni oraz wyludnionych, przeklętych miasteczkach. W retrospekcjach poznajemy
kilka wspomnień z jego młodości i dzieciństwa, gdy świat wyglądał jeszcze
inaczej, normalnie. Nie wiadomo jednak, co doprowadziło do tych zmian – jest na
to jeszcze za wcześnie. W pogoni tej cały czas pojawia się również motyw
tytułowej Mrocznej Wieży, głównego celu wędrówki Rewolwerowca. Poza nią nie
liczy się tak naprawdę już nic.
Roland to
pierwszy z ośmiu tomów i – jak wielokrotnie wspominał Mistrz i o czym napomyka
również we wstępie do bieżącego wznowienia – niestety tom najmniej udany, czego
nie może nie dostrzec nawet tak fanatyczna miłośniczka kingowskiej prozy jak
ja. Z tego względu, po jego lekturze niektórzy mogą zniechęcić się do całego
cyklu – niesłusznie, bo z każdym kolejnym tomem jest naprawdę coraz lepiej.
Warto przy tym wspomnieć, że obecna wersja została podrasowana w stosunku do
pierwszego wydania. King przyznał, że po ponownym sięgnięciu po Rolanda dostrzegł w nim wiele błędów
charakterystycznych dla młodych pisarzy i postanowi przynajmniej część z nich
wyeliminować. Jednak mimo tych zmian Roland
zachował stary, miejscami abstrakcyjny, a miejscami nieco psychodeliczny klimat.
Kolejne tomy Mrocznej
Wieży są właśnie wznawiane przez wydawnictwo Albatros i chwała wydawcy za
to, bo prezentują się rewelacyjnie. Twarda oprawa, dobry papier i jakość druku
oraz te grafiki – żadne inne wydanie MW nie podobało mi się wizualnie tak jak
to. Dodatkowym smaczkiem Rolanda jest
dołączone do niego opowiadanie, a właściwie mini-powieść, Siostrzyczki z Elurii, które w 1999 roku ukazały się w antologii Legendy pod redakcją Roberta
Silverberga, a potem w zbiorze opowiadań Kinga Wszystko jest względne. Warto poświęcić im trochę czasu, bo przyznam się szczerze i bez
bicia, że podobały mi się nawet bardziej niż właściwy Roland.
Siostrzyczki…
to liczący nieco ponad siedemdziesiąt stron tekst, którego akcja toczy się
przed wydarzeniami opisanymi w Rolandzie.
Szukając śladów Człowieka w Czerni, Rewolwerowiec trafia do upiornego, wymarłego
miasteczka, w którym zostaje zaatakowany przez człekokształtnych mutantów. Od
śmierci ratują go tytułowe siostrzyczki, prowadzące szpital i nasuwające
skojarzenie z zakonem. Daleko im jednak od Boga, a do leczenia pacjentów
podchodzą w bardzo specyficzny sposób…
Opowiadanie jest mroczne, a atmosfera otaczającego Elurię
zła jest wręcz namacalna. Jaki sekret naprawdę skrywają siostrzyczki, okaże się
dosyć szybko, ale rozwój wydarzeń oraz zakończenie i tak powinny Was zaskoczyć.
Miałam przyjemność czytać ten tekst jeszcze w pierwszym wydaniu, we wspomnianej
antologii, ale teraz odkryłam go na nowo i naprawdę mi się spodobał.
Podsumowując krótko i na temat, nowe wydanie Rolanda jest cudne. Nie pozostaje nic
innego jak tylko je brać!
Za przyjemność spotkania z Rolandem i Siostrzyczkami z Elurii serdecznie dziękuję księgarni internetowej BookMaster - tam też znajdziecie książkę w promocyjnej cenie.
Komentarze
Prześlij komentarz