Orm Zabójca Niedźwiedzia i jego załoga cieszą się zasłużonym odpoczynkiem po poprzednich wyprawach, sławą niezwyciężonych wojowników oraz całkiem dużą ilością zdobytych łupów. Sielankę tę przerywa pojawienie się jarla Branda, który powierza opiece Orma swego syna oraz królową Sygrydę. Wkrótce jego śladem nadciąga również pchany pragnieniem zemsty Randr Sterki oraz kolejni wrogowie, zmuszając Zaprzysiężonych do ponownego sięgnięcia po topory i wypłynięcia w morze. Ku krwawej walce i ku jeszcze krwawszej przygodzie.
Opowieści o Wikingach po prostu nie da się nie lubić, zwłaszcza jeśli autor potrafi nadać im właściwy klimat. Poprzednich trzech tomach cyklu Robert Low udowodnił, że doskonale opanował przepis na płynną, wciągającą opowieść, w której historia splata się z przygodą, prawda z literacką fikcją, a całość okraszona jest snutymi przy ogniu legendami i szczękiem broni, szybko i obficie zroszonej krwią.
Opowieści o Wikingach po prostu nie da się nie lubić, zwłaszcza jeśli autor potrafi nadać im właściwy klimat. Poprzednich trzech tomach cyklu Robert Low udowodnił, że doskonale opanował przepis na płynną, wciągającą opowieść, w której historia splata się z przygodą, prawda z literacką fikcją, a całość okraszona jest snutymi przy ogniu legendami i szczękiem broni, szybko i obficie zroszonej krwią.
Dla polskiego czytelnika atrakcyjnym wątkiem będzie z pewnością wplecenie w powieść motywów słowiańskich, choć niekoniecznie w sposób pozytywny. Przede wszystkim pojawia się tu ciężarna królowa Sygryda, której Orm i jego kompanii zobowiązani są zapewnić ochronę podczas jej podróży do męża. Równie istotna dla fabuły, choć już nie udokumentowana historycznie jest postać czarnookiej mazurskiej księżniczki. I w tym momencie musimy się na chwilę zatrzymać, bowiem nie spodziewałam się, że z przygodowej powieści szkockiego pisarza dowiem się czegoś nowego na temat Polski. Kiedy pierwszy raz zerknęłam na dołączoną do książki mapę i gdy zagłębiałam się w wątek [...], uśmiechałam się z politowaniem, widząc Mazowsze oznaczone jako ziemie Mazurów. Poszperałam i co się okazało? Że pierwotnie Mazowszanie faktycznie byli zwani Mazurami (tzw. "właściwymi") i to jeszcze stosunkowo niedawno, bo nawet na początku XX wieku. Natomiast mieszkańcy obecnych Mazur, czyli tzw. Mazurzy pruscy, pojawili się tam dopiero kilka stuleci po wydarzeniach opisywanych przez Roberta Low. Tyle historii, wróćmy do powieści.
Zaprzysiężeni docierają aż na ziemie Polan, liczyłam więc na interesujący obraz naszych przodków. Niestety, zawiodłam się, bo okazali się bez wyjątku bezmyślnymi kmiotkami, a kraj określony mianem "jakiegoś zadupia". Można by się spierać, że tak właśnie postrzegali ich Wikingowie, ale wizja autora kłóci się z prawdą historyczną w kilku zasadniczych miejscach. Po pierwsze, akcja powieści toczy się w 975 roku, czyli wtedy gdy Sygryda (po polsku Świętosława) była kilkuletnim berbeciem - za Eryka Zwycięskiego wyszła niecałe dziesięć lat później. Po drugie, biorąc pod uwagę związki Mieszka I i Bolesława Chrobrego z Wikingami oraz generalnie obecność nordyckich wojowników na naszych ziemiach poczynając od VIII wieku, dziwi tak lekceważący stosunek Zaprzysiężonych do naszego kraju. Może bardziej odzwierciedla stosunek samego autora?
Jestem wyczulona na takie kwestie, więc lektura niektórych fragmentów Smoczego łba bardziej mnie zirytowała niż sprawiła przyjemność, choć jeśli przymknie się na to oko, książka z pewnością może zapewnić dużo rozrywki. Nie brak w niej opisów krwawych potyczek, z kilkoma bohaterami przyjdzie się nam pożegnać i to w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Jest przygoda, jest okrucieństwo ówczesnych czasów, jest bezpardonowa walka o władzę i skarby, jest straceńcze szukanie zemsty. Jednym słowem, jest niemal wszystko to, czego szuka się w tego typu powieściach.
Przez długi czas mówiono, że Smoczy łeb będzie ostatnim tomem cyklu, okazuje się jednak, że to nie koniec przygody z Ormem Zabójcą Niedźwiedzia i jego załogą. W następnym tomie, Krucza kość, który jeszcze nie doczekał się polskiego wydania, Zaprzysiężeni ponownie wyruszą na Północ. I bardzo dobrze, niech powrócą na prawdziwy morski, wikiński szlak, tam będę ich wypatrywać z przyjemnością. A do kwestii słowiańskiej lepiej niech już nie wracają.
Przeczytaj również:
Przeczytaj również:
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Książnica.
Komentarze
Prześlij komentarz