Otchłań, Robert J. Szmidt Insignis, 2015 |
Kilka miesięcy temu, podczas spotkania na Pyrkonie Robert
J. Szmidt ogłosił, że dołączył do grona autorów tworzących Uniwersum Metro
2033. Tymczasem Otchłań już za mną i
powiem krótko – jest dobrze!
Nie tak dawno za sprawą Szmidta Wrocław został opanowany przez
zombie (Szczury Wrocławia), tym razem
widzimy oblicze tego miasta dwadzieścia lat po wojnie nuklearnej, która
zniszczyła Ziemię i zmiotła z jej powierzchni ludzką cywilizację. Ci, którzy
mieli szczęście bądź pecha przeżyć ataki, a potem skutki promieniowania, zeszli
do podziemi i to dosłownie, zamieszkując ciągnące się kilometrami tunele
starych, poniemieckich kanałów.
W tej mrocznej i brudnej zarówno dosłownie, jak i
moralnie, rzeczywistości poznajemy Nauczyciela, blisko pięćdziesięcioletniego
mężczyznę, jednego z ostatnich Pamiętających świat przed zagładą i najstarszego
człowieka w Enklawie Innego. Na mocy zawartego przed laty porozumienia z jej
przywódcą, ani on, ani jego upośledzony i niepełnosprawny syn nie muszą
wychodzić na powierzchnię. Jednak kiedy do władzy dochodzi nowe, wrogie
Nauczycielowi pokolenie, jego dni w Enklawie są już policzone i mężczyzna
zmuszony jest ratować się ucieczką. Wraz z synem, dla którego opuszczenie
względnie bezpiecznego schronienia zdaje się wyrokiem śmierci.
Robert Szmidt jest drugim Polakiem, który dołączył do
projektu Dmitrija Glukhovsky’ego – niemal równy rok temu na polskim rynku
ukazała się Dzielnica obiecana Pawła
Majki. Trudno uniknąć więc porównywania obydwu powieści, które dopiero
przecierają szlak naszym rodzimym autorom w Uniwersum Metro 2033. Po Dzielnicy… dość dużo oczekiwałam, ale
niestety mnie zawiodła, natomiast Otchłań
(mimo drobnych niedociągnięć) okazała się lepsza niż chociażby Za horyzont Diakowa, Dziedzictwo przodków Cormudiana, Ciemnetunele Antonowa czy Mrówańcza Mielnikowa.
I nie twierdzę tak, dlatego że autor jest Polakiem, on po prostu wykonał kawał
świetnej roboty.
Szmidt zapowiadał, że Otchłań
będzie rewolucją w uniwersum, jakiej
jeszcze nie było. Szczerze mówiąc, nigdzie się jej nie dopatrzyłam, ale z
pewnością można tu dostrzec świeży powiew. Bohaterami większości części cyklu są
młodzi ludzie, którzy dopiero odkrywają tajemnice metra bądź innych tuneli,
albo doświadczeni stalkerzy, penetrujący powierzchnię miast w poszukiwaniu
żywności lub skarbów. U Szmidta również mamy wędrującą, niezbyt liczną gromadkę,
ale wydarzenia przedstawione są z punktu widzenia Nauczyciela, mężczyzny z
bogatą – jak się okazuje – przeszłością, dobrze pamiętającego świat sprzed
wojny, w wieku uważanym przez mieszkańców tuneli za mocno zaawansowany. Nawet
po blisko dwóch dekadach trudno mu zaakceptować moralną i często umysłową degradację
człowieka, a jednocześnie, jeśli zachodzi taka potrzeba, nie ma żadnych skrupułów,
posuwając się nawet do zabójstwa. Jest postacią wielowymiarową, której
tajemnice poznajemy stopniowo i dopiero ostatnie rozdziały przynoszą odpowiedź,
kim naprawdę jest. Choć jestem pewna, że jeszcze nie wszystko zostało
powiedziane.
Szmidt bardzo obrazowo pokazał, jak w obliczu
bezwzględnej walki o przetrwanie ludzie tracą wszelkie hamulce i liczy się
tylko prawo silniejszego. Przeglądając różne opinie na LC, trafiłam na
zdegustowane czytelniczki, które obniżyły ogólną ocenę powieści za opis gwałtu
na jednej z bohaterek i zbyt lekkie podejście do tego tematu. Dziwi mnie to, bo
właśnie te fragmenty bardzo trafnie wskazują, jak zdegenerowany staje się
świat, w którym nie ma już żadnych zasad, w którym dzieciństwo kończy się w
wieku dziesięciu lat i w którym śmierć czyha na każdym kroku. Czy naprawdę
można oczekiwać, że ludzie żyjący jak zwierzęta od blisko dwudziestu lat będą
mieć jakiekolwiek skrupuły? Zwłaszcza młodzi ludzie, którzy nie znają innej
rzeczywistości? Nie sądzę, choć mam nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane się o
tym przekonać.
Przy okazji każdego nowego tomu uniwersum jestem bardzo
ciekawa inwencji autorów przy kreowaniu zmutowanego świata na powierzchni. I
tym razem Szmidt mnie nie zawiódł, serwując opisy m.in. szarików i cieniaków,
mięsożernych roślin w niczym nie przypominających swojskich rosiczek i inne trudne
do opisania stwory buszujące po ulicach Wrocławia.
A na koniec mała ciekawostka. Przyjrzyjcie się okładce –
tak, to Robert J. Szmidt we własnej osobie, wystylizowany na głównego bohatera.
Świetny pomysł, podobno stosowany już kilkakrotnie przy okazji rosyjskich
powieści wchodzących w skład cyklu. Co więcej, do książki dołączono dodatek „Postaci
z Otchłani w rysunkach Marka Oleksickiego”, dzięki którym można spojrzeć na
bohaterów w nowy sposób.
Podsumowując, podobało mi się i jestem pewna, że fani
uniwersum nie będą zawiedzeni. Otwarte zakończenie sugeruje, że możemy
spodziewać się kontynuacji, co bardzo mnie cieszy. Panie Robercie, do dzieła!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Agencji AIM Media.
Komentarze
Prześlij komentarz