Ofiara Polikseny, Marta Guzowska czyta Roch Siemianowski Biblioteka Akustyczna, 14 godz. 31 min |
Praca archeologa kojarzy Ci się z Indianą Jonesem i Larą
Croft? Niesamowitymi wykopaliskami, starożytnymi klątwami, splendorem i sławą?
Na odczarowanie tej wizji proponuję Ofiarę
Polikseny. Są tu wykopaliska, ale nie ma w nich nic magicznego. Jest za to
trup, klnący jak szewc antropolog-alkoholik i kawał naprawdę dobrej lektury.
Podczas prac wykopaliskowych w okolicach Troi, grupa
archeologów odkrywa tajemniczy szkielet. Wiele wskazuje na to, że to szczątki
Polikseny, dotąd uważanej za postać czysto mitologiczną. Niestety, wkrótce jedna
z uczestniczących w pracach kobiet zostaje znaleziona martwa. Co więcej,
morderca dokonał zbrodni rytualnej na ołtarzu znajdującym się na terenie
wykopalisk. Okazuje się, że miejscowa policja niezbyt pali się do odnalezienia zabójcy,
a tym bardziej do nagłaśniania sprawy (nie można przecież zniechęcać turystów),
a i sami archeolodzy bardziej martwią się zawieszeniem prac nić samym
morderstwem. Mimo że jego ofiarą padła ich koleżanka. Mimo że morderca może być
jednym z nich. Jedynym wyjątkiem jest wiecznie zapijaczony antropolog Mario Ybl,
który – ku zdziwieniu jednych, a niesmakowi innych - postanawia rozpocząć
własne śledztwo.
Ofiara Polikseny
otwiera cykl kryminałów ze wspomnianym Mariem w roli głównej i to w sposób bardzo
dobry i obiecujący, choć niekoniecznie przyprawiający o omdlenia z ekscytacji. Powieść
ma dwa zasadnicze plusy:
Po pierwsze, niezwykle plastycznie przedstawione realia
pracy na wykopaliskach, odzierające je z całego romantyzmu i naiwnej
landrynkowości. Podobnie jak pracę archeologów, których zawodowe być albo nie
być zależy od przyznawanych grantów. Co więcej, Troja widziana oczami Ybla to
nie monumentalna twierdza, gdzie historia miesza się z teraźniejszością. To kawałek
piekła na ziemi, gdzie wszechobecny skwar i brud odbierają na wszystko ochotę.
To wielki cyrk, gdzie turyści taśmowo odbębniają kolejne miejsca, które „trzeba”
zobaczyć, cyknąć fotkę i iść na piwo.
Po drugie, specyficzny czarny humor, w który wpisuje się
sylwetka głównego bohatera. Jeśli znacie jakiegoś wyjątkowo ordynarnego,
chamowatego gbura, który nie wylewa za kołnierz, zwiększcie jego cechy razy
pięć, a wyjdzie Wam pan Ybl. Swoim grubiaństwem i rynsztokowym językiem i
dowcipami zraża do siebie wszystkich dookoła, jest na nieustannym rauszu i chorobliwie
boi się ciemności. A jednak dzięki swym umiejętnościom jest legendą w swym
fachu i tylko on znajduje w sobie tyle przyzwoitości i samozaparcia, by szukać
mordercy. I mimo że jest naprawdę antypatycznym typem to w sytuacjach naprawdę
kryzysowych daje się poznać z tej lepszej strony, zrzucając maskę cynika i
obiboka, dlatego szczerze go polubiłam.
Wątek kryminalny jest nieco zepchnięty na boczny tor.
Jest wprawdzie trup, a w miarę rozwoju akcji nie pozostanie on samotny, jednak sposób
szukania mordercy znacznie odbiega od tego, co zwykle serwują nam inni autorzy.
Zaangażowanie policji jest znikome z powodów wspomnianych powyżej, a prowadzący
własne dochodzenie Mario bardziej się miota niż postępuje racjonalnie. Nie
umniejsza to przy tym przyjemności zagłębiania się w tę historię, a wręcz
przeciwnie. Rozwiązanie intrygi jest dosyć zaskakujące, w miarę logiczne i
dopracowane. Na pierwszy rzut oka nieco mało satysfakcjonujące, ale kiedy
głębiej się nad nim zastanowić, wiarygodne o tyle, że takie… ludzkie. Tylko zakończenie
za bardzo pachnie Hollywoodem, ale to jedyny mankament, jakiego się
dopatrzyłam.
Dzięki Ofierze
Polikseny ponownie miałam okazję „spotkać się” z Rochem Siemianowskim,
którego głos zauroczył mnie przy okazji cyklu o Anastazji Kamińskiej (namiętnie
słuchałam go przed kilkoma miesiącami). Świetnie sprawdził się również jako
lektor powieści Marty Guzowskiej i jako głos Maria Ybla.
Podsumowując, nie jest to typowy kryminał, w którym zawodowi
śledczy prowadzą profesjonalne dochodzenie. To zabarwiony na czarno i lekko
satyrycznie powieść, w którym archeologia i wątek morderstwa tworzą doskonały
tandem. Serdecznie polecam, zwłaszcza w wersji audio.
Komentarze
Prześlij komentarz