"Zatrute ciasteczko" Alan Bradley



Co może skutecznie zakłócić spokój sielskiego, prowincjonalnego miasteczka w Anglii? Sąsiedzkie kłótnie? Bójka? Możliwe, choć nie ma co do tego stuprocentowej pewności. Niewątpliwie może jednak dokonać tego odkrycie zwłok nieznanego mężczyzny w ogrodzie pewnego wdowca, samotnie wychowującego trzy córki. 

Szokującego odkrycia w grządce ogródków dokonała najmłodsze dziecię z rodziny de Luce, jedenastoletnia Flawia, pasjonatka chemii i wszelakiej maści trucizn. Odkrywając w sobie żyłkę detektywistyczną oraz nie do końca wierząc w umiejętności miejscowych policjantów, dziewczyna postanawia przeprowadzić własne dochodzenie. Zwłaszcza gdy odkrywa niepokojący związek między zamordowanym nieznajomym a swoim ojcem. 


Niniejszym mogę ze spokojnym sumieniem obwieścić, że dołączyłam do licznego grona wielbicieli inteligentnej i diablo rezolutnej Flawii. Ujęła mnie przede wszystkim bardzo specyficznym spojrzeniem na otaczający ją świat i pełnymi ironii oraz czarnego humoru komentarzami. Jej fascynacja chemią, doświadczeniami oraz truciznami mogłaby nieco przerażać, ale poprzez sposób, w jaki o nich mówi, jest całkowicie rozbrajająca. Nie wspominając o eksperymentach, jakie przeprowadza na nie podejrzewających nic (do czasu) starszych siostrach. Zadziwiający jest również tor jej rozumowania, gdy zbiera poszlaki i prowadzi śledztwo, bardzo skutecznie trzeba przyznać, lecz w sposób zupełnie niekonwencjonalny. 


Jednak mimo tego wypełniającego powieść humoru, trudno nie dostrzec ogromnej samotności głównej małej bohaterki, pozostawionej samej sobie przez wycofanego, niezdolnego do okazywania uczuć ojca oraz dręczonej przez siostry. Można by się zastanawiać, jak postępowałaby Flawia, gdyby jej dzieciństwo wyglądało inaczej, a dziewczyna zaznała prawdziwej miłości i czułości. Nie sądzę przy tym, by młodsi czytelnicy zwrócili na to uwagę - panna de Luce nie narzeka na swoją sytuację, to raczej moje spostrzeżenia z perspektywy dorosłego czytelnika. 


Mamy tu do czynienia z kryminałem, nie sposób więc nie wspomnieć o intrydze i zagadce, z którą mierzy się Flawia i lokalna policja. Wątek ten został poprowadzony zaskakująco przemyślanie i logicznie, jest interesujący, a jego rozwiązanie było dla mnie niespodzianką. Jednym słowem, wymagania gatunku w pełni zostały spełnione. Dodatkowym plusem jest atmosfera małego miasteczka gdzieś na prowincji Anglii lat 50., gdzie wszyscy się znają i gdzie panna Marple z pewnością czułaby się, jak u siebie w domu. To świat uroczy i zupełnie już zapomniany, gdzie dzieci pędziły po ulicach na starych rowerach, dorośli zbierali znaczki, a miejscowe ploteczki śmigały po okolicy szybciej niż można to sobie wyobrazić. 


Alan Bradley ostatecznie przekonał mnie, że Zatrute ciasteczko może smakować wyśmienicie, a powieść skierowana do młodzieży może zapewnić mnóstwo frajdy dorosłemu czytelnikowi. Gorąco polecam przygody Flawii de Luce wszystkim miłośnikom retro-kryminałów, klimatów angielskiej prowincji i czarnego humoru.

Za możliwość wgryzienia się w Zatrute ciasteczko bez konsekwencji zdrowotnych i za dużą porcję rozrywki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.

Komentarze