Chłopcy 4. Największa z przygód, Jakub Ćwiek SQN, 2015 |
Bałam się tego dnia, ale wyczekiwałam go z
niecierpliwością. Ot, babska logika. W końcu stało się – w moje ręce trafił
ostatni tom tetralogii Chłopcy. I
powiem Wam, że Jakub Ćwiek nie zawodzi, jest rewelacyjnie, tak mocno „Chłopięco”,
ale i tak cholernie smutno, że aż się serce ściska.
Największa z
przygód okazuje się ostatnią dla wszystkich bohaterów, choć dla każdego w
inny sposób i w innym wymiarze. Od samego początku wiadomo, że musi dojść do
konfrontacji Dzwoneczka, desperacko próbującego odnaleźć i uwolnić swoich
Chłopców oraz Cienia, który tworzy w naszym świecie drugą, mroczną wersję
Nibylandii, w której dorosły, ale niedojrzały Piotruś Pan będzie mógł przewodzić
bandzie rozwydrzonych obdartusów.
W Chłopcach dosłownie
zakochałam się od pierwszych stron pierwszego tomu i mimo że wraz z rozwojem
fabuły ich historia stawała się coraz bardziej mroczna i straciła na jajcarskim
dowcipie na rzecz nieco gorzkiej refleksji i brutalnych rozwiązań, miłość ta
trwa i kwitnie w najlepsze. Pierwsze dwie części, zbiory opowiadań utrzymanych
w charakterystycznym dla Ćwieka stylu, skutecznie przywiązały mnie do Chłopców,
dawnych kompanów Piotrusia Pana, którzy musieli salwować się ucieczką z
Nibylandii i pod opieką Dzwoneczka trafili do naszego świata. Dorośli, rozrośli
się w barach i zapuścili brody, ale w głowach nadal mieli tylko zabawę. Jednak
to co bawi małych chłopców, niekoniecznie utrzymuje się w sferze marzeń
dorosłych facetów – wyrośnięci Chłopcy stali się motocyklowym gangiem, pijącym,
wszczynającym rozróby, przyciągającym panienki i handlującym tajemniczym
Proszkiem.
Trzeci tom był zmianą konwencji, okazał się pełnokrwistą
powieścią, w której główna intryga skupiła się wokół przybycia Piotrusia Pana i
jego Cienia, a Największa z przygód
jest jego bezpośrednią kontynuacją, rozwijającą i wyjaśniającą wszystkie
wątki. Z jednym drobnym wyjątkiem, ale o
tym za chwilę. Autorowi udała się jedna bardzo istotna rzecz i naprawdę chylę
przed nim czoła – z opowieści, która zaczynała się jako zbiór lekkich,
zabawnych opowiadań stworzył historię z głębszym dnem, nadal zachowującą czarny
humor, ale jednocześnie mającą do zaoferowania znacznie więcej.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach – jednej strony
mamy Dzwoneczka i tych z Chłopców, których udaje się jej odzyskać, z drugiej
Piotrusia Pana i jego przebiegły Cień wraz z liczną bandą popleczników, którzy
wprawdzie niewiele mają do zaoferowania, ale przecież w kupie siła. A oni taką
siłę posiadają. O ile też w poprzednim tomie podział na dobrych i złych był dość
czytelny (mimo że trudno było nie obdarzyć sympatią Piotrusia, niezależnie od
tego, jakiej nikczemności się dopuścił), teraz nie jest to już takie oczywiste.
Ujawnienie motywów postępowania, logicznych i przekonujących, a przy tym
zaskakująco prostych, każe zmienić nastawienie do najważniejszego mieszkańca
dawnej Nibylandii i jego nieodłącznego towarzysza.
Największą zagadką pozostaje Pan Proper, niezwykły czarny
kocur, dumnie maszerujący na okładce książki wśród śladów walki i szwendających
się nieopodal żywych trupów (nie przypominają Wam one sylwetek Chłopców i
Dzwoneczka?). Mimo że pojawia się epizodycznie, ma kluczowe znaczenie dla
rozwoju fabuły, jest też pełnoprawnym bohaterem tej historii, na równi z Kędziorem,
Milczkiem i ich pozostałymi Braćmi.
Smutno mi, że przygoda z Chłopcami właśnie dobiegła
końca. Smutno mi, że w taki, a nie inny sposób. Ale jednocześnie cieszę się, że
cykl nie rozrósł się nadmiernie, że autor nie wykorzystał jego popularności i
nie rozmienił się na drobne, zachowując klasę do samego końca. Gorąco polecam!
Przeczytaj także:
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non
Komentarze
Prześlij komentarz