Okazuje się, że istnieje jeszcze dobre kino pozbawione
nadętego patosu i dających po oczach efektów specjalnych, które potrafi
przyprawić człowieka o ciary, a przy tym wzruszyć i skłonić do chwili
refleksji.
Droga (The Road, 2009) to wizja świata, który
nieodwołalnie chyli się ku upadkowi. Po nieokreślonej do końca katastrofie
wszystko uległo zniszczeniu – doszło do katastrof naturalnych, rośliny
obumarły, a zwierzęta zginęły. Upadł rząd, a populacja ludzi drastycznie się
zmniejszyła.
Głównymi bohaterami filmu są ojciec i syn, przemierzający
zniszczoną Amerykę w poszukiwaniu jedzenia i uciekający na Południe przed zbliżającą
się zimą. Brudni, w łachmanach, cały skromny dobytek wiozą w starym sklepowym
wózku, mozolnie podążają ku celu, choć ten zdaje się wyjątkowo odległy i tak
naprawdę nie do końca sprecyzowany. Na ich drodze stają inni wędrowcy, w
znacznej mierze z gatunku tych, których lepiej unikać i schodzić im z drogi.
Chylę czoła przed twórcami filmu, którzy z powieści
Cormaca McCarthy’ego stworzyli naprawdę przejmujący obraz. Książka jest cudowna,
ale napisana specyficznym, bardzo oszczędnym stylem i obawiałam się nieco
sposobu jej ekranizacji. Wyszło rewelacyjnie, mimo że niektóre elementy, zwłaszcza
te wyjątkowo brutalne bądź niesmaczne, zostały w wersji filmowej ominięte.
Produkcja Johna Hillcoata w pełni broni się jako niezależny, autonomiczny film,
który może stanowić uzupełnienie wizji McCarthy’ego, ale bez skrupułów mogą
również sięgnąć po niego osoby, które z jego prozą nie miały nic wspólnego.
Podobnie jak powieść McCarthy’ego, tak i film bardzo
trafnie i obrazowo przedstawia upadek człowieka, zarówno fizyczny, gdy walka o
przetrwanie zmienia się w bezwzględne prawo silniejszego, jak i moralny, gdy
wśród głodujących i zdesperowanych ludzi pojawia się kanibalizm. Wychowanie
dziecka w takiej rzeczywistości zdaje się czymś niemożliwym, a jednak siła ojcowskiej
miłości okazuje się silniejsza niż wszystko inne. Jedynie ona zdaje się
utrzymywać mężczyznę przy życiu, to ona zmusza go do kontynuowania podróży, by
odnaleźć względnie bezpieczne schronienie dla syna, a możliwe też, że również
ludzi, którym będą mogli zaufać.
Droga to przede
wszystkim kino dwóch aktorów – Viggo Mortensena grającego Ojca oraz Kodiego
Smita-McPhee wcielającego się w postać Chłopca. Epizodycznie pojawia się
również Charlize Theron jako Żona, ale to Viggo i Kodi nadają temu obrazowi
prawdziwie mocny i realistyczny wydźwięk. Niewiele mówią, ale niemal każdy
dialog wnosi coś nowego. Całą gamę targających nimi uczuć poznajemy dzięki
mimice i zachowaniu, ich gra aktorska stoi na najwyższym poziomie.
Duże wrażenie robi także obraz świata po katastrofie,
przygnębiający szarością, bezruchem i postępującą ruiną. Nie ma zwierząt,
ludzie kryją się schronieniach bądź pozostają w drodze, ale tak, by nikt ich
nie spostrzegł. Wyjątkiem są jedynie uzbrojone bandy, które dawno utraciły swe człowieczeństwo.
Z każdej niemalże sceny czuć atmosferę beznadziei i przygnębienia.
Droga to film,
który małym nakładem środków przekazu, okazuje się emocjonalnym trzęsieniem
ziemi. Polecam wszystkim, którym przejedli się superbohaterowie zbawiający
świat, a szukają czegoś refleksyjnego i poruszającego.
Komentarze
Prześlij komentarz