Ewangelia według Lokiego Joanne M. Harris Akurat, 2015 |
Loki, bóg kłamstwa i patron oszustów, to - obok Odyna i Thora - najbardziej rozpoznawalna postać nordyckiej mitologii. Wprawdzie amerykańskie kino zrobiło mu w ostatnim czasie wielką krzywdę, ale w literaturze miewa się naprawdę dobrze. Cykl Kłamca Jakuba Ćwieka należy do moich ulubionych, teraz nadeszła kolej na poznanie losów oszukańczego rudzielca w wersji angielskiej autorki Joanne M. Harris.
Ewangelia według Lokiego to opowiedziane na nowo i splecione w jedną spójną całość nordyckie mity, przedstawione z punktu widzenia tytułowego bohatera. Historia rozpoczyna się u zarania dziejów, choć tak naprawdę rozpoczyna się w chwili, gdy skuszony obietnicą Odyna Loki, istota Chaosu, przyjmuje ludzką postać i wchodzi do panteonu skandynawskich bóstw. Niestety, wbrew swoim oczekiwaniom, nie jest tam mile widziany i choć z czasem, dzięki swojej inteligencji i przebiegłości zdobywa pewien szacunek, nigdy nie zostaje w pełni zaakceptowany. O czym zresztą przekonuje się nie raz i nie dwa w bardzo bolesny sposób.
W bezpośredni i nieco sarkastyczny, by nie rzec prześmiewczy sposób, Loki przybliża czytelnikowi postaci pozostałych Asów i Wanów i związane z nimi historie. Thor zostaje całkowicie odarty z nimbu odwagi i przebojowości, Freja okazuje się rozwiązłą i narcystyczną idiotką, a Baldur - symbol piękna i mądrości - okazuje się niezbyt rozgarniętym chłoptasiem. A jednak, choć perspektywa wydarzeń znanych z mitów się zmienia, ich przebieg jest zaskakująco wierny oryginałowi, co jest naprawdę dużym plusem.
Pierwsze rozdziały powieści mocno mnie zaskoczyły, nie spodziewałam się takiego sposobu prowadzenia narracji i przyznam szczerze, że nie byłam do niego do końca przekonana. Jednak z każdym kolejnym fragmentem coraz bardziej zagłębiałam się w świat Lokiego, niby już mi znany, a jednak zaskakująco inny. I co tu dużo mówić, polubiłam tego Oszusta, gotowego poświęcić własne dzieci, nie dbającego o żonę ani przyjaciół, zdradzieckiego i knującego na każdym kroku, a jednak będącego w pewnym stopniu ofiarą swej natury i otoczenia.
Autorka snuje swą opowieść w sposób lekki, można by powiedzieć przyjemny, gdyby nie fakt, że mity mają to do siebie, że nieustannie ktoś w nich ginie bądź zostaje słusznie bądź niesłusznie ukarany. Z pewnością nie można za to odmówić jej humoru, często ironicznego, miejscami czarnego, bardzo dobrze oddającego charakter głównego bohatera i narratora, a przy tym miejscami zabarwionego lekką nutką goryczy.
Z tego względu, mimo początkowego sceptycyzmu, jestem naprawdę zadowolona z lektury Ewangelii według Lokiego i polecam ją wszystkim miłośnikom nordyckiej mitologii. Fanom Avengersów również, żeby w końcu przekonali się, że hollywoodzki plastik niewiele ma wspólnego ze swoim skandynawskim pierwowzorem.
Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Komentarze
Prześlij komentarz