Remigiusz Mróz to fenomen polskiej sceny literackiej
ostatnich lat. Młody, utalentowany, wydający kolejne powieści w tempie, którego
nie powstydziłby się Stephen King. I to nie byle jakie, niemal każda staje się
bestsellerem. Jest przy tym wszechstronny - mnie oczarował powieściami
sensacyjno-historycznymi z II Wojną Światową w tle, a wiele innych serc podbił
kryminałami prawniczymi i thrillerami. Jak się okazuje, spróbował również
swoich sił w science fiction, czego efektem jest Chór zapomnianych głosów, intrygujący zarówno tytułem i okładką,
jak i blurbem na okładce. Czy mogłam przejść obok niego obojętnie? Nie mogłam.
Początek zapowiada się świetnie. Astrofizyk Håkon
Lindberg zostaje gwałtownie wyrwany z kriosnu, w którym powinien spędzić
jeszcze co najmniej kilkadziesiąt lat. Gdy otwiera oczy, z przerażeniem
dostrzega, że wokół niego rozegrała się prawdziwa masakra – wszyscy członkowie
załogi zostali zamordowani w brutalny sposób, a jedyną ocalałą poza nim osobą
jest nawigator Dija Udin Alhassan. Poza nimi na pokładzie nie ma śladu
obecności nikogo innego, jedynym tropem w poszukiwaniu mordercy bądź
stworzenia, które dokonało tej rzezi, jest rozbrzmiewające na statku,
niezidentyfikowane, bo nie istniejące w żadnym z ludzkich języków, słowo Rah’ma’dul.
Mróz postawił na dosyć klasyczną space operę, której
akcja koncentruje się na pokładzie statku kosmicznego przemierzającego lata
świetlne w poszukiwaniu planety nadającej się do kolonizacji i badaniu, czy
gdzieś w kosmosie istnieją inne formy życia. Okazuje się, że nie zawsze warto
poznawać odpowiedź na stawiane przez nas pytania, ale człowiek to specyficzna,
ciekawska bestia, która wykazuje paradoksalną mieszankę skłonności do dążenia
ku samozagładzie i zdolności przetrwania w każdych warunkach.
Zdecydowaną zaletą powieści, jak zresztą wszystkich
książek autora, jest świetny, lekki styl, który sprawia, że snutą przez niego
historię po prostu chce się czytać. W tym konkretnym przypadku będzie to
również zaleta dla osób, które niekoniecznie odnajdują się w science fiction
lub stawiają w tym gatunku swoje pierwsze kroki. Mróz stawia na akcję, która
pędzi w zawrotnym, lecz przemyślanym tempie, nie pozostawiając przy tym zbyt
wiele miejsca na snucie filozoficznych rozważań nad sensem naszego istnienia w
kosmosie, czy zagłębiania się w szczegółowe opisy. Chór… stanowi też bardzo dobrze skomponowaną mieszankę gatunkową, w
której na początku pierwszą rolę grają elementy grozy i kryminału, stopniowo
oddające pole do popisu dla fantastyki.
Wraz z rozwojem akcji na scenie pojawia się więcej
postaci, jednak cały czas uwaga czytelnika i autora skupia się na Lindbergu i
Alhassanie. To oni grają tutaj pierwsze skrzypce i to ich relacje zostały
przedstawione najbardziej szczegółowo. Czytając różne recenzje, zauważyłam, że
ich wzajemne dowcipkowanie przez wielu czytelników było traktowane jako jeden z
najmocniejszych atutów Chóru…
Niestety, osobiście odebrałam je jako przerysowane, zwłaszcza że niewiele było
między nimi prawdziwych rozmów, większość dialogów to słowne przepychanki
przypominające przekomarzania licealistów. A przecież mamy tu do czynienia z
dorosłymi, wykształconymi mężczyznami, którzy najpierw są świadkami
makabrycznych morderstw, a potem stają w obliczu największego z odkryć w
historii. I ani trochę nie przeszkadza im to w wymienianiu nastoletnich żarcików.
Pomysł na fabułę jest interesujący, zwłaszcza że rozwija
się ona w zaskakującym kierunku, a autor wyciąga jak asy z rękawa kolejne
pomysły. W tym miejscy pojawia się jednak pewien problem, z jednej strony
widzimy dowód na niewyczerpane pokłady wyobraźni Remigiusza Mroza, ale z
drugiej sprawia to wrażenie pewnego chaosu. Do „chóralnego” kociołka trafiły
loty kosmiczne, podróże w czasie i przestrzeni, obce cywilizacje, komputerowe
wirusy i wiele innych pomysłów, z których każdy oddzielnie mógł spokojnie
stanowić zalążek osobnej powieści. Traf, a właściwie zamysł pisarza, chciał, że
pojawiły się one jednocześnie, przez co wydają się niedopracowane, a potencjał
powieści niewykorzystany tak, jak można by oczekiwać po autorze.
Podsumowując, nie jest to najlepsza z powieści Mroza, ani
pozycja, którą zachwycą się starzy wyjadacze science fiction, ale może ona z
powodzeniem stanowić pierwszy, lekki krok w kierunku fantastyki dla osób na co
dzień jej unikających.
Za udostępnienie ebooka Chór zapomnianych głosów serdecznie dziękuję księgarni Woblink
Komentarze
Prześlij komentarz