Trawa, Sheri S. Tepper MAG, 2015 |
Niezwykły świat zamieszkały przez niesamowite, lecz
śmiertelnie groźne stworzenia, potężna dawka tajemnicy i nieokreślonej bliżej
grozy, rozważania natury etycznej i moralnej i opowieść snuta powoli, ale z
rozmysłem i w hipnotyzujący sposób – taką mieszankę zapewnia Trawa autorstwa Sheri S. Tepper, powieść otwierająca najmłodsze dziecko Wydawnictwa
MAG – rewelacyjną serię Artefakty.
Tytułowa Trawa to jedna z planet zasiedlonych przez laty
przez uciekinierów z przeludnionej Terry (Ziemi) w poszukiwaniu przestrzeni i wolności.
Życie zamieszkujących ją potomków dawnej arystokracji, zwanych bonami, podporządkowane
jest niezwykłym i mrocznym Polowaniom, w których udział biorą stworzenia,
których odpowiedników próżno byłoby szukać gdziekolwiek indziej. Towarzyszy im
groza i tajemnica, podkreślana owianymi milczeniem zaginięciami niektórych
uczestników Polowań, zwykle młodych, kilkunastoletnich zaledwie dziewczyn. Nikt
do końca nie wie, co dzieje się w trakcie pościgu za Lisem (w niczym nie
przypominającym rudzielca z puszystą kitą), znamienny jest jednak fakt, że
zaginionych nikt nie szuka, nawet ich rodziny zdają się godzić z tym faktem bez
większego problemu.
Kolejne pokolenia bonów przemierzają więc trawiaste
przestrzenie Trawy, a tymczasem pozostałe planety z Terrą na czele borykają się
ze śmiertelną zarazą, na którą nie ma lekarstwa. Jedynym miejscem, gdzie wirus
zdaje się nie mieć dostępu, jest Trawa, dlatego Hierarcha Świętości, najpotężniejszej
religijnej i państwowej organizacji we wszechświecie, wysyła na nią swoich
przedstawicieli-szpiegów, by odkryli, dlaczego tak się dzieje. W ten sposób
rodzina Yrierów pojawia się na planecie, której mieszkańcy już od pierwszych
chwil dają im do zrozumienia, że nie są tam mile widziani, a wtykanie nosa w
nie swoje sprawy może się okazać śmiertelnie niebezpieczne.
Zarówno fabułę, jak i przekaz powieści można rozpatrywać
na kilku płaszczyznach. Tym co zafascynowało mnie najbardziej to stworzenia
zamieszkujące Trawę, ich relacje z ludźmi oraz między sobą. Przybyli z Terry
osadnicy nadali im wprawdzie nazwy ziemskich zwierząt (wierzchowce, Ogary, Lisy,
rzekotki), w praktyce jednak w niczym ich nie przypominają. Trudno też nazwać
je zwierzętami, kryją bowiem w sobie coś początkowo nieuchwytnego, od
pierwszych stron emanując aurą niesamowitości, grozy i tajemnicy.
Przygodowa oś fabularna została okraszona licznymi rozważaniami
o charakterze etycznym i religijnym, przede wszystkim ze strony głównej
bohaterki, Marjorie Westriding-Yrarier, ale nie tylko. Z jednej strony dotyczą
one natury grzechu i pokuty, odpowiedzialności za czyny nie tylko swoje, ale i
swoich przodków, o ile takowa istnieje (jest to więc silne nawiązanie do idei
grzechu pierworodnego). Z drugiej strony, pojawia się bardziej uniwersalna
kwestia poczucia obowiązku wobec ustalonych przez innych i narzuconych nam
norm. Czy podążanie wytyczonymi przez innych ścieżkami, skoro stoją w sprzeczności
z własnym sumieniem i poczuciem godności, ma jakikolwiek sens? Kto ma prawo
decydować o tym, co jest prawdą i normą postępowania?
Trzeci aspekt powieści, na który warto zwrócić uwagę, to skomplikowane
relacje między bohaterami, częściowo narzucone przez wyznawaną przez nich
wiarę, a częściowo wynikające z ich własnych błędów i niedomówień. Sama postaci
zostały przedstawione naprawdę rewelacyjnie i wielowymiarowo. Największy nacisk
został położony na główną Marjorie, borykającą się z chorobliwym wręcz
poczuciem obowiązku i przymusem spełnienia cudzych oczekiwań, ale również
pozostali bohaterowie zostali pokazani w sposób obrazowy i przekonujący.
Z ogromnym zaskoczeniem dowiedziałam się, że powieść
powstała ponad ćwierć wieku temu – czyta się ją wspaniale i w żaden sposób nie
utraciła ona na świeżości i mocy przekazu. Nie dziwi mnie jednak wcale, że już
wkrótce po opublikowaniu przez wielu została wliczona do kanonu gatunku.
Teoretycznie autorka nie odkryła niczego nowatorskiego, opisy spotkań i skomplikowanych
relacji międzygatunkowych, czy rozważań egzystencjalnych to coś, co można
znaleźć w co drugiej powieści SF. A jednak Tepper tchnęła w Trawę trudną do określenia magię, to „coś”
co sprawia, że książka nie tylko zapada w pamięć, ale i trudno oderwać się od
niej podczas lektury.
Jedynym mankamentem, jakiego się dopatrzyłam jest kilka
krótkich scen, które w zamyśle prawdopodobnie miały mieć wydźwięk mocno
mistyczny, a w praktyce okazały się przesadzone i lekko śmieszne. Mowa tu
przede wszystkim o śnie, bądź – jak utrzymuje główna bohaterka – religijnej wizji,
w której Marjorie rozmawia z Bogiem na temat roli człowieka w Jego planie
stworzenia świata, oraz o jej pierwszym spotkaniu z Lisem, pełnym mocno
ekstatycznych doznać. Na szczęście, nie są to fragmenty raczej krótkie oraz
sporadyczne, więc nie psują odbioru powieści jako całości i można na nie bez problemu
przymknąć oko.
To już moja czwarta powieść z serii Artefakty; z każdą kolejną utwierdzam się w przekonaniu, że to
najlepszy cykl, jaki pojawił się na naszym rynku, przewyższający nawet
uwielbianą przeze mnie Ucztę Wyobraźni. Liczę na to, że wydawnictwo zdecyduje się
na wydanie jej kontynuacji. A tymczasem gorąco polecam powieść Sheri Tepper wszystkim fanom gatunku, możecie ją dostać w atrakcyjnej cenie w wersji mobi lub epub na stronie księgarni Virtualo.pl
Komentarze
Prześlij komentarz