Szukasz baśni dla dorosłych zachowującej w pełni cechy swojego gatunku, a przy tym pełnej humoru i pozbawionej infantylizmu? W takim razie Gwiezdny pył Neila Gaimana to coś dla Ciebie.
Zachęcona ekranizacją z 2007 roku, sięgnęłam po książkowy pierwowzór i pochłonęłam go w jeden dzień, dochodząc do wniosku, że autorowi postawię chyba w domu ołtarzyk, bo to już jego trzecia powieść, którą czytam i każda okazała się doskonała.
Połowa XIX wieku. Gdzieś na angielskiej prowincji leży niewielka wioska Mur, sąsiadująca ni mniej ni więcej tylko z Krainą Czarów, od której odgradza ją mur właśnie. Przejście do niej jest pilnie strzeżone, ale raz na dziewięć lat mieszkańcy obydwu światów spotykają się na niezwykłym jarmarku. To właśnie podczas jednego z nich zostaje powołany do życia Tristran Thorn, który – po osiągnięciu dojrzałego wieku lat osiemnastu – wyrusza za mur, by pragnąc zadowolić swą ukochaną, której pochopnie obiecał odnaleźć spadającą gwiazdę.
W stworzonej przez Gaimana Krainie Czarów można odnaleźć niemal wszystkie elementy charakterystyczne dla baśni, jakie znamy z dzieciństwa. Są tu elfy, książęta szukający magicznych przedmiotów, niebezpieczne wiedźmy, zaczarowane zwierzęta, jednorożce i trolle. Wymieniać można by więcej, ale lepiej samodzielnie poodkrywać pozostałe. Jak przystało na rasową baśń (nie mylić z ich współczesnymi wygładzonymi papkami, które nijak się mają do pierwowzorów), historia wędrówki Tristrana jest z jednej strony pełna magii i uroku, a z drugiej mroczna i… krwawa. Przede wszystkim jednak doprawiona charakterystycznego dla autora przekornego dowcipu, który można odnaleźć nawet w scenie podrzynania gardła jednemu z bohaterów.
Czym więc w dużym skrócie jest Gwiezdny pył? Piękną, ale i zabawną opowieścią o poszukiwaniu miłości. Tej prawdziwej i jedynej, która często jest tuż obok, ale jej nie widać, gdy zaślepia nas jej tania i fałszywa podróbka. To także opowieść, w której pod charakterystyczną dla baśni konwencją, pełno jest nawiązań i podtekstów. W jednej ze scen Gaiman sięgnął m.in. po XVII-wieczną rymowankę o walce jednorożca z lwem (swoją drogą wykorzystał ją również Lewis Caroll w kontynuacji losów Alicji Po drugiej stronie lustra. Warto pobawić się w wyszukiwanie takich smaczków, które dodatkowo wzbogacają lekturę.
Muszę się też przyznać do czegoś, co zdarza mi się bardzo rzadko. Mimo że jestem pod ogromnym urokiem powieści, jej ekranizacja podobała mi się jeszcze bardziej. Po jej obejrzeniu w książce zabrakło mi rozwinięcia wątku kapitana podniebnego okrętu, a szukający gwiazdy książęta, synowie Władcy Cytadeli Burz, nie mieli w sobie tyle dowcipu, co w filmie. Nie jest to oczywiście zarzut wobec Gaimana, w końcu to on w ogóle powołał ich do życia. Nie da się jednak nie zauważyć, że w porównaniu z obrazem Matthew Vaughn, powieść jest skromniejsza fabularnie.
Podsumowując, Neil Gaiman to klasa sama w sobie. Wiem już, że poo jego książki mogę sięgać w ciemno. Gwiezdny pył polecam gorąco wszystkim miłośnikom fantasy w nieco bardziej tradycyjnym, baśniowym wydaniu. Nie zawiedziecie się!
A po własny egzemplarz powieści zapraszam Was do księgarni Virtualo.pl, gdzie znajdziecie ją w wersji ebooka (mobi lub epub, do wyboru, do koloru).
Komentarze
Prześlij komentarz