Gambit hetmański, Robert Foryś Otwarte, 2016 |
Przez wieki
uznawano, że to mężczyźni tworzą historię, nie uwzględniając wpływów kobiet, stojących
zwykle w cieniu swych mężów, synów lub kochanków. Czyż jednak prawdziwa władza
nie kryje się właśnie w kuluarach niedostępnych dla oczu osób postronnych?
Gambit hetmański to niezwykła i – nie zawaham się użyć nieco
wyświechtanego wyrażenia – porywająca powieść o niezwykłych kobietach, które pociągały
za sznurki władzy w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej – Marysieńce Sobieskiej, Eleonorze
Habsburżance oraz Gryzeldzie Zamoyskiej, nie bez przyczyny zwanej „wilczycą z
Zamościa”.
Rok 1671. Władzę w
Polsce od dwóch lat sprawuje Michał Korybut Wiśniowiecki, od samego początku
słaby i nieudolny w nowej roli, pełniący raczej rolę marionetki niż stanowczego
króla, mającego własną wizję rozwoju państwa. Jego coraz bardziej słabnącą
pozycję wykorzystuje Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien, znana w Polsce
jako Marysieńka Sobieska, działając na rzecz interesów francuskiego władcy,
Ludwika XIV. Znana głównie jako ukochana żona Jana III Sobieckiego, Maria
przedstawiona na kartach powieści to kobieta wyrachowana, przebiegła i nie
mająca oporów przed nieczystymi zagrywkami, byle osiągnąć swój cel. Potężnym
orężem w jej ręku jest służąca jej wiernie, pozbawiona skrupułów, ale i
doświadczona przez los, Charlotta Mesire.
Na przeciwległym
biegunie walki o władzę znajdują się dwie najważniejsze kobiety w życiu Michała
Korybuta – jego małżonka Eleonora Habsburżanka oraz apodyktyczna matka,
Gryzelda Zamoyska. Chociaż obydwóm zależy na utrzymaniu rodu Wiśniowieckich u
władzy, wzajemna niechęć, granicząca z nienawiścią, nie pozwala im na
współpracę. Wręcz przeciwnie, starają się wzajemnie zneutralizować swoje wpływy
na króla i prowadzą własne, prywatne wojny.
Marysieńka Sobieska, Eleonora Habsburżanka, Gryzelda Zamoyska (źródło: Wikipedia) |
Robert Foryś
dobitnie udowadnia, że historia Polski, wielu kojarząca się z nudnymi szkolnymi
lekcjami, może być zaserwowana w sposób żywiołowy i trzymający w napięciu.
Czytelnicy zagłębiający się z wypiekami na twarzach w opowieści o Anglii za
panowania Tudorów czy też Francji kolejnych Ludwików, równie fascynującą
lekturę odnajdą Gambicie hetmańskim.
Już od pierwszej strony autor rzuca nas w sam środek intryg i spisków,
serwując obraz Marysieńki spiskującej z francuskim kardynałem w jego
sypialni.
Polityka przyjmuje
w powieści oblicze kobiety, kryjąc się w przytłumionym świetle sypialni i
dworskich komnat. Główne bohaterki to postaci wyraziste, niejednoznaczne i bez
skrupułów kierujące się ku celowi, jakim jest zdobycie najwyższej możliwej
władzy. Jeśli po drodze będą zmuszone poświęcić kogoś bliskiego i własne
szczęście bądź kupczyć ciałem, nie stanowi to większej przeszkody, Machiavelli
byłby dumny z tego, jak przyswoiły sobie jego tezy. Dotyczy to nie tylko Marii,
Gryzeldy i Eleonory, ale również Klary Pac, przebiegłej zauszniczki królowej oraz
Charlotty Mesire, wiernie oddanej Marysieńce.
Warto jednak
wspomnieć, że autor nie skupia się tylko na intrygach pałacowych, a sugestywnie
kreśli również przebieg bitew i losy zwykłych ludzi, którzy ponoszą
konsekwencje decyzji magnatów. Niektóre fragmenty, zwłaszcza te przedstawiające
poczynania armii tureckiej, są wstrząsające, podobnie jak te opisujące samowolę
niektórych polskich szlachciców, przekonanych o swej bezkarności.
Jedyne, co kłuło
mnie w oczy to kilkukrotne wplecenie przez autora fragmentów Pana Tadeusza czy pieśni narodowych w wypowiedzi
niektórych bohaterów. Znalazło się miejsce nawet na niesławny już tekst, że Taki mamy klimat. Prawdopodobnie miało
to być puszczeniem oka do czytelnika, ale przynajmniej na mnie podziałało negatywnie
i wywołało lekki niesmak, to nie ten typ powieści, gdzie potrzebny jest taki
rodzaj dowcipu. Na szczęście pojawia się on sporadycznie.
Książka składa się
z trzech części, z których pierwsza „Bóg, honor, trucizna” ukazała się dwa lata
temu jako pierwszy tom trylogii. Teraz Wydawnictwo Znak zdecydowało się wydać
całość w jednym woluminie o naprawdę imponującej wielkości – całość liczy sobie
ponad tysiąc stron. Osobiście wolę takie właśnie rozwiązanie, pozwala ono
bowiem cieszyć się lekturą historii od początku do końca, pięknie też
prezentuje się na półce.
Polecam Wam
serdecznie lekturę powieści Roberta Forysia nawet jeśli na co dzień nie
gustujecie w książkach historycznych, a sama z niecierpliwością wypatruję
kolejnego tomu.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.
Komentarze
Prześlij komentarz