Pasażer 23, Sebastian Fitzek Amber, 2016 |
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni przeczytałam powieść
przy praktycznie jednym podejściu, robiąc jedynie niezbędne przerwy. Mimo że
mam szczęście dość często trafiać na fascynujące książki, zwykle ich lektura
zajmuje mi przynajmniej dwa-trzy dni. W przypadku Pasażera 23 był to jeden wieczór, który przeciągnął się do godzin
nocnych. Po prostu nie byłam w stanie odłożyć książki na półkę i chociaż oczy
mnie piekły, a rozsądek kazał kłaść się spać, nie mogłam pozostawić tej
historii nieskończonej.
Przed pięcioma laty żona i synek Martina Schwarza,
policyjnego tajniaka, zaginęli na pokładzie luksusowego statku wycieczkowego
„Sułtan Mórz”. Prowadzący wówczas dochodzenie doszli do wniosku, że Nadia
Schwarz najpierw wyrzuciła uśpionego chłopca za burtę, a następnie sama rzuciła
się do wody. Od tego czasu życie Martina straciło sens, stał się tykającą
bombą, wykorzystywaną przez przełożonych do przeprowadzania samobójczych i
karkołomnych zadań, których nikt inny nie jest w stanie wykonać. Pewnego dnia
mężczyzna otrzymuje telefon od kobiety, która twierdzi, że przed kilkoma
tygodniami na „Sułtanie Mórz” po raz kolejny doszło do zaginięcia matki z
dzieckiem. Tym razem jednak dziewczynka niespodziewanie się odnalazła,
trzymając w objęciach misia, który… należał do synka Schwarza.
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Sebastiana
Fitzka, mimo że jego nazwisko jest szeroko znane wśród fanów gatunku. Sama od
dosyć dawna nie czytam już thrillerów i kryminałów (dawniej robiłam to
nałogowo), wyjątek stanowią powieści czworga autorów – Henninga Mankella,
Aleksandry Marininy, Jorna Liera Horsta i Agathy Christie. Teraz do listy będę
musiała dopisać obecnie ponoć najpoczytniejszego niemieckiego pisarza, który
swoją powieścią wzbudził we mnie całą gamę sprzecznych emocji – od zachwytu nad
doskonałym zapanowaniem nad fabułą i akcją aż po niedowierzanie i obrzydzenie w
chwilach, gdy obnażał najbardziej odstręczającą stronę ludzkiej natury.
Zafascynowała mnie precyzja, z jaką autor zbudował całą
historię; wszystkie elementy doskonale się w niej ze sobą zgrywają, napięcie
wzrasta, a zakończenie zaskakuje. I to nie jednokrotnie, a kilka razy! Serio,
jako dawniej stary wyjadacz byłam w pewnym momencie przekonana, że wiem, w
jakim kierunku podąży fabuła, a tu bach, niespodzianka, wyjaśnienie okazało się
zupełnie inne. Po kilkunastu stronach – buch, kolejny zwrot akcji i to
przedstawiony w wiarygodny sposób, więc mimo zaskakujących zmian punktu
widzenia i kontekstu przedstawianych zdarzeń, czytelnik nawet przez chwilę nie
ma poczucia nadwyrężania praw logiki. Całość jest po prostu rewelacyjnie
przemyślana, a jej kolejne elementy ujawniane są w idealnie dawkowanych
porcjach.
Fitzek, mimo że oczywiście fabuła jego powieści to czysta
fikcja, sięgnął po interesujący motyw zaginięć na statkach rejsowych, które nie
są może sytuacją nagminną, ale trudno je nazwać sporadycznymi przypadkami. Środek
morza lub oceanu to idealne miejsce dla samobójcy, ale i mordercy, który chce
szybko pozbyć się ciała ofiary. Zwłaszcza, że nagłaśnianie takich wydarzeń z
pewnością nie leży w interesie ani armatorów, ani organizatorów takich
wycieczek, ponieważ wiąże się dla nich przede wszystkim z ogromnymi stratami
finansowymi.
Pasażer 23
okazał się emocjonujący i nieprzewidywalny, przyprawiający o dreszcze, ale
jednocześnie nie pozwalający oderwać się od lektury. Przestałam czytać
thrillery ze względu na pewną ich schematyczność, ale cieszę się, że trafiłam
na powieść Fitzka, przypomniała mi to, co najlepsze w tym gatunku. Gorąco
polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz