Wszyscy na Zanzibarze, John Brunner MAG, 2015 |
Co jest warte bycie człowiekiem, jeżeli potrzebujemy
maszyny, żebyśmy sami siebie nie zniszczyli?
Nadszedł czas na wisienkę
na torcie! Po przygodzie ze Ślepym stadem
oraz Na fali szoku sięgnęłam po
najsłynniejszą powieść Johna Brunnera i powiem krótko - warto było zachować
taką kolejność czytania, książka jest r e w e l a c y j n a, a poprzednie
tytuły stanowią do niej świetne przygotowanie.
Świat przyszłości (przynajmniej z punktu widzenia autora,
gdy pisał tę powieść), początek XXI wieku. Ziemia jest przeludniona do tego
stopnia, że większość krajów decyduje się wprowadzić restrykcyjne prawa
dotyczące posiadania dzieci. Możliwość taką otrzymują jedynie osoby o
całkowicie czystym genotypie, w końcu po co dodatkowo zwiększać i tak zbyt dużą
populację osobnikami cierpiącymi na przewlekłe schorzenia? Cierpisz na astmę?
Nie możesz mieć dzieci. W twojej rodzinie były przypadki dziedzicznych chorób?
Nie możesz ryzykować przekazania ich dalej. Jesteś czysty, zdrowy i wszystko
jest ok? W porządku, rozmnażaj się, ale od każdego dziecka odprowadź stosowny
podatek. Musisz też uzbroić się w silne nerwy i zmierzyć z zawiścią sąsiadów, z
których większość nigdy nie zostanie rodzicami.
Mimo że akcja powieści toczy się w Stanach Zjednoczonych,
dwa główne wątki fabularne koncentrują się na dwóch niepozornych na pierwszy
rzut oka, fikcyjnych krajach – afrykańskiej Beninii oraz azjatyckim Yakatangu.
Pierwszy, zmagający się z upiorną wręcz biedą, wbrew wszelkim niedogodnościom,
wraz z rozwojem akcji okazuje się niemal rajem na ziemi, dając ludziom to,
czego nie doświadczają żyjąc w największym mocarstwie tego świata – szczęście i
poczucie bezpieczeństwa. Drugi to miejsce niemal totalitarne, skupione na rozwoju
naukowym i eksperymentach, których wyniki są na bakier z etyką, ale są za to
pożądane przez całą żyjącą ludzkość.
Trudno jest zwięźle opisać Wszystkich za Zanzibarze, to zresztą bardzo dobrze, grzechem bowiem
byłoby odbierać kolejnym czytelnikom przyjemność zagłębiania się w tę powieść,
odkrywania związków między poszczególnymi wątkami i postaciami oraz przesłania Autora.
Już podczas lektury w Na fali szoku byłam
zaskoczona jak realistyczna jest wizja przyszłości przedstawiona przez
Brunnera. Warto zauważyć, że jego powieści powstały pod koniec lat 60., a
opisywana przez niego przyszłość to współczesne nam czasy. I mimo pewnych
rozbieżności, a w przypadku Wszystkich na
Zanzibarze również pewnej przesady, ogólny wizerunek powieściowego świata
naprawdę przypomina to, co widzimy na co dzień. A biorąc dodatkowo pod uwagę,
że Autor widział przyszłość w bardzo ciemnych barwach, wcale nie nastraja to optymistycznie.
Na pierwszy plan wychodzą przede wszystkim dwie kwestie –
posiadanie dzieci (choć jest to w powieści termin przestarzały i wyparty przez „progeny”)
oraz stosunek do życia większości społeczeństwa, będący specyficzną mieszanką hedonizmu
i dekadencji. Są one nierozerwalnie ze sobą połączone, choć może w sposób
niekoniecznie wyraźny dla samych zainteresowanych. Gdy znacznej części mieszkańców
zachodniego świata odmawia się prawa do posiadania potomstwa, pozostaje im
używanie życia w maksymalny sposób. Jesteśmy więc świadkami prawdziwej rewolucji
społecznej, w której z jednej strony panuje nieznana dotąd swoboda seksualna, a z drugiej poprawność
polityczna rozbudowana aż do przesady (przewyższająca nawet współczesne wyśrubowane
standardy). Nie ma tu miejsca na miłość, na pierwszym miejscu stawia się
przyjemność, a będące w powszechnym i codziennym użyciu narkotyki powodują, że
ludzie zmieniają się w emocjonalne i myślowe zombie. Po co podejmować ważne
decyzje, rozważać istotne kwestie i dyskutować na poważne problemy, skoro
równie dobrze można to zlecić superkomputerowi, a samemu poświęcić się zabawie
i korzystaniu z uroków życia? Z drugiej strony, widzimy jednak ludzi, których
stać na więcej, którzy wyłamują się panującemu marazmowi i chcą coś zdziałać, jednak
czy takie jednostki mają jakiekolwiek znaczenie?
Wspomniałam wcześniej, że przeczytane przeze mnie poprzednio
powieści Brunnera były dobrym wprowadzeniem do formy, w jakiej została wydana niniejsza
książka. Autor pisze w bardzo specyficzny sposób, przeplatając standardową fabułę
wtrąceniami zawierającymi scenki dotyczące zupełnie postronnych osób, fragmenty
książek czy dokumentów. Mają one na celu naświetlenie kontekstu opisywanych
wydarzeń i głębsze wgryzienie się w świat przedstawiony w powieści. Z tego
względu pierwszych kilkadziesiąt stron może zdawać się lekko chaotycznych i
niespójnych. Nie można się jednak zrażać, potem zgrabnie splatają się one w
spójną całość i można w pełni docenić charakterystyczny dla Brunnera sposób
pisania.
Czy mogę więc nie polecić Wam lektury Wszystkich na Zanzibarze? Oczywiście, że
nie! Będę Was do niej zachęcać ze wszystkich sił, bo warto i na takie lektury
po prostu czeka się z utęsknieniem.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Komentarze
Prześlij komentarz