Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-Południe, Robert M. Wegner Powergraph, 2014 |
O Opowieściach z
meekhańskiego pogranicza słyszałam już wiele, w większości były to peany na
cześć ich autora, choć pojawiło się również pod ich adresem kilka gorzkich
słów. Nie mogłam się im oprzeć, w końcu okrzyknięcie książki jednym z
najlepszych polskich fantasy zobowiązuje i po prostu wymaga samodzielnego
sprawdzenia. I nie zawiodłam się! Pierwszy tom pochłonęłam w dwa dni i jestem
zachwycona.
Północ-Południe
to zbiór ośmiu powiązanych ze sobą opowieści, które dzielą się na dwie części.
Akcja pierwszej – jak łatwo można się domyślić na podstawie tytułu – toczy się
na północnych obrzeżach meekhańskiego imperium. Opowiada ona o losach
nowopowstałego oddziału Straży Górskiej, działającego wśród masywów Ansar
Kirreh i tropiącego bandy przestępców lub rebeliantów. Właśnie te opowiadania o
twardych jak skała i ostrych jak topór góralach, dla których honor jest
ważniejszy niż złoto sprawiły, że dałam się oczarować Robertowi M. Wegnerowi.
Można by im wprawdzie zarzucić pojawiający się miejscami lekki patos, jednak
całość jest skomponowana tak zgrabnie, że można przymknąć na to oko.
Druga część przenosi akcję na południową granicę
potężnego Meekhanu i dotyczy przede wszystkim postaci Yatecha d’Kelleana,
wojownika z tajemniczego, owianego mroczną legendą ludu Issaram. Najpierw
towarzyszymy mu w siedzibie lokalnego szlachcica, u którego zamieszkuje w
charakterze obrońcy i ochroniarza, a potem na pustynnych bezdrożach, gdzie
szuka wytchnienia, odkupienia i śmierci, lecz to co znajduje, okazuje się
jednocześnie jego wybawieniem i przekleństwem.
Mimo że brzmi to jak wyświechtany frazes, od lektury Opowieści z meekhańskiego pogranicza
naprawdę trudno było mi się oderwać. Robert M. Wegner stworzył dosyć klasyczne,
ale niezwykle zajmujące fantasy, z rozmachem wykreował fascynujący świat, w
którym liczy się odwaga, umiejętność władania mieczem (toporem też nie
zaszkodzi) i zdolności magiczne, choć te ostatnie ograniczają się tylko to
grupy magów i szamanów, i nakreślił bohaterów, którzy przykuwają uwagę i budzą
wiele sympatii.
Obydwie części utrzymane są w zupełnie odmiennym
klimacie, biorąc pod uwagę zarówno teren, na którym toczy się ich akcja, jak i
sposób przedstawienia fabuły. Każda z nich ma w sobie to „coś”, choć nie
ukrywam, że to pierwsza bardziej przypadła mi do gustu. Polubiłam członków
Szóstej Kompanii, twardych i bezkompromisowych, a przy tym bardzo ludzkich i mających
serca we właściwym miejscu. Zaintrygowali mnie mieszkający w górach, owiani - nie
do końca zasłużenie - złą sławą Aherzy i ich szamani. Zaciekawiły mnie
tajemnice niewielkich osad, w których strażnicy pod wodzą porucznika Kennetha-lyw-Darawyta,
tropią zagrażające ludziom bestie, zwłaszcza te ukryte w ludzkiej skórze.
Nie oznacza to, że druga część książki jest słabsza, jest
po prostu inna; nieco mniej w niej akcji, a nieco więcej rozważań na temat
słuszności zasad i wartości, w których wychowywany został jej główny bohater.
Stanowi ona bardzo trafne przedstawienie zderzenia dwóch zupełnie odmiennych
kultur i społeczności, z których każda uważa się za tę lepszą i „prawdziwszą”,
jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć. Pustynny lud Issaram na pierwszy rzut oka
może przypominać nieco arabskich koczowników, cieszy mnie jednak fakt, że autor
nie poszedł na łatwiznę kopiując elementy kulturowe z naszego świata, a
stworzył własny – co ciekawe w stworzonym przez niego uniwersum śmiertelnie
niebezpieczni, oddani swej przysiędze i wierze issaramscy wojownicy są społeczeństwem
matriarchalnym.
Dopiero zakończenie ostatniej opowieści w zbiorze
sugeruje wspólny punkt obydwu części. Jestem ogromnie ciekawa, w jaki sposób
autor postanowił kontynuować tę historię; nie będę ukrywać, że urwał ją w takim momencie, że gryzłabym palce
z niecierpliwości, gdyby drugi tom już nie mrugał do mnie z półki. Dlatego ja
ruszam do lektury, a Was gorąco zachęcam do poznania historii rodem z potężnego
Meekhanu i jego pogranicza.
Komentarze
Prześlij komentarz