Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Niebo ze stali, Robert M. Wegner Powergraph, 2014 |
Kiedy autor mający dotąd na koncie rewelacyjne
opowiadania postanawia spróbować swoich sił w dłuższej formie, istnieje dość
znaczne ryzyko, że powinie mu się noga i zawiedzenie czytelnicy mu tego nie
wybaczą. W najlepszych fantastycznych historiach, z Wiedźminem na czele, można dostrzec pewną prawidłowość – o ile
krótsze teksty wypadają rewelacyjnie, o tyle powieść zaliczają co najmniej
lekki spadek formy.
Robert M. Wegner zaryzykował i luźno powiązane ze sobą Opowieści
z meekhańskiego pogranicza przekuł w solidnie przemyślaną powieść. W Niebie ze stali Wegner splótł ze sobą dwa
wątki, które najbardziej przypadły mi do gustu w dwóch poprzednich tomach cyklu
– losy oddziału Staży Górskiej z Północy, dowodzonego przez porucznika Kennetha
oraz członków wolnego czaardanu, przemierzającego bezkresne stepy Wschodu.
Takie połączenie było więc niemalże skazane na sukces, przynajmniej w mojej
bardzo subiektywnej ocenie.
Tym razem akcja toczy się dwutorowo, choć rozbija przy
tym na kilka pomniejszych wątków. Z jednej strony obserwujemy poczynania
Kailean i Dagheny wysłanej z pozornie samobójczą misją do zamku, wokół którego
dochodziło w ostatnich miesiącach do licznych morderstw i zaginięć. Wcielając
się w role egzotycznej księżniczki i jej służki, wojowniczki próbują odkryć
tajemnicę, której rozwiązanie okazuje się jeszcze bardziej niesamowite i
mroczne, niż mogły przypuszczać. Z drugiej strony widać mozolną, ale
niestrudzoną wędrówkę tysięcy Wozaków Verdanno, którzy podejmują karkołomną i straceńczą
walkę o ucieczkę z Imperium Meekhanu i powrót na ojczyste równiny. A przez
mordercze góry prowadzi ich oddział porucznika Kennetha, wzbogacony o nowych
gwardzistów – osobników, których przez różne występki i przewinienia, wydalono
z innych oddziałów.
Po skończonej lekturze muszę się przyznać do jednego –
pokochałam twardych Wozaków Verdanno, dla których prawdziwa wolność to możliwość
ruszenia z wozem tam, gdzie oczy poniosą. Zafascynował mnie ich bezkompromisowy
świat, pełna pasji odwaga, ale i straceńcze szaleństwo, które towarzyszy im
niemal na każdym kroku podróży. Kibicowałam im od pierwszego spotkania i nadal
trzymam za nich kciuki, licząc po cichutku, że autor okaże im sumienie i wynagrodzi
w kolejnym tomie wszystkie trudy i poniesione ofiary.
Opowiadania zawarte w poprzednich tomach, z racji swojej
krótkiej formy, mogły przyzwyczaić czytelnika do dynamicznej akcji, kolejno
wprowadzanych nowych bohaterów i dość szybkie przejście do puenty. Powieść
rządzi się jednak swoimi prawami, stąd też można dostrzec pewne spowolnienie przebiegu
wydarzeń i znacznie dłuższy rozwój wydarzeń prowadzących do decydującego rozwoju
akcji. Czy to źle? Mogłoby tak być w przypadku autora posiadającego słabszy
warsztat pisarski, ale Wegner wychodzi z tego obronną ręką. Mało tego, raczy
nas fabułą, która z jednej strony jest świetnie dopracowana, poruszająca i
dająca emocjonalnego kopniaka prosto w serce, a z drugiej pełna barwnie i
obrazowo przedstawionych scen bitewnych, w których krew się leje, ogień
szaleje, a ludzie i ich wierzchowce padają jak muchy.
Przede mną jeszcze ostatni tom cyklu o pograniczach
Meekhanu i mam nadzieję, że będzie równie dobry jak wszystkie do tej pory. Z
każdym kolejnym utwierdzam się w przekonaniu, że świat i historia stworzone
przez Roberta M. Wegnera to prawdziwy majstersztyk, który powinien poznać każdy
miłośnik fantastyki.
Przeczytaj również:
Za możliwość przemierzenia pograniczy Meekhanu serdecznie dziękuję Księgarni BookMaster.
Komentarze
Prześlij komentarz