"Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci" Scott Carney
Czerwony rynek, Scott Carney Czarne, 2016 |
Czy wszystko jest na sprzedaż? Czy ludzkie ciało można
wycenić tak jak zwykły sprzęt bądź samochód? Jakkolwiek moglibyśmy się oburzać,
okazuje się, że każda część naszego ciała, od najważniejszych organów aż po
pozornie niewiele znaczące włosy, ma bardzo konkretną wartość. W swoim
reportażu Czerwony rynek. Na tropie
handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci Scott
Carney przedstawia fakty, o których na co dzień nie mówi głośno, a które
szokują swoją powszechnością i, co tu dużo mówić, makabrą, w której pośrednio
niemal każdy z nas ma swój udział.
W dziesięciu rozdziałach autor przedstawia odmienne zagadnienia
związane z tzw. czerwonym rynkiem. Poczynając od handlu kośćmi, organami i
krwią, poprzez oficjalnie legalne, ale etycznie dyskusyjne adopcje dzieci z
krajów Trzeciego Świata, aż po handel włosami i testowanie nowych leków na
ludziach. W znacznej mierze budzące wątpliwości praktyki stosowane są w krajach
azjatyckich, z Indiami na czele, a przynajmniej na tych terenach skupia się
Carney. Czytelnik poznaje więc kolejno szokujące historie o złodziejach kości
rozkopujących stare cmentarze, by zdobyć materiał na szkielety laboratoryjne
wysyłane do Stanów Zjednoczonych. O porywanych dzieciach, które szybko znajdują
nowe, zamożne rodziny w zachodnich krajach, oczywiście za odpowiednią opłatą; warto
tu wspomnieć, że dzieci, które spędziły przynajmniej pół roku w biednych azjatyckich
sierocińcach praktycznie nie mają szans na adopcję, aby biznes się opłacił,
potrzebne jest „świeże” dziecko. O fabrykach krwi, w których ludzie sprowadzeni
są do roli zwierząt, od których nieustannie pobiera się coraz większą ilość
życiodajnego płynu. Aż do śmierci. O dawcach organów ze slumsów i obozów dla
uchodźców, którzy za śmiesznie niską cenę oddają nerki, a potem nie wracają do
zdrowia, bo zostają pozostawieni sami sobie. Wymieniać można tak jeszcze długo.
Carney w bardzo bezpośredni sposób obnaża dwie prawdy,
których chyba nie wszyscy są do końca świadomi, a przynajmniej się nad nimi nie
zastanawiają. Po pierwsze, transakcje tego typu zawsze mają jeden kierunek,
dawcami są ci najbiedniejsi bądź ludzie, o których nikt się nie upomni, biorcy
zawsze stoją wyżej na drabinie społecznej. Próżno szukać przykładów, by organy zmarłego
Europejczyka zostały przeznaczone do przeszczepu dla mieszkańca Afryki czy ubogich
obszarów Azji. Z kolei, w przypadku adopcji dziecka z indyjskich slumsów przez
bogatą amerykańską rodzinę, kto zastanawia się, czy aby na pewno dziecko to jest
sierotą? Nawet, jeśli okaże się, że jego biologiczni rodzice żyją, a dziecko
zostało porwane, to czy nie pojawią się głosy, że przecież w Stanach będzie mu
lepiej, bo co za życie czekałoby je w dzielnicy biedy w Delhi? Prawa i uczucia
rodziców, którzy mogą nigdy nie dowiedzieć się, jaki los spotkał ich dziecko,
schodzą na dalszy plan.
Po drugie, gdy w grę wchodzi życie i zdrowie naszych
najbliższych, dylematy moralne gdzieś znikają. Czy w sytuacji, gdy
transplantacja jest niezbędna, będziemy się zastanawiać, skąd pochodzi organ i
czy na pewno został nabyty legalnie? Nie. Będzie się liczył sam fakt, że jest
on dostępny. Czy kobieta marząca od lat o dziecku, ma szansę zajść w ciążę w
jednej z azjatyckich klinik, będzie zastanawiała się, co się stało z dawczynią
komórki jajowej? Nie. Jej myśli skupią się tylko na tym, by zabieg się powiódł,
a ciąża przebiegła bezpiecznie i bez komplikacji. Przykłady można mnożyć i
odnieść do wielu sytuacji, w których często nawet nie dostrzegamy krzywdy
człowieka mieszkającego gdzieś po drugiej stronie świata, mimo że ta właśnie
krzywda jest ceną za nasz spokój, zdrowie czy szczęście.
Mnogość podjętych przez autora wątków i problemów, przy
stosunkowo niewielkiej objętości książki (nieco ponad 200 stron), sprawia, że
niektóre z nich potraktowane zostały pobieżnie, zdają się ledwie wspomniane,
lecz nie rozwinięte, co pozostawia uczucie niedosytu. W niektórych rozdziałach
nie da się też nie dostrzec tendencji Carneya do wpadania w może nie
patetyczny, ale swoiście demagogiczny styl, gdy skupia się nie na
przedstawieniu faktów, a potępieniu przedstawianego przez siebie procederu. Z
jednej strony, jest to zrozumiałe, opisywane praktyki są moralnie złe, w
większości przypadków zakrawają na zbrodnie, bądź po prostu nimi są. Z drugiej
jednak strony, sięgając po reportaż, oczekuję rzetelnych faktów niekoniecznie
zabarwionych poglądami autora, zwłaszcza jeśli te są podkreślane i powtarzane
po kilka razy.
Niemniej, książka zdecydowanie warta jest polecenia. Może porządnie wstrząsnąć czytelnikiem, ale takiego właśnie wstrząsu nam potrzeba, by nie przymykać oczu na to, co dzieje się wokół nas. Polecam!
Niemniej, książka zdecydowanie warta jest polecenia. Może porządnie wstrząsnąć czytelnikiem, ale takiego właśnie wstrząsu nam potrzeba, by nie przymykać oczu na to, co dzieje się wokół nas. Polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz