"Dziennik z podróży do Rosji" John Steinbeck, Robert Capa

Rosjanie nie różnią się niczym od reszty populacji świata. Oczywiście, są wśród nich źli ludzie, ale ogromna większość do bardzo dobrzy ludzie.

Tuż po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej Związek Radziecki jawił się Amerykanom jako obce, wrogie imperium, na temat którego nieustannie rozpisywały się gazety i wypowiadali różni eksperci. Z każdej strony padały liczne komentarze na temat sowieckiej polityki, mocno zabarwione poglądami i przekonaniami owych komentatorów, przez co często niekoniecznie były zgodne z prawdą. W tym zalewie informacji brakowało jednego istotnego elementu – przedstawienia samych Rosjan, kim byli, jak wyglądało ich codzienne życie w powojennej rzeczywistości, czy naprawdę tak bardzo różnili się od mieszkańców Zachodu.

Lukę tę postanowili wypełnić John Steinbeck, późniejszy laureat Nagrody Nobla, oraz utalentowany fotograf, Robert Capa. W 1947 roku wyruszyli w trwającą czterdzieści dni podróż po krajach byłego już Związku Radzieckiego, by poznać codzienne życie Rosjan i ich samych. Z góry przyjęli, że nie będą angażować się w żadne kwestie polityczne, w zamian za to zamierzali wyjść na ulice miast oraz zobaczyć pracę mieszkańców wsi i spisać swoje wrażenia bez oceniania, czy prób interpretacji obserwowanych zachowań czy zdarzeń.

Wraz z autorami czytelnik wyrusza więc w podróż, podczas której okazuje się, że w nowym miejscu na samolot trzeba czekać godzinami, w urzędach nie opłaca się okazywać niecierpliwości, bo dany urzędnik może zniknąć z pola widzenia na dobre, absurdalne przepisy przyprawiają o zawrót głowy, a żeby poznać prawdziwą Rosję, trzeba opuścić Moskwę. Obserwujemy ich oczami prace polowe na wsiach pod Kijowem oraz sam Kijów, zwiedzamy magiczne wręcz rejony Gruzji oraz spotykamy całą masę ludzi ciekawych świata oraz pełnych życia i nadziei, mimo przeciwności i okrucieństwa dopiero co zakończonej wojny. Echa tej ostatniej widoczne są niemal na każdym kroku, nie tylko w postaci zniszczonych budynków i niezasypanych okopów, ale przede wszystkim widać je obserwując tych, którzy przeżyli, ale stracili wszystko i starają się odbudować swoje życie na nowo, nawet gdy oznacza to mieszkanie w wykopanej jamie na zgliszczach starego domu.

Jednak mimo obecności tych obrazów, mimo wielu kłopotów administracyjnych, z którymi przyszło zmierzyć się Steinbeckowi i Capie, ich relacja sprawia wrażenie optymistycznej i raczej lekkiej. Zwłaszcza że na każdym kroku spotykali się z ludźmi, pragnącymi podjąć zagranicznych gości jak najgościnniej, pokazać się od najlepszej strony. Co zabawne i nieco przewrotne, chociaż w niektórych domach Amerykanie ze zdumieniem przyjmowali obecność szklanki wódki do śniadania, obiadu i kolacji, cierpiąc w końcu od nadmiaru mocnego alkoholu, przyznawali, że musieli poskromić swoje nawyki, by w oczach konserwatywnych Rosjan nie wyjść na degeneratów i alkoholików.

Mimo sympatii, jaką niewątpliwie autorzy czuli do większości napotykanych ludzi, nie da się jednak nie dostrzec różnic w mentalności i podejściu do wielu kwestii, które uniemożliwiały pełne zrozumienie. Wynikały one nie tylko z odmiennych ustrojów, lecz również historii i spojrzeniu na świat. Amerykanów szokowało i zniesmaczało powszechne uwielbienie dla Stalina, Rosjan dziwiło amerykański brak zaufania do władzy i podważanie słuszności decyzji podejmowanych przez rząd. Przykładów można mnożyć wiele.

Dziennik… czyta się bardzo szybko, płynnie i przyjemnie. Jego wydźwięk jest jednoznaczny, na przekór wszystkim ostrzeżeniom, jakie otrzymali przed opuszczeniem Stanów i wyjazdem do Rosji, Steinbeck i Capa przekonali się naocznie, że po drugiej strony żelaznej kurtyny żyli tacy sami ludzie, którzy kochali, nienawidzili, bawili się i smucili. Warto sięgnąć po tę lekturę i przekonać się o tym osobiście.

Recenzja napisana dla portalu DużeKa.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Rosyjsko mi".

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze