Królowie przeklęci. Tom 3 Maurice Druon |
Po setkach stron doskonałej lektury nadszedł czas, by
wreszcie pożegnać się z Królami
Przeklętymi autorstwa Maurice’a Druona, cyklem, który zainspirował George’a
R.R. Martina do stworzenia Pieśni Lodu i
Ognia. Mało tego, cyklem, który udowadnia, że historia pisze scenariusze
znacznie bardziej niesamowite i fascynujące niż większość pisarzy.
Królowie… liczą siedem tomów,
ale w najnowszym, pięknie prezentującym się wydaniu zostały one zebrane w trzy
solidne objętościowo woluminy, stad też czasem może dochodzić do drobnych
nieporozumień podczas dyskusji nad poszczególnymi częściami. W skład ostatniego
tomu w wersji, która wpadła w moje ręce, wchodzą dwie ostatnie: Lew i lilia oraz Kiedy król gubi kraj. Jednak, w przeciwieństwie do poprzednich
tomów, w których poszczególne części płynnie przechodziły jedna w drugą, w tym
przypadku wymagają one omówienia niezależnie od siebie.
Lew i lilia
to doskonała kontynuacja wydarzeń opisanych w poprzednim tomie. Śmierć
ostatniego syna Filipa Pięknego, Karola IV, który niestety nie miał w sobie nic
z talentów i inteligencji ojca to koniec panowania dynastii Kapetyngów, w czym
wielu dopatruje się skuteczności klątwy rzuconej przez skazanego na śmierć
Wielkiego Mistrza Templariuszy, Jakuba de Molay. To także otwarte pole do
działania dla lubującego się w intrygach Roberta d’Artois, dzięki któremu
władzę obejmuje Filip Walezjusz, mający wprawdzie wielkie ambicje, ale
pozbawiony przymiotów godnych dobrego króla.
Druon z charakterystycznym
dla siebie rozmachem kreśli przed czytelnikiem porywającą historię, w której
nie brak najgorszego rodzaju zbrodni, morderstw i zdrad, jest za to chciwość,
żądza władzy i pragnienie zemsty graniczące z obsesją. Fabuła w znacznej mierze
skupia się na losach postaci, doskonale znanych już z poprzednich tomów –
Roberta d’Artois, którego fortuna toczy się kołem niczym w znanym powiedzeniu,
Filipa Walezjusza oraz angielską linię Kapetyngów – królowej Izabelli i jej
syna Edmunda III.
I właściwie na tym tomie mógłby
zakończyć się cały cykl. Autor skrupulatnie prowadzi czytelnika od okresu prawdziwej
potęgi Francji pod rządami Filipa Pięknego aż do jej upadku i wybuchu Wojny
Stuletniej, do której doprowadzili na równi mierni i nieprzygotowani do swej
roli władcy, jak i wprowadzenie nowych praw dynastycznych wykluczających prawo
do dziedziczenia francuskiego tronu przez kobiety.
Niestety,
autor popełnił jeszcze tom siódmy, Kiedy
król gubi kraj, a słowo „popełnił” wstawiam tu z pełną świadomością, jest
to bowiem prawdziwa zbrodnia na doskonałym cyklu. W przeciwieństwie do
poprzednich dynamicznych tomów z narracją trzecioosobową, mamy tu do czynienia
z jednym pierwszoosobowym narratorem, Eliaszem de Talleyrandem, kardynałem
de Perigord, który w monotonny i nużący sposób snuje swoją opowieść o dalszych
wydarzeniach. Może niektórzy się teraz oburzą, ale naprawdę myślę, że spokojnie
można poprzestać na lekturze pierwszych sześciu tomów, by nie psuć sobie
świetnego wrażenia.
Niemniej, pomijając słabe
zakończenie cyklu, całość jest jak najbardziej godna uwagi i zainteresowania.
Maurice Druon z sukcesem udowodnił, że powieści historyczne nie muszą być
nudne, jak niektórzy błędnie zakładają, wręcz przeciwnie, mogą mieć w sobie
pasję i dynamikę, które porywają czytelnika niemal od pierwszych stron. Gorąco
polecam całych Królów Przeklętych
wszystkim miłośnikom historii i nie tylko.
Za udostępnienie ebooka serdecznie dziękuję księgarni Woblink
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz