Paskudna pogoda za oknem, wszechobecne zimno i deszcz to
doskonały pretekst, by sięgnąć po powieść, która nie tylko przeniesie
czytelnika do słonecznej i gorącej Barcelony, ale przy okazji przegoni jesienną
chandrę gigantyczną wręcz dawką humoru i absurdu. Detektyw-amator, a z zawodu
fryzjer ponownie wkracza do akcji, tym razem badając Tajemnicę zaginionej
ślicznotki.
Przebywający tymczasowo w sanatorium dla psychicznie
chorych, główny bohater zostaje wyciągnięty z niego przez dwóch policjantów,
którzy zlecają mu odnalezienie zaginionego psa jednego z miejscowych bogaczy.
Jest to propozycja nie do odrzucenia, więc mężczyzna niezbyt ochoczo, ale za to
skutecznie wkracza do akcji. Jednak, gdy tylko pojawia się w rezydencji z
odnalezioną zgubą, okazuje się, że czeka na niego nie wdzięczna właścicielka, a
groźny komisarz Flores,
który zamierza aresztować go za zabójstwo pięknej modelki, Olgi Baxter.
Ewidentnie wrobiony fryzjer, wykorzystuje pierwszą nadarzającą się możliwość
ucieczki i czmycha, by samodzielnie odnaleźć winnego i oczyścić się z zarzutów.
Dopiero
po skończonej lekturze dowiedziałam się, że jest to już piąta część cyklu o
wymykającym się schematom detektywie-amatorze. Była to moja pierwsza przygoda z
Mendozą w odsłonie kryminalno-satyrycznej, a z całą pewnością udana i
przyjemna. Idąc moimi śladami, spokojnie możecie więc sięgnąć po Tajemnicę… nie znając poprzednich perypetii
fryzjera.
Powieści
daleko jest do typowego kryminału, podobnie jak głównemu bohaterowi do
wizerunku detektywa, jaki znamy z literatury. To nie Hercules Poirot, ani Sherlock
Holmes, mrocznych i pogrążonych w walce z własnymi demonami śledczych
skandynawskich nawet nie ma sensu do tego porównania przywoływać. Mamy tu do
czynienia z postacią nietuzinkową, działającą zupełnie niekonwencjonalnie, ale
za to niezwykle efektywnie, zaś jego przygody i relacje z innymi ludźmi nieustannie
wywołują uśmiech i salwy śmiechu.
W
książce absurd goni absurd, postaci są przerysowane, a komizm sytuacyjny
nieustannie przeplata się z groteskowymi dialogami. Mendoza bez skrupułów
wyśmiewa wszystko i wszystkich, poczynając od służb mundurowych, poprzez elity
gospodarcze i polityczne, gangsterów do wynajęcia do czarnej roboty, aż po
dziennikarzy, zwłaszcza tych zajmujących się relacjami na żywo z miejsc
wypadków i zbrodni. A co najważniejsze, mimo nagromadzenia takiej ilości absurdalnych
elementów, nie ma w nich przesady, autor doskonale panuje nad opisywaną
historią, bohaterami i językiem. Pod względem warsztatowym nie można mu
absolutnie nic zarzucić.
Tajemnica zaginionej
ślicznotki będzie
więc świetnym rozwiązaniem, gdy gryzie Was melancholia, zapewniam, że
błyskawicznie się z nią rozprawi i zapewni Wam dużą dawkę rozrywki i dobrego
humoru. Polecam, zwłaszcza fanom opowieści na wesoło i z przymrużeniem oka.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.
Komentarze
Prześlij komentarz