Osiągając stateczny wiek siedemdziesięciu pięciu lat
większość ludzi nie oczekuje już od życia zbyt wiele. W dniu swych urodzin John
Perry również doszedł do wniosku, że nie ma już nic, co trzymałoby go na Ziemi.
Ukochana żona zmarła, a syn ułożył sobie życie i nie jest zbyt blisko związany z ojcem. W tej sytuacji John postanawia… zaciągnąć się do armii i wyruszyć na
międzygwiezdną wojnę.
W dość odległej przyszłości, mimo że zamieszkały przez
liczne inteligentne gatunku wszechświat znalazł się niemalże na wyciągnięcie
ręki, życie mieszkańców Ziemi właściwie nadal nie uległo większej zmianie. Z
wyjątkiem tego, że ludzi jest zdecydowanie zbyt wielu, co zmusiło ich do nieustannego
szukania nowych kolonii na obcych planetach. Problem w tym, że na skutek traktatów
pokojowych po Wojnach Kontynentalnych jedynie mieszkańcy Azji mają prawo do
wyruszenia w międzygwiezdną podróż w poszukiwaniu domu. Amerykanie mogą to
zrobić dopiero w wieku siedemdziesięciu pięciu lat i po odbyciu służby w Siłach
Obrony Kolonii, broniąc zdobytych planet i podbijając nowe. Ci, co przeżyją,
mają prawo do ziemi w nowej kolonii i rozpoczęcia nowego życia. Jaki jednak
byłby pożytek na polu walki z gromady sędziwych staruszków, z których niemal wszystkim
coś dolega? Nie na darmo mowa o przyszłości, w końcu tutaj każdego można
odpowiednio „podrasować”, a ze starszego pana zrobić super Rambo i to w sposób
całkiem przekonujący i skuteczny.
Wojna starego
człowieka to prawdziwa perełka na tle współczesnej literatury science
fiction z powodzeniem odwołująca się do tego, co najlepsze w klasyce gatunku.
John Scalzi garściami czerpie ze znanych motywów, ale układa je według własnego
wzorca i pomysłu, czego efektem jest powieść, która wciąga i zapewnia świetną
rozrywkę, niezależnie od tego, czy jest się starym wyjadaczem space opery, czy
też dopiero stawia się w jej kierunku pierwsze, nieśmiałe kroki. Mamy tu do
czynienia z podróżami kosmicznymi, wysoce zaawansowaną technologią i
genetycznymi udoskonaleniami, walkami z przedstawicielami różnorodnych ras
zamieszkujących wszechświat i podbojem nieznanych, odległych planet. Jednym
słowem, jest tu niemal wszystko to, co kojarzy się z science fiction, a
jednocześnie podczas lektury nie ma się absolutnie poczucia powtarzalności czy
powielania schematów.
Bardzo dużą zaletą powieści jest jej główny bohater, a
jednocześnie narrator, John Perry, emerytowany pisarz i copywriter, w lekko
ironiczny sposób komentujący rozgrywające się wokół niego wydarzenia. Do
pewnego momentu można odnieść wrażenie, że Wojna…
będzie książką bardzo lekką, nie warto jednak dać się zwieść pozorom, bowiem
pod tym płaszczykiem humoru kryje się często brutalna rzeczywistość i gorzkie
realia prawdziwej wojny, z której wraca jeden na dziesięciu żołnierzy. Miejscami
niektóre sceny są może nieco uproszczone, a niektóre rozwiązania nieco zbyt
łatwe i pobieżne, całość jednak sprawia naprawdę świetne wrażenie, bawiąc, a
jednocześnie pozostawiając pozostawiając po sobie mocny ślad, co nie zdarza się
w przypadku powieści trywialnych i błahych.
Po raz pierwszy
Wojna starego człowieka ukazała się w Polsce w 2008 roku nakładem
Wydawnictwa ISA, które wydało również jej kontynuację, Brygady Duchów. Pozostałych powieści wchodzących w skład
sześciotomowego cyklu polscy czytelnicy nie mieli niestety szansy przeczytać,
dlatego mam ogromną nadzieję, że wznowienie powieści przez Wydawnictwo Akurat
jest sygnałem, że tym razem seria ukaże się w całości. Życzę tego zarówno
sobie, jak i wszystkim miłośnikom dobrego science fiction, choć na marginesie
warto również wspomnieć, że powieść broni się także jako zamknięta całość i
swobodnie można ją tak potraktować.
Podsumowując, powieść Johna Scalziego gorąco polecam
wszystkim wielbicielom fantastyki, zarówno tym od dawna rozsmakowanym w science
fiction, jak i zaczynającym z nią przygodę. W obydwu przypadkach sprawdzi się
doskonale i zapewni Wam kilka godzin wyśmienitej lektury.
Recenzja napisana dla portalu DużeKa.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz