"Pod kopułą" Stephen King

Mam w tym roku wyjątkowy apetyt na powieści Kinga, co już pewnie zdążyliście zauważyć po częstotliwości wpisów na ich temat. Z okazji urodzin Mistrza zorganizowałam we wrześniu Ogólnopolski Dzień Czytania Stephena Kinga, co stanowiło świetny pretekst, by sięgnąć po solidną cegiełkę, którą miałam w planach już od dłuższego czasu. Ogłaszam więc oficjalnie – Pod kopułą już za mną i mogę podzielić się swoją opinią (nareszcie, bo tekst przeleżakował prawie trzy miesiące...)

Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie małe miasteczko Chester’s Mill zostaje całkowicie odcięte od świata przez niewidzialną, ale diablo mocną kopułę otaczającą je ze wszystkich stron. Jej granicę wyznaczają trupy ptaków i zwierząt znienacka się o nią rozbijających. Nie obywa się również bez śmiertelnych ofiar po stronie mieszkańców, którzy w chwili jej pojawienia się mieli pecha i znaleźli się akurat na granicy. Nikt nic nie wie, niczego nie rozumie, wszyscy mają nadzieję, że to tylko chwilowy problem. Dość szybko będą jednak musieli zweryfikować zdanie i stanąć do walki o życie.

Izolacja od świata zewnętrznego, zwłaszcza że rząd i wojsko okazują się w kwestii problemu Chester’s Mill, zupełnie bezradne, to idealna sytuacja dla miejscowego polityka i radnego, Jamesa Renniego, zwanego Dużym Jimem. Od lat przejawiający dyktatorskie skłonności, teraz ujawnia również psychopatyczną stronę swojej natury, a pieniądze, władza i poczucie bezkarności sprawiają, że wszyscy, którzy ośmielą mu się sprzeciwić, stają się wrogami publicznymi numer jeden.  A spod kopuły nie ma ucieczki, nie ma gdzie się schronić.

King po raz kolejny przenosi czytelnika do prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka, które jest spokojne i sielskie tylko z pozoru, pod powierzchnią skrywa bowiem mroczne i bardzo nieprzyjemne oblicze. W trafny, ale i brutalny sposób Autor pokazał, jak poczucie bezkarności potrafi błyskawicznie wyzwolić w człowieku to, co najgorsze, wręcz zwierzęce. Z jednej strony obserwujemy to na przykładzie Dużego Jima, który toruje sobie drogę do bezgranicznej władzy, idąc po trupach i to dosłownie. Z drugiej, mamy do czynienia z grupą młodych ludzi, którzy nakręcając się wzajemnie przeistaczają się w bandę zwyrodnialców, którą lepiej omijać szerokim łukiem.

W powieści bardzo wiarygodnie została również przedstawiona psychologia spanikowanego tłumu, którym łatwo manipulować i któremu można wmówić praktycznie wszystko. Teorie, które każdemu racjonalnego człowiekowi wydadzą się absurdalne, w sytuacji ekstremalnego zagrożenia mogą trafić na bardzo podatny grunt, a stąd już tylko mały krok do powszechnej paniki, szerzenia nienawiści i nawoływania do samosądów, których potem każdy będzie żałował.

Jedyne ogromne rozczarowanie to zakończenie, na które King najwyraźniej nie miał dobrego pomysłu. W trakcie lektury rozważałam różne możliwości, przede wszystkim zastanawiałam się nad źródłem kopuły, która nagle wyrosła nad miasteczkiem. Niestety, to wybrane przez Autora okazało się baaaardzo mocno naciągane, by nie rzec zwyczajnie głupie. Spoilerować jednak nie będę, bo sama książka do tego momentu jest naprawdę świetna, więc mimo tej końcowej wpadki i tak będę ją Wam polecać.


Jak powiedziałam, tak trzymam się tego zdania – po Pod kopułą warto sięgnąć, by zanurzyć się w charakterystyczny dla Mistrza klimat małomiasteczkowego miasteczka, w którego mieszkańcach drzemie zło. Takie bardzo ludzkie zło, wydobywające się na wierzch w sytuacjach kryzysowych i prowadzące do utraty człowieczeństwa. A zakończeniem się nie przejmujcie, można je szybko wyprzeć z pamięci i zapomnieć, zachowując to, co w książce najlepsze i najbardziej wstrząsające.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze