Dosyć niespodziewanie dla samej siebie odkrywam od
niedawna uroki czeskiej literatury, która wcześniej istniała dla mnie przede
wszystkim w postaci Miroslava Žambocha. Po bardzo pozytywnym spotkaniu z Młynem do mumii, postanowiłam sięgnąć po
nieco inne, co nie znaczy gorsze, klimaty. Padło na Evžena Bočka, autora
cieszącej się sporą popularnością Ostatniej
arystokratki, i jego debiutancki Dziennik
kasztelana.
Niczemu się tutaj nie dziwić…
Zmęczony wielkomiejskim życiem trzydziestopięcioletni
Wiktor wyjeżdża z Pragi i obejmuje posadę kasztelana jednego z morawskich
zamków. Wkrótce ma dołączyć do niego żona i pięcioletnia córeczka, a spokojne
życie w nowych miejscu ma pomóc w zażegnaniu małżeńskiego kryzysu. Przynajmniej
taki jest plan, bowiem w praktyce szybko okazuje się, że czego jak czego, ale
ciszą i spokojem raczej w murach wiekowej budowli młodzi Czesi się nie nacieszą.
Czeka ich za to spotkanie z dosyć nietypowym personelem, lekko makabrycznym
odkryciem w jednej z sypialni i nocnymi odgłosami, które wymykają się
racjonalnym wytłumaczeniom.
Wydawać by się mogło, że Dziennik kasztelana będzie więc typową, powielającą schematy
opowieścią o nawiedzonym zamku z duchami w tle. Nic bardziej mylnego! Wiele
można powiedzieć o tej książce, ale z pewnością nie da się jej łatwo
przyporządkować do jednego gatunku. Owszem, mamy tu do czynienia z tajemnicami
kryjącymi się w zamkowych murach. Owszem, słychać czyjeś kroki w zupełnie
pustych pomieszczeniach (ale czy na pewno nikogo tam nie ma?). Owszem, Wiktor
od pierwszego dnia ma poczucie, że z zamkiem jest coś nie tak. Owszem, na
terenie posiadłości dochodzi do coraz większej liczby niewytłumaczalnych
zjawisk, w tym niektórych krwawych, zwłaszcza gdy zdawać by się mogło, że zamek
chroni siebie i swych mieszkańców. Więcej tu jednak niesamowitości niż grozy,
zwłaszcza że cała historia przesycona jest specyficznym, ironicznym poczuciem
humoru, które każe z przymrużeniem oka traktować wiele wydarzeń. Od razu jednak
zastrzegam, że choć całość jest lekka to do komedii Dziennikowi… również jest bardzo daleko.
Pewnym minusem jest porzucenie przez autora wątków,
którymi sukcesywnie rozbudzał wyobraźnię czytelnika, a które najzwyczajniej w
świecie pozostały niewyjaśnione i zapomniane. Jakie tajemnice kryje Aleksander
Ott? Co naprawdę dzieje się w zamkowych murach? Na część pytań nigdy nie
otrzymamy odpowiedzi. O ile jednak pozostawia to uczucie niedosytu, o tyle nie
jest on tak duży, jak mogłoby się wydawać, bowiem w zgrabny sposób to
nieujawnianie wszystkich szczegółów dobrze komponuje się z zagadkowością zamku.
Gdyby ograbić go ze wszystkich tajemnic, straciłby wiele uroku, prawda?
Mówiąc krótko, kolejne spotkanie z czeską powieścią zaliczam do wyjątkowo udanych, teraz czeka na mnie Ostatnia arystokratka i liczę na następną porcję wyśmienitej lektury. A tymczasem gorąco zachęcam Was do zagłębienia się w Dziennik kasztelana, który udowadnia, że opieka nad zamkiem nawet w dzisiejszych czasach nie jest łatwa, a stare mury kryją w sobie znacznie więcej niż widać na pierwszy rzut oka.
Mówiąc krótko, kolejne spotkanie z czeską powieścią zaliczam do wyjątkowo udanych, teraz czeka na mnie Ostatnia arystokratka i liczę na następną porcję wyśmienitej lektury. A tymczasem gorąco zachęcam Was do zagłębienia się w Dziennik kasztelana, który udowadnia, że opieka nad zamkiem nawet w dzisiejszych czasach nie jest łatwa, a stare mury kryją w sobie znacznie więcej niż widać na pierwszy rzut oka.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Stara Szkoła.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz