Dzięki autorkom takim jak Astrid Lindgren czy Selma
Lagerlöf szwedzka literatura dziecięca uznawana jest przez wielu za wyjątkową.
Kolejne pokolenia wychowują się na opowieściach o przygodach dzieci z
Bullerbyn, Pippi Langstrumpf czy też o podróży Nilsa Holgerssona. Czy współcześni autorzy również mogą
poszczycić się dorobkiem, który tak chętnie pokażemy najmłodszym? Okazuje się,
że jak najbardziej, chociaż nie wszyscy.
Nakładem
wydawnictwa Zakamarki regularnie ukazują się książki szwedzkich autorów, takich
jak Ulf Stark, Eva Susso, Pija Lindenbaum, Catarina Kruusval czy Eva Eriksson.
Przedział wiekowy ich odbiorców jest wyjątkowo szeroki, są wśród nich zarówno pozycje
obrazkowe skierowane do niemowląt, jak i nieco bardziej rozbudowane książeczki
dla przedszkolaków, a także dzieci w wieku szkolnym. Jedną z pisarek, których
twórczość dopiero wkracza na polski rynek, jest Eva Lindström, znana dotąd
dzięki zbiorowi opowiadań Mats i Roj.
Ktoś się wprowadza. Jej najnowsza książeczka, Mój przyjaciel Stefan, jest z kolei skierowana do maluchów w wieku
3+ i prezentuje się, cóż, dosyć oryginalnie.
Jest
to historia przyjaźni pewnej dziewczynki i tytułowego Stefana, który jest
puszczykiem i próbuje znaleźć swoje miejsce w mieście, do którego przeprowadził
się z południa kraju. Chwyta się różnych prac, od ról w filmach przyrodniczych,
poprzez dział techniczny w supermarkecie, aż po własną działalność gospodarczą.
Nie wszystko mu się udaje, ale sowa nie ustępuje w poszukiwaniach i staraniach.
W tym czasie jego drogi z narratorką opowieści rozchodzą się i schodzą, zawsze
jednak pozostają przyjaciółmi.
Przyznaję,
że sięgając po tę książeczkę spodziewałam się zupełnie innej historii, nie
przypuszczałam, że Stefan okaże się tak ludzką sową, mającą swoje mieszkanie,
pracę i problemy charakterystyczne dla niemal każdego współczesnego dorosłego.
Tak abstrakcyjny pomysł z jednej strony jest całkiem urokliwy i wprowadza spory
element komizmu, z drugiej jednak strony nie jestem do końca przekonana, czy
dzieci, do których opowieść ta jest skierowana, w pełni zrozumieją, o czym ona
właściwie jest. Zwłaszcza, że mowa tu głównie o trzy- i czterolatkach, z
pewnością niewiele z nich wychwyci humor, który faktycznie tu jest, ale
niekoniecznie w formie czytelnej dla takich maluchów.
Niemniej
jednak z pewnością małym czytelnikom spodoba się oprawa graficzna książki,
również autorstwa Evy Lindström. Ilustracje są proste, przypominają nieco te
narysowane przez dzieci, a przy tym mają w sobie coś urokliwego. Wystarczy
zerknąć na supermarket, w którym pracował Stefan i efekt jego nadgorliwości,
bądź też ludzi, którzy zgłosili się na zorganizowany przez niego kurs nauki
latania.
Od książek, które czytam swojemu dziecku, przede wszystkim oczekuję jasnego przekazu, morału, który może je czegoś nauczyć, bądź tematyki, która może stać się pretekstem do rozmowy na różne tematy – poważne, zabawne, edukacyjne. Czasem wybieram opowieści, które są po prostu zabawne, a ich lektura stanowi czystą rozrywkę. Pod tym względem książeczce Mój przyjaciel Stefan zdaje się czegoś brakować. Nie jest to pozycja zła, raczej niewiele wnosząca i niekoniecznie taka, do której chciałoby się wracać.
Od książek, które czytam swojemu dziecku, przede wszystkim oczekuję jasnego przekazu, morału, który może je czegoś nauczyć, bądź tematyki, która może stać się pretekstem do rozmowy na różne tematy – poważne, zabawne, edukacyjne. Czasem wybieram opowieści, które są po prostu zabawne, a ich lektura stanowi czystą rozrywkę. Pod tym względem książeczce Mój przyjaciel Stefan zdaje się czegoś brakować. Nie jest to pozycja zła, raczej niewiele wnosząca i niekoniecznie taka, do której chciałoby się wracać.
Recenzja napisana dla portalu Papierowy Pies.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz