Dawno już nie sięgałam po powieści z cyklu Uczta
Wyobraźni, taką przyjemność warto sobie dawkować. Dobra okazja nadarzyła się
przy okazji Slade House Davida
Mitchella, który kusi prostą, ale przyciągającą uwagę okładką. I ponownie tytuł
serii okazał się w pełni uzasadniony, a książka – ku mojemu zaskoczeniu –
bardzo klimatycznym horrorem.
W pobliżu pubu The Fox and The Hounds kryje się niewielka
uliczna Slade Alley, na którą zaglądają tylko ci, którzy wiedzą o jej
istnieniu. Niepozorna i cicha skrywa z kolei wejście do tajemniczego domu
zwanego Slade House, do którego trafiają tylko wybrani i tylko w określonym
czasie. To miejsce niezwykłe i przyciągające, trudno je opuścić bez żalu. Gdy
jednak goście przekonują się, co naprawdę czai się w jego murach, na ucieczkę
jest już za późno.
Slade House to
nie tyle powieść co pięć związanych ze sobą historii, każda opowiedziana z punktu
widzenia innej osoby trafiającej w progi rezydencji-widma. Autystyczny
chłopiec, zblazowany i zadufany w sobie policjant, zahukana studentka należąca
do grupy tropiącej zjawiska paranormalne, dziennikarka i psychiatra – pięć osób,
każda inna i wyjątkowa w odmienny sposób, a jednak wszystkie ze sobą związane. Mitchell
przekonująco zróżnicował każdą z relacji, świetnie dostosowując je do postaci
narratora. Dzięki specyficznemu językowi i drobnym, niby przypadkowym,
wtrąceniom wyraźnie można rozpoznać, co dolega małemu Nathanowi, mimo że jego
stan nie jest nazwany wprost. Poznajemy osobowość gliniarza i sposób jego
postrzegania świata obserwując jego stosunek do otoczenia i sposób postrzegania
rzeczywistości. Lekko otyła i chorobliwie nieśmiała Sally miota się między
własnymi ograniczeniami i lękami a romantycznymi nadziejami, które kończą się w
zaskakujący, przynajmniej dla niej, sposób. Badająca pewną sprawę dziennikarka
Freya jest ostra i wyraźnie nie daje się zwieść, przynajmniej we własnym
mniemaniu. Co do ostatniej postaci, sprawa jest nieco mniej oczywista, ale to
już każdy czytelnik musi odkryć sam.
Wszystkie opowieści mają pozornie ten sam schemat, a
jednak każda wyróżnia się czymś innym, przykuwa uwagę wprowadza dreszczyk
niepokoju. Wzbudzają go przede wszystkim pytanie, czy to co widzą bohaterowie
jest prawdą czy jedynie złudzeniem, czy dzieje się naprawdę, czy może jest
tylko grą. Prawdziwego smaczku dodają jednak szczegóły, jak obrazy pozbawione
oczu czy elementy, na które zwraca się uwagę dopiero po pewnym czasie, jak
postać biegacza w czarno-pomarańczowym kostiumie. Autor doskonale panuje nad
snutą przez siebie opowieścią, a wszystkie jej detale są dobrze przemyślane i
połączone tworzą spójną, barwną mozaikę, która nabiera nowego znaczenia, gdy wreszcie
widzimy ją w całości.
Slade House nie
jest typowym horrorem, który będzie przerażał, mroził krew w żyłach i nie
pozwalał zasnąć w nocy. Jest za to klimatyczną opowieścią o niepokojącym,
mrocznym charakterze, od której ciężko się oderwać. Zdecydowanie pozycja warta
uwagi. Polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz