Osoby zaglądające w miarę regularnie na bloga oraz te
znające mnie prywatnie z pewnością doskonale wiedzą o mojej fascynacji historią
i kulturą Wysp Brytyjskich. Nie wiem, jaka celtycka, a może częściowo wikińska
magia miała w tym swój udział, ale z entuzjazmem zagłębiam się w kolejne
lektury, zarówno historyczne, jak i powieści, nawet jeśli opisywane w nich
wydarzenia doskonale już znam.
Narodziny
cywilizacji Wysp Brytyjskich to dla mnie pozycja szczególna. Po pierwsze, stanowi
świetne kompendium wiedzy na temat historii i kultury tego regionu od pojawienia
się na nim pierwszych ludzi, aż do uchwalenia Magna Carta Libertatum (Wielka Karta Swobód) w 1215 roku. Żałuję
ogromnie, że nie miałam do niej dostępu podczas studiów, przydałaby mi się
zdecydowanie bardziej niż niektóre wykłady. Po drugie, mam duży sentyment do
jej autora, Wojciecha Lipońskiego – to od lektury Dziejów kultury brytyjskiej jego autorstwa jeszcze w czasach
licealnych rozpoczęła się moja fascynacja tym tematem, która częściowo wpłynęła
na wybór studiów i która trwa nieprzerwanie do tej pory.
Tomiszcze, liczące lekko ponad 800 stron, dzieli się na
pięć obszernych rozdziałów. Rozpoczynając opowieść o Wyspach od czasów, gdy te
oddzieliły się od kontynentu, autor najpierw przedstawia kolejno współczesne
teorie na temat Stonehenge (zmienione nieco w porównaniu z pierwszym wydaniem
książki pod wpływem nowych odkryć) i Brytanię celtyckiej, z odniesieniem do
religię, mitologię, literaturę i druidyzm. Następnie płynnie przechodzi do czasów
wpływów Rzymu – od mniej lub bardziej udanych prób podboju, poprzez okres
względnej stabilizacji i co za tym idzie, romanizacji kultury, aż wreszcie po
upadek Imperium. Co ciekawe, polemizuje tu z tzw. mitem wycofania legionów,
który przedstawiany jest przez wielu historyków, głoszącym, że ze względu na kryzys,
rzymscy żołnierze dostali rozkaz opuszczenia Brytanii, ponieważ byli potrzebni
w innych zakątkach Imperium. Lipoński przekonuje, że fakt wyruszenia legionów
na kontynent spowodowany był rozbuchanymi ambicjami brytyjskich pretendentów do
cesarskiego tronu.
Chociaż nie było to dla mnie nowością, z dużym
zainteresowaniem przeczytałam również fragmenty poświęcone jednej z najbardziej
zaskakujących postaci wśród angielskich legend, królowi Arturowi. Dlaczego
zaskakującej? Wbrew obiegowej opinii nie był on bowiem angielskim królem, a
celtyckim, prawdopodobnie zromanizowanym, dowódcą (potem możliwe, że również
władcą), który z sukcesem walczył z saksońskimi najeźdźcami. Innymi słowy, jak
słusznie zauważa autor, wychwalanie legendy i postaci Artura w literaturze
angielskiej, jest na tyle przewrotne, by nie rzec absurdalne, jak byłoby sławienie
Saladyna w literaturze hiszpańskiej, a Bolesława Chrobrego w kronice Thietmara.
Kolejne rozdziały poświęcone są z kolei najazdom i
osadnictwu Wikingów w Anglii, początkach Danelaw oraz podbojowi normańskiemu.
Są one przedstawione obszernie i wyczerpująco, a przy tym w sposób przystępny
dla każdego czytelnika, co jest dużą zaletą, ponieważ wiele publikacji
historycznych napisanych jest językiem suchym i zniechęcającym. Jednak przedstawiane
kolejno wydarzenia to jedynie część niniejszej publikacji. W równie dużym
stopniu Lipoński skupia się na omówieniu literatury, języka i zachodzących w
nim zmian, architektury czy kwestiom społecznym. Dzięki temu całość naprawdę doskonale
się uzupełnia.
Znacznie mniej miejsca autor poświęca Walii, Szkocji i
Irlandii, chociaż nie ukrywam, że to o czym pisze, było dla mnie w znacznej
mierze nowością, więc ogólnie jestem zadowolona nawet z tych niezbyt obszernych
fragmentów. Dotyczy to zwłaszcza Walii, często traktowanej mocno po macoszemu oraz
Piktach, którzy do tej pory wzbudzają wiele emocji swoją tajemniczością.
Nie przekonuje mnie jedynie do końca tytuł (w końcu mowa
jest tu głównie o Anglii) oraz samo założenie odrębności cywilizacyjnej Wysp w
stosunku do reszty Europy. Jest to również jeden z zarzutów, który postawił autorowi
historyk i mediewista Dariusz Andrzej Sikorski. Polemika obydwu panów (Lipoński
odnosi się częściowo do owej krytyki w przedmowie do najnowszego wydania Narodzin…) zmusza do nie przyjmowania za
absolutny pewnik wszystkich informacji zawartych w książce. Z drugiej jednakże
strony, w odniesieniu do historii, zwłaszcza tak odległej, niewiele jest
kwestii, w które możemy bezgranicznie wierzyć, wiele tzw. faktów to jedynie
interpretacja dostępnych źródeł.
Niemniej, nie zmienia to mojej opinii, że Narodziny cywilizacji Wysp Brytyjskich to
pozycja naprawdę godna uwagi. Powinny po nią sięgnąć wszyscy zainteresowani brytyjską
kulturą i historią, zwłaszcza z okresu średniowiecza. Warto!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję księgarni nieprzeczytane.pl
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz