O blogu prowadzonym przez Olę Rożnowską dowiedziałam się
zaledwie kilka tygodni temu, ale spodobała mi się jej niesamowita energia,
pozytywne nastawienie do świata i pomysły na to, jak zadbać o siebie w
codziennym natłoku spraw. Niedawno ukazała się książka jej autorstwa, która
pomoże powrócić do formy świeżo upieczonej mamie – SportsMama. Wróć do formy w 12 tygodni po porodzie.
Poradnik podzielony jest na dziewięć rozdziałów, z
których można dowiedzieć się między innymi o tym, jaka aktywność fizyczna jest dozwolona
(a nawet wskazana) w czasie ciąży, jak zachowuje się ciało po porodzie (zarówno
naturalnym jak i cesarskim cięciu) i na co można sobie pozwolić w trakcie
połogu, trudnych początkach po powrocie do domu z maluchem i sposobach na
zorganizowanie czasu, by efektywnie wykorzystać cały dzień. Przede wszystkim
jednak znajdziemy w nim konkretne ćwiczenia, od których można zacząć pierwszy
trening oraz wszystkie kolejne, poczynając od rozgrzewki, aż po mniej i
bardziej intensywne aktywności na konkretne partie ciała.
Autorka, instruktorka fitness i fizjoterapeutka, absolwentka
AWF w Katowicach oraz wielu kursów i szkoleń, jest – jak widać – w pełni
przygotowana merytorycznie do udzielania rad w zakresie ćwiczeń. Warto przy tym
wspomnieć, że przed rozpoczęciem treningu zaleca najpierw dojście do formy i
upewnienie się m.in. czy nie doszło do rozejścia mięśnia prostego brzucha, co
uniemożliwia wykonywanie niektórych ćwiczeń. Wszystkie zaproponowane przez nią
ćwiczenia są nie tylko dobrze wyjaśnione, ale też pokazana na zdjęciach, dzięki
czemu łatwiej je prawidłowo wykonywać. Ogromnym plusem są propozycje ćwiczeń,
które można wykonywać wspólnie z dzieckiem, chociaż dopiero, gdy trzyma
stabilnie główkę, czyli mniej więcej od czwartego miesiąca życia.
Ujęło mnie to, że Ola Rożnowska nie pozuje na matkę
idealną, która w ciąży niemal nie tyje, zawsze odżywia się super-zdrowo i nigdy
nie dopada jej zwątpienie. Wręcz przeciwnie, przyznaje otwarcie, że w trakcie
ciąży przybrała prawie 20 kg, czyli nie zmieściła się w zalecane „widełki” i
często zdarzało jej się rzucać wręcz na fast foody czy niezdrowe przekąski. Nie
kryje, że nawet teraz ma dni, podczas których zwyczajnie ma dość i nie ma ochoty
nawet na codzienny trening. Nie oznacza to jednak, że daje sobie fory pod tym
względem – ruchliwy dwulatek z pewnością na to nie pozwala.
Po książkę sięgnęłam przede wszystkim dlatego, że sama niecałe
trzy miesiące temu zostałam mamą. Trochę żałuję, że nie miałam jej w ręku tuż
po porodzie, a jeszcze bardziej mi szkoda, że nie wszystkie ćwiczenia mogę
wykonywać ze względu na stan zdrowia, ale i tak jestem zadowolona, że po nią
sięgnęłam. Szczerze mogę też ją polecić wszystkim świeżo upieczonym mamom.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz