Próżno szukać dziecka, które nie słyszałoby o Robin
Hoodzie i jego wesołej kompanii. Równie trudno byłoby znaleźć dorosłego, który
przed laty nie wysłuchał lub obejrzał przygód słynnego banity z lasów Sherwood.
Robin Hood znają wszyscy. Czy jednak istniał naprawdę? Odpowiedź na to pytanie
stara się znaleźć brytyjski historyk James C. Holt w nowym wydaniu opracowania Robin Hood. W poszukiwaniu legendarnego bandyty.
Gdy przywodzimy na myśl legendę, na motywach której
powstało tak wiele utworów literackich, filmów i seriali, główny bohater jawi
nam się jako syn szlachcica, który niesprawiedliwie oskarżony i wydziedziczony
musi kryć się w lasach w towarzystwie innych wyjętych spod prawa. Są wśród nich
m.in. Mały John i braciszek Tuck, a wszyscy razem – mimo że oficjalnie uznani
za przestępców – są tymi dobrymi, rabującymi bogatych, aby wspierać biednych.
Nie może też zabraknąć pięknej lady Marian, ukochanej Robina, która uzupełnia
cały obrazek.
Kryjąca się w lesie kompania, uzbrojona w łuki i miecze, na
miarę dostępnych możliwości naprawia zło wyrządzane przez chciwych i
przekupnych duchownych, urzędników królewskich i wcielenie wszelkiego zła,
szeryfa z Nottingham. Banici pozostają jednak wierni prawdziwemu królowi, nie
walcząc z systemem dla zasady, a jedynie z toczącym go zepsuciem i korupcją. Są
więc podwójnymi bohaterami, nie pozwalającymi na ciemiężenie prostego ludu,
wymierzającymi sprawiedliwość i stanowiącymi swoisty ruch oporu wobec
nikczemnych postępków ludzi dzierżących oficjalną władzę.
Legenda o Robin Hoodzie liczy co najmniej sześćset lat,
co każe przypuszczać, że jej główny bohater – o ile mowa o prawdziwym człowieku
– żył jeszcze wcześniej. James C. Holt sięga właśnie do tych korzeni, najstarszych
zachowanych zapisków na temat słynnego banity – pięciu ocalałych poematów i
ballad oraz fragmentu sztuki teatralnej. Robin
Hood. W poszukiwaniu legendarnego bandyty to efekt badań trwających z
przerwami ponad dwadzieścia lat. Holt skrupulatnie snuje rozważania na temat
postaci, mogących być pierwowzorem Robin Hooda, przytacza wszystkie znane,
pierwotne opowieści na jego temat oraz porównuje je ze zmianami wprowadzanymi
przez różnych autorów w kolejnych wiekach.
A jak się okazuje, pododawano naprawdę wiele i
współczesna, wspomniana wyżej, wersja legendy niewiele ma wspólnego z
oryginałem, od którego wszystko się zaczęło. Pierwszą zasadniczą kwestią jest
pochodzenie głównego bohatera, który niewiele miał wspólnego ze szlachtą, a
najprawdopodobniej był zwykłym yeomanem, czyli człowiekiem stanu wolnego, prawdopodobnie
posiadającym niewielki kawałek ziemi bądź też będącym na służbie u szlachcica.
Po drugie, próżno szukać tu jakichkolwiek form społecznego czy politycznego protestu.
Po trzecie, o lady Marian nikt nie słyszał, nawet braciszek Tuck pojawił się
znacznie później. Przede wszystkim jednak, nie było mowy o rabowaniu każdego
bogacza i wspomaganiu biednych dla zasady. Owszem, Robin i jego kompani
napadali na wędrowców, niezależnie jednak od ich statusu społecznego. Uczciwych
puszczali jednak wolno, a tych, którzy próbowali ich oszukać ograbiali do
ostatniej monety. Czasem też, gdy napadnięty bronił się wyjątkowo sprawnie i
zajadle, otrzymywał zaproszenie do bandy.
Opierając się na różnych źródłach historycznych Holt
tropi ślady Robin Hooda, zarówno te literackie, jak i odnoszące się do jego
prawdziwej tożsamości. Nie rości sobie przy tym prawa do nieomylności, jednak w
precyzyjny sposób obala istniejące teorie oraz snuje własne rozważania. Dla
osób ze średniowiecznym bakcylem, Robin
Hood z pewnością będzie lekturą
satysfakcjonującą. Polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz