Czy dwadzieścia lat to wystarczająco długo, by zapomnieć
okrucieństwo wojny i odbudować to, co ta zniszczyła? Francuski reporter Hervé
Ghesquière, który w latach 90. relacjonował na bieżąco wydarzenia z krwawej
wojny w Jugosławi, wrócił do Bośni i Hercegowiny, by przekonać się, czy kraj
podniósł się i zmierza ku lepszemu, czy też nadal liże powojenne rany.
Bałkany od wieków stanowiły tygiel narodowości, religii i
języków, wpływy europejskie ścierały się tu z oddziaływaniem Imperium Osmańskiego,
tworząc niesamowitą i fascynującą mieszankę. Przez lata katolicy, prawosławni i
muzułmanie żyli bez problemu obok siebie, a w miastach widać było zarówno
kościoły i cerkwie, jak i meczety. Tak przynajmniej było do czasu, gdy do głosu
doszły skrajnie nacjonalistyczne ugrupowania, co w efekcie doprowadziło do wybuchu
wojny, której skutki widać gołym okiem.
Na mocy porozumienia z Dayton z 1995 roku, które
zakończyło przypominającą rzeź wojnę, współczesna Bośnia stała się krajem, w
którym trzy główne nacje (Serbowie, Chorwaci i Boszniacy)miały żyć ze sobą w
zgodzie. Gwarantować miała ją względnie równy podział kraju na Republikę
Serbską i Federację Bośni i Hercegowiny. Nikt nie przewidział jednak, że na
mocy ówczesnych ustaleń nie jest możliwe całkowite uspokojenie nastrojów oraz
że sztuczny podział terenów, a w związku z tym również liczne przesiedlenia,
nie tylko nie sprzyjają odzyskaniu równowagi, lecz wręcz potęgują poczucie
niesprawiedliwości i krzywdy oraz nasilają niechęć między poszczególnymi narodami.
Odwiedzając miejsca, w których przebywał podczas
poprzedniego pobytu na tym terenie, Ghesquière rozmawia z dawnymi znajomymi
oraz nowopoznanymi ludźmi – Serbami, Chorwatami i Boszniakami, których łączy
przecież tak wiele (niemal identyczne języki i wspólna historia), lecz dzielą
podziały społeczne i głęboko zakorzeniona nienawiść. Przerażający jest fakt,
jak młodzi ludzie i dzieci, które w żaden sposób nie mogę pamiętać wojennych
realiów, od małego uczone są nieufności, która z czasem przeradza się w
niechęć, czy wręcz nienawiść. Zamiast żyć ze sobą, chrześcijanie i muzułmanie
żyją obok siebie, co widać wyjątkowo wyraźnie, gdy spojrzy się na szkoły, w
których tworzone są oddzielne klasy dla Chorwatów i Serbów z odrębnymi
programami nauczania, na kawiarnie przeznaczone tylko dla konkretnych
narodowości, czy nawet zakłady pracy, w których mniej liczą się umiejętności, a
bardziej pochodzenie. A wszystko to w Europie XXI wieku.
Bośnia widziana oczami autora reportażu to miejsce
przygnębiające, przesiąknięte uprzedzeniami, dyskryminacją i korupcją na niemal
każdym szczeblu władzy, co uniemożliwia wprowadzenie zmian mogących uzdrowić
sytuację. Szansą na to zdaje się przystąpienie kraju do Unii Europejskiej, co
wymusiłoby – przynajmniej do pewnego stopnia – pewne przemiany i zapewniłoby –
jak wielu ma nadzieję – większą przejrzystość władzy. Czy jednak do tego
dojdzie, trudno powiedzieć, z pewnością przed Bośnią długa droga, zwłaszcza że
sami politycy nie wyglądają na specjalnie zaangażowanych w proces, prawdopodobnie
w obawie przed pociągnięciem do odpowiedzialności za malwersacje finansowe, jak
było to w przypadku byłego premiera Chorwacji, Ivo Sanader.
Sarajewo przybliża
obecną sytuację w Bośni, w której aż iskrzy od źle skrywanego napięcia, a niektórzy
otwarcie wieszczą wybuch kolejnej wojny. Świat niewiele sobie z tego robi,
podobnie jak i przed laty, publiczne deklaracje na niewiele się zdają, bo nic z
nich nie wynika. To lektura przygnębiająca i wstrząsająca, lecz zdecydowanie
warta uwagi. Polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz