Za oknem gorące lato, dla kontrastu postanowiłam więc
wybrać się w znacznie chłodniejsze rejony. Surowa, chłodna Islandia okazała się
doskonałym wyborem, a powrót do kryminałów Arnaldura Indridassona przypomniał
mi, dlaczego tak bardzo je sobie cenię.
Na placu budowy zostają znalezione stare kości, które –
wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – przeleżały w tym miejscu około siedemdziesięciu
lat. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że pogrzebana tam osoba padła ofiarą
morderstwa. Komisarz Elendur Sveinsson i jego współpracownicy rozpoczynają żmudne
śledztwo, czy jednak będą w stanie odkryć, jaką tajemnicę skrywa wzgórze, na
którym przed laty stał niewielki dom? Czy właśnie odnaleziono dawno zaginioną
narzeczoną jego właściciela? A może wyjaśnienia należy szukać wśród rodzin,
które ów domek wynajmowały w czasie wojny?
Akcja powieści toczy się dwutorowo – obok prowadzonego
dochodzenia i prywatnych problemów Erlendura związanych z jego
córką-narkomanką, cofamy się o kilkadziesiąt lat i poznajemy historię pewnej
rodziny. I to ona okazuje się znacznie bardziej wstrząsająca i trudna emocjonalnie
do przebrnięcia. To opowieść o młodej kobiecie, której świeżo upieczony mąż
okazuje się sadystą i tyranem, z każdym kolejnym miesiącem ujawniającym coraz
bardziej psychopatyczne skłonności. Nie zmienia tego pojawienie się na świecie
kolejnych dzieci, a kobiecie nie jest dane uwolnić się od despoty, mimo
podejmowanych prób.
Czytelnik znacznie wcześniej niż policjanci ma szansę domyślić
się, czyje zwłoki pochowano na wzgórzu, a jednak niemal do samego końca
pozostaje zagadką, kto naprawdę tam leży. Autor podsuwa drobne wskazówki, lecz
jednocześnie niczego nie przesądza na pewno i wraz z rozwojem akcji możliwe
okazują się różne potencjalne rozwiązania. Przyznaję, że moje własne
przypuszczenia potwierdziły się jedynie częściowo, a i tak miałam chwile
wahania, czy aby na pewno podążam właściwym tropem.
Z jednej strony Grobowa
cisza (jak i wszystkie pozostałe powieści wchodzące w skład cyklu) ma
wszystkie cechy charakterystyczne dla kryminały skandynawskiego – morderstwo,
silnie zarysowany wątek społeczny i śledczego obarczonego prywatnymi problemami
i niemalże depresją. Z drugiej jednak strony, powieści Indridassona mają w
sobie to trudne do sprecyzowania „coś”, co wyróżnia je na tle innych,
norweskich i szwedzkich kryminałów. Może to kwestia depresyjnej atmosfery, jaką
są przesycone? Może przygnębiającym obrazem islandzkiego społeczeństwa, przepełnionego
poczuciem beznadziei? A może zależy to również od postaci głównego bohatera,
oddanego pracy, lecz wzbudzającego ambiwalentne uczucia ze względu na stosunek
do najbliższych, nadal żyjącego w cieniu tragedii, jaką przeżył jako kilkuletni
chłopiec?
Grobowa cisza to
czwarty tom o Erlendurze, pod względem chronologicznym plasujący się między
powieściami W bagnie i Głos. To również szósta część cyklu,
którą poznałam, co pokazuje do pewnego stopnia chaotyczną kolejność, z jaką
sięgałam po kolejne śledztwa prowadzone przez islandzkiego policjanta. Wszystko
to ze względu na niechronologiczne ukazywanie się książek w formie audiobooków
– to moja ulubiona forma zagłębiania się w kryminał skandynawski. W ten sposób poznałam
niemal cały cykl o Kurcie Wallanderze i tak sukcesywnie poznaję Erlendura.
Przyzwyczaiłam się już do głosu Andrzeja Ferenca, który nieodmiennie kojarzy mi
się z zimną, nieco mroczną i depresyjną Islandią.
Mimo że znacznie rzadziej sięgam obecnie po kryminały,
dla powieści Indridassona zawsze jestem skłonna zrobić wyjątek. I tym razem mnie
nie rozczarował i jedynie utwierdził w przekonaniu, że jest twórczość to klasa
sama w sobie. Gorąco polecam!
Przeczytaj również recenzje pozostałych tomów cyklu:
Za możliwość wysłuchania powieści serdecznie dziękuję Księgarni Virtualo.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz