Alternatywna historia Wilna, przesycona steampunkowym
klimatem to wystarczający argument by sięgnąć po najnowszą propozycję
wydawniczą od SQN. Wilcza godzina, książkowy debiut dziennikarza Andriusa Tapinasa, to
pierwsza litewska powieść fantastyczna, jaką miałam okazję przeczytać i mam
nadzieję, że nie ostatnia.
O autorze wyczerpująco pisał już Paweł z bloga Se czytam,
warto zerknąć chociażby ze względu na stosunek Tapinasa do kwestii współpracy
polsko-litewskiej. Swoją drogą, Polacy pojawiają się również na kartach
powieści, w tym m.in. w postaci odważnego i wzbudzającego sympatię zastępcy
jednego z głównych bohaterów. Akcja toczy się także częściowo w Krakowie,
chociaż wygląda na to, że z polską historią autor nie do końca jest dobrze
obeznany, przyporządkowując ów Kraków w strefę wpływów Cesarstwa Niemieckiego,
a nie od Austro-Węgier, a mowa jest o czasach zaborów… Na szczęście ta wpadka nie przesądza o fabule
i nie ma na nią wpływu.
O czym więc opowiada Wilcza
godzina? Przede wszystkim mamy tu do czynienia z alternatywną historią XIX
wieku. Z inicjatywy wpływowej i bogatej korporacji Rothshildów powstaje tzw.
Alians, sojusz pięciu miast (Wilna, Krakowa, Pragi, Rewla, Konstantynopola),
które zyskują całkowitą niezależność polityczną i ekonomiczną. Rozkwitają w
nich badania naukowe i alchemiczne. Wkrótce na ulice wyruszają napędzane parą
pojazdy, samoloty i sterowce przecinają niebo, a w laboratoriach trwają badania
nad bioniką.
Nadchodzi rok 1905, od założenia Aliansu mija trzydzieści
pięć lat. W Wilnie ma się odbyć Szczyt, na którym zjawią się nie tylko
przedstawiciele nie tylko miast Sojuszu, ale też największych europejskich
imperiów. Tymczasem na miejscowym cmentarzu dochodzi do makabrycznej, a przy
tym tajemniczej zbrodni. Legat wileński, Antoni Srebro, stojący na czele
legionu będącego odpowiednikiem policji, zdaje sobie sprawę, że musi rozwiązać
sprawę jak najszybciej, by nie wzbudzać paniki w najgorętszym dla miasta
okresie.
W tym samym czasie z Pragi przybywa do Wilna młodziutka
Miła, od dłuższego czasu ukrywająca się przed tropiącymi ją praskimi Wskrzesicielami,
cieszącą się złą sławą gildią, pragnącą wykorzystać jej niezwykłe zdolności. W
rodzinnym mieście, pod ochroną przybranego ojca, genialnego uczonego Nikodema
Twardowskiego, ma nadzieję nareszcie odetchnąć w spokoju. Niestety, nic nie
wskazuje na to, że będzie jej to dane. Dla rosyjskich agentów Szczyt jest z
kolei idealną okazją, by wprowadzając zamęt i rozruchy w Wilnie, zniszczyć
miasto.
Nikodem Twardowski i Miła (źródło) |
Mnogość bohaterów i wątków teoretycznie powinna zapewniać
wartką akcję. W praktyce nie dzieje się jednak tak wiele, jak można by tego
oczekiwać. Owszem, mamy śledztwo prowadzone przez Antoniego Srebro, mamy spisek
uknuty przez Wskrzesicieli tropiących Miłę, mamy tajemnicę kryjącą się w podziemiach
miasta, mamy wreszcie intrygi snute przez rosyjskich agentów. Jednym słowem, mamy
tego naprawdę sporo, a mimo to akcja toczy się raczej niespiesznie.
Trudno też wskazać jednego głównego bohatera, pomimo
licznych postaci pojawiających się na kartach powieści, żadna nie wysuwa się
zdecydowanie przed innych. Największą uwagę przykuwają wprawdzie Srebro, Miła, Twardowski,
a w pewnym momencie również pewien brytyjski kadet litewskiego pochodzenia,
jednak ich sylwetki nie zostały nakreślone na tyle wyraziście, na ile można by
oczekiwać. Ich wątki zdają się być dopiero zarysowane, więc mam nadzieję, że
kolejny tom okaże się pod tym względem bardziej satysfakcjonujący.
Antoni Srebro (źródło) |
Wilcza godzina
przykuwa za to uwagę czymś innym, co rekompensuje pewne braki w kreacji
bohaterów, a mianowicie świetnie przedstawionym światem. Urzekło mnie Wilno
widziane oczami Tapinasa, który przedstawił je w bardzo plastyczny sposób.
Spodobały mi się realia świata napędzanego magią i alchemią, pełnego wynalazków
i odkryć, które pobudzają ciekawość i wyobraźnię.
Warto jeszcze wspomnieć kilka słów o wydaniu powieści. O
ile szata graficzna jest ciekawa i bardzo dobrze komponuje się z innym
steampunkowym „dzieckiem” Wydawnictwa, trylogią Wojny alchemiczne Iana Tregillisa, o tyle redakcja i korekta niestety
pozostawiają nieco do życzenia. Na początku drugiego rozdziału podana jest też
błędna (o 35 lat) data wydarzeń, przepisana prawdopodobnie z rozdziału
pierwszego. W powieści można znaleźć „kwiatki” w stylu spódnica marszczona na
wysokości biustu. W oczy rzucają się również
dość liczne literówki czy wręcz pomijane wyrazy, jak np. w cytowanym angielskim
powiedzeniu: Beauty is in the eye of the
beholder, z którego zniknęło słówko „in”, wypaczając tym samym jego
znaczenie.
Niemniej, Wilcza godzina to zdecydowanie bardzo dobry debiut, który pobudza wyobraźnię i daje nadzieję na naprawdę przyzwoitą, steampunkową trylogię, na którą warto zwrócić uwagę.
Niemniej, Wilcza godzina to zdecydowanie bardzo dobry debiut, który pobudza wyobraźnię i daje nadzieję na naprawdę przyzwoitą, steampunkową trylogię, na którą warto zwrócić uwagę.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu SQN.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz