Ida Brzezińska ma w życiu przechlapane. Jako jedyne niemagiczne
dziecko w szanowanym wielopokoleniowym rodzie czarownic i czarodziejów, od
początku nie miała łatwo. Zwłaszcza, gdy wbrew oczekiwaniom rodziców,
postanawia wieść zupełnie zwyczajne życie, pójść na studia i wtopić się w tłum.
I w snuciu tych planów nie przeszkadza jej nawet to, że od dzieciństwa widzi
kręcących się wokół siebie… zmarłych.
Dość szybko Ida przekonuje się, że samodzielność,
niezależność i możliwość decydowania o swoim życiu to sprawy dla niej
nieosiągalne, mimo nadchodzących wielkimi krokami dwudziestych urodzin. Co z
tego, że dziewczyna nie chce być medium, skoro tym medium jest i kropka. I to
nie takim zwykłym, co to porozmawia z duchami i urządzi od czasu do czasu seans
spirytystyczny. Zdolności dziewczyny znacznie wykraczają ponad standardowy
zestaw, a Ida odkrywa, że jest szamanką od umarlaków, odpowiedzialną za
przeprowadzanie zmarłych na drugą stronę i od czasu do czasu wieszcząc czyjąś
śmierć.
Martyna Raduchowska stworzyła lekkie, zabawne urban fantasy
i to w bardzo dobrym, satysfakcjonującym wydaniu. Teoretycznie skierowana do
młodzieży, spodoba się także starszym czytelnikom, czego jestem najlepszym
przykładem. Autorka stworzyła bardzo obiecujący świat, w którym mroczne widmo
śmierci, demony i szukające ukojenia duchy zaskakująco dobrze współgrają z niefrasobliwym
tonem, lekkim piórem i kąśliwo-ironicznym językiem głównej bohaterki, która ze
wszystkich sił walczy ze swym przeznaczeniem. Z marnym skutkiem, trzeba
przyznać.
Na pierwszy plan siłą rzeczy wysuwa się postać Idy, od
lat gnębionej prześladującym ją Pechem przez wielkie P, a jednak nadal znajdującej
w sobie pokłady walki o własne, niezależne życie. Wraz z rozwojem wydarzeń
możemy zaobserwować zmiany, jakie w niej zachodzą. Przyspieszony kurs
dojrzewania i odpowiedzialności dziewczyny, której dotąd gosposia robiła
śniadanie, a która niemal z dnia na dzień musi udźwignąć brzemię
odpowiedzialności za czyjeś życie wieczne w zaświatach. I przy okazji nie
stracić rozumu na skutek wizji, przy których efekt grzybków popitych
denaturatem przypominałby różowego jednorożca przy jeźdźcu rodem z Mordoru.
Nieco w tle pojawiają się postaci drugoplanowe, z których
najbarwniejszą jest ciotka głównej bohaterki i jej mentorka, Tekla, posiadające
specyficzny sposób okazywania czułości i przywiązania, zgryźliwe i złośliwe
medium. Nie sposób nie wspomnieć o trzech duchach, z którymi przyjdzie nawiązać
Idzie bliższą znajomość i uroczym, puchatym łapaczu snów, utkanym z marzeń
sennych, niekoniecznie tych dobrych.
Przyjemnym zaskoczeniem jest brak wątku miłosnego, który
potrafi czasem zdominować dobrze rozpoczynającą się historię i zepchnąć pozostałe
kwestie fabularne na boczny tor. W tym przypadku kontakt z duchami i walka,
jaką przyjdzie stoczyć Idzie trzymają się mocno. Dopiero zakończenie sugeruje,
że w kolejnych tomach możemy się spodziewać wprowadzenia co nieco sercowych
perypetii, ale już sam sposób, w jaki autorka to sygnalizuje, pozwala
przypuszczać, że nadmiar słodyczy nam nie grozi. I bardzo dobrze!
Szamanka od
umarlaków po raz pierwszy ukazała się w 2011 roku nakładem Wydawnictwa
Fabryka Słów. Potem ukazała się kontynuacja, Demon luster, i słuch o Idzie Brzezińskiej zaginął. Wznowienie
przez Uroboros daje nadzieję, że cykl doczeka się kontynuacji, co bardzo mnie
cieszy, ponieważ już pierwsze spotkanie okazało się tak udane.
Jeśli szukacie nieskomplikowanej, ale dobrej jakościowo,
lekkiej lektury, powieść Martyny Raduchowskiej będzie strzałem w dziesiątkę.
Serdecznie polecam!
Recenzja napisana dla portalu Papierowe Motyle.
O Szamance pisali również:
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz