Gratulujemy wyboru rejsu z firmą Foveros, Twojego biletu w jedną stronę
po relaks i ubaw!
Ubaw! Ubaw! Ubaw!
Dni 1, 2, 3
Rejs raczej nieciekawy.
Dzień 4
Coś tu jest… Ktoś tu jest?
Spędzenie sylwestrowej nocy na
pokładzie luksusowego jachtu, gdzie alkohol leje się strumieniami, a fajerwerki
na pełnym morzu robią niesamowite wrażenie, wydaje się pomysłem na naprawdę
świetną zabawę. Przynajmniej do czasu, gdy „Piękny Marzyciel” niespodziewanie
traci kontakt z lądem, dostęp do Internetu zostaje przerwany, a silniki
przestają działać praktycznie bez poważniejszej przyczyny. Z pasażerów dość
szybko wychodzi to, co najgorsze. Członkowie załogi wytrzymują nieco dłużej. Co
naprawdę dzieje się ze statkiem? Skąd pochodzą tajemnicze cienie i odgłosy? Czy
na pokładzie pojawił się nieproszony gość?
Kilka lat temu Sarah Lotz
wzbudziła sensację powieścią Troje,
opowiadającą o trzech katastrofach samolotowych z takim przekonaniem, że łatwo
można było uwierzyć w ich prawdopodobieństwo. Dzień czwarty jest bardzo luźną
kontynuacją tamtych wydarzeń. Pozwala w nowy sposób spojrzeć na to, o czym
wcześniej pisała autorka, ale jednocześnie w pełni funkcjonuje również jako
niezależna powieść. Dlatego jeśli nie czytaliście jeszcze Trojga, nic straconego.
Tym razem opowieść
przedstawiona jest z punktu widzenia kilkorga bohaterów. Asystentki znanego
medium, które na pokładzie statku przechodzi zaskakującą przemianę. Blogera,
który pojawił się na statku tylko po to, by owe medium zdyskredytować. Dwóch starszych
pań, które postanawiają popełnić w czasie rejsu wspólne samobójstwo. Lekarza
uzależnionego od leków, który traktuje pracę tu jako pokutę i zesłanie.
Ochroniarza, który tropi pewnego mordercę. Sprzątaczki-imigrantki, której los
płata solidnego figla. Każdy z nich doświadcza czegoś, co wymyka się logicznemu
wytłumaczeniu i każdy reaguje inaczej. Razem stanowią misz-masz charakterów, od
sceptyków po tych, co pokładają wiarę w zabobony. Seryjnego mordercy, który zaatakował
po raz kolejny. I ich właśnie oczami obserwujemy, co dzieje się na pokładzie „Pięknego
Marzyciela”. A dzieje się wiele.
Takie spersonalizowane akcje promocyjne lubię! Dostałam książkę-niespodziankę, a na kopercie widniał znajomy tekst - fragment mojej recenzji poprzedniej powieści autorki. |
Już od pierwszych rozdziałów można
przekonać się, że mamy do czynienia z powieścią grozy. Autorka stopniuje
napięcie i wprowadza atmosferę niepokoju podszytego strachem, który narasta
niemal do końca. Są momenty, że potrafi napędzić solidnego stracha, zwłaszcza
jeśli zdecydujemy się na lekturę późnym wieczorem, już po zmroku. I zwłaszcza
jeśli należycie do tych, których przechodzą ciarki podczas słuchania opowieści
o duchach. To właśnie jedna z nich.
Dzień czwarty nasuwa nieco skojarzenie z Przeklętym promem Matsa Strandberga. Tam również mamy do czynienia
ze statkiem, na które wkroczyło Zło. O ile jednak u Szweda ma ono formę bardzo
dosłowną i wampirze, a krew leje się strumieniami, co jakiś czas przetykana
pasmem jelit, o tyle Lotz jest bardziej subtelna. Początkowa groza wynika z
drobnych incydentów, dopiero potem nabiera bardziej konkretnego kształtu, jednak
nic nie jest dopowiedziane do końca. Z tego względu można mieć pewne uczucie niedosytu,
chociaż nie tak dużego jak w przypadku zakończenia Trojga.
Kiedy już skończyłam książkę,
zerknęłam na jej opis. I całe szczęście, że zrobiłam to w takiej kolejności, bo
w przeciwnym razie, pewnie czytalibyście dzisiaj moją opinię w nieco innej
formie. Tak się zastanawiam, co siedzi w głowach osób układających blurby na
okładki i zdradzających CAŁĄ fabułę? Czy to jakaś perwersyjna forma zemsty, bo
nie lubią ludzi? Może złośliwość? Może głupota? A może nikt nie uświadomił ich,
że okładkowy opis to nie to samo, co streszczenie? Jaką przyjemność będzie miał
czytelnik, jeśli już rzut oka na okładkę, pozbawi go elementu zaskoczenia? I
nie sądzę, by były to za ostre słowa, ponieważ taka praktyka staje się coraz
powszechniejsza. Aż strach czytać blurby, a w takim razie, na jakiej podstawie
mamy wybierać sobie kolejne lektury? Drodzy Wydawcy, szanujcie trochę
czytelników, bo to przecież oni kupują Wasze książki!
Podsumowując, Dzień czwarty to naprawdę niezła powieść
grozy, przyciągająca uwagę głównie ze względu na interesujące i nietypowe
miejsce akcji. To również interesujące uzupełnienie poprzedniej powieści
autorki, które daje także nadzieję na dalsze rozwinięcie tej historii. Ciekawe,
co Sarah Lotz jeszcze kryje w zanadrzu.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz